RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ubrudziła się ziemią, zmieniał się w śliskie błoto. Przepaska oblepiała jej skórę jak meduza i nawet
buty stały się jakby cięższe od panującej w powietrzu wilgoci.
Tak naprawdę jeszcze nigdy nie wspinała się tak długo, tak starannie asekurując każdy chwyt rąk i
nóg. Kiedyś założyła się z marynarzem, kto pierwszy dostanie się z dziobu na rufę statku, nie
dotykając pokładu. To była dziecinna zabawa w porównaniu z tym szybem, mimo że wtedy gra nie
szła o życie.
Stopą natrafiła na jakieś podłoże. Półka? W każdym razie jakiś występ w ścianie szybu& trzeba to
sprawdzid, zanim się na tym oprze i zdecyduje się odwiązad linę.
 Hoooaaa!  Głos, który jak dym nadpłynął z głębi tunelu, brzmiał jak wycie upiora. Valeria
macała stopami powierzchnię występu, aż znalazła miejsce, na którym mogła stanąd. Trzymając się
liny spojrzała w dół.
Wejście do szybu było już wysoko i dawało tak mało światła, że z trudem dało się zliczyd palce na
trzymanej przed nosem dłoni. Poniżej rozciągał się tylko mrok. Chod czy tylko? Daleko w głębi, na
przeciwległej ścianie szybu, widad było zmagającą się z ciemnością nikłą poświatę. Jak odległy świetlik
w bezksiężycową noc. Tyle, że żaden świetlik nie migotał błękitem i czerwienią& przynajmniej żaden
naturalny świetlik. To, co zamieszkiwało takie głębiny, mogło nie poddawad się prawom natury.
Valeria wzdrygnęła się. Nie przepadała za magią bardziej niż Cymeryjczyk, i z tych samych
powodów. Przez magię uczciwa sztuka wojenna stawała się bezużyteczna, a szlachetni wojownicy
często nie mogli sobie z nią dad rady. Czarownica Tascela była najgorszą osobą, jaką Valeria spotkała;
dziękowała bogom, że nie widziała niektórych czarowników, o których opowiadał Conan.
Nie czas zastanawiad się, czy Conan mówił prawdę. Teraz trzeba dowiedzied się, czy to jego głos.
 Morze daje wolnośd  krzyknęła hasło Czerwonego Bractwa. W tej puszczy tylko Conan mógł je
znad.
 Ląd odbiera wolę  usłyszała odzew.
Z radości ugięły się pod nią kolana.
 Conanie! Gdzie jesteś?
 W tunelu, tam gdzie widzisz światło. Od&
Gruda ziemi odbiła się od głowy Valerii i pomknęła w otchłao. Spojrzała do góry. Czy zadawało się
jej, czy wejście do szybu było teraz mniejsze, a światło słabsze?
Zwiatło na pewno słabło, wyciągnięta ręka była już tylko niewyraznym zarysem. Ale w dole nic się
nie zmieniło, chod tamta poświata nijak nie mogła zastąpid promyka słooca z powierzchni.
 Conanie, coś dzieje się ze światłem. Spróbuję zsunąd się po linie, a kiedy znajdę się naprzeciwko
ciebie, rzucę ci linę. Jak szeroki jest szyb tam na dole?
 Na tyle szeroki, że twój przyjaciel krokodyl nie uwiązł w nim, kiedy go posłałaś w ślad za mną 
usłyszała w odpowiedzi.  Lepiej się pospiesz, zanim zrobi się ciemno.
Wyczuła w jego głosie, że nie chodzi mu tylko o brak światła. Oburzyła się, że próbuje zataid to
przed nią. Jednak rozsądek zastąpił gniew i podpowiedział jej, że może Conan sam nie znał całej
prawdy. Gdyby znał, powiedziałby jej na pewno!
Lina już się kooczyła, kiedy Valeria natrafiła stopą na ogromny zakrzywiony korzeo wystający ze
ściany naprzeciw wejścia do tunelu. Wtedy światło z tunelu przesłoniła głowa i masywne barki
Conana. Zobaczyła, że w wejściu do korytarza piętrzy się kupa obsypanej ziemi i zrozumiała, czego się
obawiał.
Cisza była tak miła jej uszom jak nigdy od czasów, kiedy zarabiała na życie kradnąc sakiewki. Nawet
odległy świst spadającej liny, którą zwolniła rozluzniając ruchomy węzeł, uderzył ją w uszy jak grzmot.
Koniec liny przeleciał koło niej i pomknął w dół. Mocno chwyciwszy jej drugi koniec, zaczęła ją zwijad.
Ciągnęła energicznie, ale lina nagle się naprężyła. Pewnie zaczepiła o jakiś korzeo, pomyślała. Wtedy
coś zaczęło szarpad linę. Coś żywego gdzieś w głębi szybu. Mogła się założyd, że nie było to
stworzenie tak niewinne jak krokodyl.
Valeria wolałaby zmierzyd się z tuzinem krokodyli niż z tą istotą, która byd może teraz wspinała się z
głębin. Nie pozwoliła, aby ręce czy głos zadrżały jej, zdradzając strach. Rzuciła swój koniec liny na
drugą stronę szybu, zobaczyła, że Conan chwycił ją pewnie, i zaczęła z całej siły otrząsad z drugiego
kooca liny to, co ją trzymało.
Przez najdłuższą w życiu chwilę Valeria czekała, co się stanie najpierw  pęknie lina czy to coś w
dole ją wypuści. Nagle lina wystrzeliła w górę jak latająca ryba. Valeria pospiesznie chwyciła jej wolny
koniec i obwiązała sobie wokół pasa. Linę pokrywała cuchnąca maz. Z dołu dało się słyszed
bulgotanie, jakby ktoś usiłował krzyczed dławiąc się jednocześnie winem. Głos dochodził z bliska, a
ona będzie musiała przeskoczyd szyb. Z korzenia nie mogła się dobrze odbid.
 Conanie!  zawołała.
 Słyszałem. Skacz!
Conan zebrał nadmiar liny, tak by się dobrze napięła. Jeśli Valerii nie uda się przeskoczyd, nie
spadnie głęboko.
Skuliła się, napięła mięśnie i mocno przycisnęła ręce do ściany. Kilka grudek ziemi spadło w
przepaśd, bulgot wzmógł się.
Wzięła najgłębszy w życiu wdech, jakby porządna porcja tlenu w płucach mogła pozwolid jej unieśd
się w powietrzu i przelecied nad otchłanią, i skoczyła.
Leciała jedynie przez krótką chwilę, ale to wystarczyło, by istota z dołu zdążyła jej dotknąd.
Dotknięcie było lekkie jak muśnięcie kociego ogona, lecz paliło jak rozgrzane żelazo.
Kiedy już była po drugiej stronie, wdrapała się na osypaną ziemię. Odbijając się echem od ścian
szybu i korytarza, goniło ją wycie drapieżnika, któremu umknęła ofiara. Coraz więcej ziemi osypywało
się ze ścian i sklepienia. Conan chwycił Valerię za rękę i włosy, i przeciągnął za usypany kopiec ziemi.
Po drodze jej przepaska o coś się zaczepiła. Kiedy stoczyła się do nóg Conana, była całkiem naga, nie
licząc broni i butów. On nie zwrócił na to uwagi, podnosząc ją.
 Możesz chodzid?
 Mogę nawet biec, byle uciec przed tym& czymś!
Wycie nie cichło, a Valeria usłyszała nagle drugi dziki krzyk. Zciany szybu zadrżały. Ogromne grudy
ziemi wielkości człowieka poleciały w dół. Rozległ się okropny plusk, kiedy spadały na dno.
Po chwili sklepienie tunelu również zaczęło drżed. Ani Cymeryjczyk, ani Aquilonka nie potrzebowali
żadnych innych znaków. Zerwali się i pobiegli w głąb tunelu, zwalniając dopiero wtedy, kiedy poczuli
pod stopami kamienie.
Za ich plecami rozległo się dudnienie osypujących się wielkich mas ziemi.
Od strony wejścia do tunelu  a raczej miejsca, gdzie niegdyś było wejście  niósł się nieprzyjemny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl