RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyznał czarnoksię\nik.  Znam jednak zaklęcie, za pomocą którego mogę spowodować
krótką, ale silną śnie\ycę. Gdy tylko zasadzimy się na maszerujących Tormańczyków,
śnie\yca ukryłaby nas przed ptakami.
Conan uśmiechnął się i pociągnął głęboki łyk jęczmiennego piwa.
 Staruszku, być mo\e wygrałeś dla nas tę wojnę  powiedział.
Królewcy łowczy byli co do jednego niscy i krępi, odziani w skóry i surowe płótno
domowego wyrobu. Większość z nich miała ciemniejsze włosy ni\ wojownicy Alcuiny.
Nale\eli bez wątpienia do innej rasy ni\ jasnowłosi rycerze, ale jako stra\nicy lasów cieszyli
się przywilejami większymi ni\ pospolici poddani i bez wątpienia byli lojalni wobec swojej
królowej.
 Niektórzy z was przygotują dla nas bezpieczne obozowiska  mówił Conan. Jego
oddech parował w mroznym powietrzu.  Inni będą śledzić obydwie idące na nas armie.
Jeszcze inni będą przewodnikami dla chłopów dostarczających nam \ywność. Starajcie się,
\eby was nie wypatrzono, zacierajcie za sobą ślady. Jeden z was musi stale obserwować
przeciwnika, a od czasu do czasu będziecie wysyłać gońców z wieściami. Jeśli nieprzyjaciel
zwróci się przeciw wam, uciekajcie. Nie próbujcie walczyć, to robota wojowników.
Gdy łowczy odeszli, Conan zajął się o wiele trudniejszym zadaniem. Miał dzień, najwy\ej
dwa na nauczenie wojowników Alcuiny podstaw walki z końskiego grzbietu. Miecze okazały
się za krótkie do walki z siodeł, dlatego Cymmerianin nakazał wszystkim zabrać ze sobą
włócznie. Zbrojmistrze przycięli tarcze tak, by było poręczniej posługiwać się nimi na
końskim grzbiecie. Jezdzcy przeje\d\ali galopem koło rozstawionych przed dworem
słomianych kukieł i dzgali je bez opamiętania włóczniami. Zaśmiewali się hucznie, gdy
któryś z nich zle wymierzył cios i zwalał się z siodła.
 To nie zabawa!  zagrzmiał rozwścieczony Conan.  To wojna! Uderzacie zbyt
mocno, dlatego tak łatwo spadacie. Nie musicie przyszpilić przeciwnika do ziemi, wystarczy,
\e wbijecie w niego ostrze na długość dłoni. Jeśli wbijecie włócznię za głęboko, nie zdołacie
jej wyciągnąć. Siedzcie lekko w siodle, sprę\ajcie się dopiero przed zadaniem ciosu.
Po chwili kolejny jezdziec zwalił się na ziemię pośród gromkich śmiechów. Conan
westchnął zniechęcony.
Tego wieczora, gdy wyczerpane konie i jezdzcy wrócili do dworu, Alcuina odwołała
Conana na bok.
 Mają jakieś szansę?  zapytała bez ogródek.
 Poprawiają się  odpowiedział ostro\nie Cymmerianin.  Sporą przewagę daje nam
to, \e nieprzyjaciel nie miał nigdy do czynienia z napastnikami atakującymi z koni. Poza tym
zamierzamy ich jedynie odeprzeć, a nie zniszczyć.
 Istotnie, raczej nie powinniśmy liczyć na nic więcej. Chocia\ mo\e dzięki Leovigildowi
uda się nam zwycię\yć.
 Sądzisz, \e ten chłopak oka\e się a\ tak przydatny?  zapytał Conan, zirytowany
uwagą, którą królowa poświęcała młodemu Thungiańczykowi.
 Oczywiście  królowa popatrzyła na niego chłodno.  Po śmierci Odoaka
Thungiańczycy bez oporów uznają jego panowanie. Sprzymierzylibyśmy się wówczas z nimi
przeciw Tormańczykom.
 I doszłoby do hucznych zaślubin oraz połączenia królestw?  spytał Conan.
Strona 61
Maddox Roberts John - Conan mistrz
 Oczywiście, tak właśnie dzieje się w panujących rodach. Jeśli zdołamy zabić Totilę, być
mo\e równie\ Tormańczycy uznają nasze zwierzchnictwo. Totila nie ma dziedzica.
 I bardzo dobrze!  prychnął Conan. Obrócił się na pięcie i ruszył .spiesznym krokiem.
 Conanie!  Cymmerianin odwrócił się. Królowa stała oparta o ścianę. Chocia\ była
niska, wyglądała majestatycznie. Conan przygotował się w duchu na następną połajankę, ale
Alcuina przemówiła spokojnym, cichym głosem:  Gdy królowa układa plany na przyszłość,
nie mo\e kierować się głosem swojego serca, lecz musi mieć na względzie dobro poddanych.
śałuję, \e tak jest.
Po tych słowach odeszła do alkierza, a Conan nie spuszczał z niej wzroku.
Tego wieczora przygotowano ucztę, jednak Alcuina nakazała, by piwo wydzielono w
umiarkowanej ilości. Rankiem następnego dnia miano wyruszyć na pierwszy wypad na
wroga. Conan liczył, \e zdoła jeszcze podszkolić ludzi, nim podzielą się na grupy wypadowe,
jednak mogło nie być na to czasu. Był zadowolony, \e czeka go walka. Dzięki temu mógł
przestać rozmyślać o Alcuinie.
Młodsi wojownicy nerwowo rozprawiali o czekających ich bitwach. Czy wygrają, czy
przegrają, czekała ich sława choćby tylko z powodu niezwykłej taktyki. Starsi wojacy byli
mniej wylewni. Wielu z nich \ywiło wielkie wątpliwości wobec dziwacznego w ich
mniemaniu sposobu walki. Jak człowiek mógł się porządnie bić, nie czując ziemi pod
stopami? Ale nie byli przygnębieni. Północni wojownicy nie byli w stanie nie cieszyć się
przyszłą walką.
Conan wbił zęby w parujący połeć cielęciny. Cambrejskim oddziałom brakowało
wyszkolenia i dyscypliny, jednak Cymmerianin niezbyt lubił cywilizowane armie. Wolał
dowodzić dzielnymi i oddanymi wojownikami, choćby nawet ich kunszt bojowy był znikomy.
Wtem barbarzyńca poczuł, \e ktoś kładzie mu rękę na ramieniu. Obejrzawszy się, ujrzał, \e
stoi przy nim Leovigild. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl