[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po deszczu pod dom zajechał powóz, a nikt nie przyjechał nim rano – o czym wiemy ze słów
Gregsona – musiał przyjechać w nocy i przywieźć tych dwóch osobników.
– To brzmi przekonywająco – powiedziałem. – Ale skąd pan wie, jakiego wzrostu był ten
drugi człowiek?
– W dziewięciu wypadkach na dziesięć z długości kroków można określić wzrost człowie-
ka. Obliczenie jest proste, ale nie ma celu nudzić nim pana. Długość kroku tego mężczyzny
wymierzyłem na gliniastym gruncie zewnątrz domu i na zakurzonej podłodze wewnątrz. Poza
tym mogłem sprawdzić moją kalkulację, bo pisząc coś na ścianie bezwiednie robimy to na
wysokości oczu. A w pokoju od napisu do podłogi było nieco więcej niż sześć stóp. Jak pan
widzi, wszystko jest bardzo proste.
– No, a wiek?
– Człowiek, który bez wysiłku daje cztery i półstopowego susa nie może być zaawansowa-
ny w latach. A taką szerokość miała kałuża na ścieżce w ogrodzie, którą przesadził po drodze.
Lakierki obeszły ją wkoło, a kwadratowe noski – przesadziły. Nie ma tu nic tajemniczego. Po
prostu stosuję w codziennym życiu tych parę prawideł z dziedziny obserwacji i dedukcji, któ-
re propaguję w mym artykule. Czy jeszcze coś pana zadziwiło?
– Długość paznokci u rąk i gatunek cygara – powiedziałem.
– Napis na ścianie wydrapano męskim paznokciem umaczanym we krwi. Moje powięk-
szające szkło pozwoliło mi zobaczyć, że tynk był lekko podrapany, co by się nie było stało,
gdyby piszący miał przycięte paznokcie. Z podłogi zebrałem odrobinę popiołu tytoniowego.
Miał ciemny kolor i był włóknisty – taki popiół dają tylko cygara „trichinopoly”. Zajmowa-
łem się popiołem z cygar, napisałem nawet rozprawę na ten temat. Pochlebiam sobie, że od
jednego rzutu oka rozpoznam popiół każdego ze znanych gatunków cygar czy tytoniu. W
takich właśnie szczegółach zręczny detektyw różni się od ludzi typu Lestrade'a i Gregsona.
– A rumiana twarz?
– Ach, to było znacznie śmielsze, choć jestem pewien, że równie trafne. Ale w obecnym
stanie rzeczy nie mogę panu jeszcze tego wyjaśnić.
Przesunąłem ręką po czole.
– W głowie mi się miesza – powiedziałem. – Im więcej o tym myślę, tym bardziej wydaje
mi się to tajemnicze. Jak ci dwaj ludzie – jeśli było ich dwóch – dostali się do pustego domu?
Co się stało z dorożkarzem, który ich przywiózł? Jak jeden z nich mógł zmusić drugiego do
22
zażycia trucizny? Skąd krew na ścianach? Po co popełniono morderstwo, skoro nie dla rabun-
ku? Jak się tam dostała damska obrączka? A nade wszystko, po co ten drugi napisał przed
wyjściem niemieckie słowo Rache? Przyznaję, że nie mogę sobie tego wszystkiego połączyć
w całość i wytłumaczyć.
Mój towarzysz przytaknął mi z uśmiechem.
– Podsumował pan trudności zwięźle i dokładnie – powiedział. – Wiele rzeczy pozostaje
jeszcze ciemnych, choć wyrobiłem sobie zdanie o zasadniczych faktach. Co zaś do odkrycia
biednego Lestrade'a, to uważam, że chodzi o zwykły podstęp dla zmylenia policji i zasugero-
wania jej, iż ma do czynienia z jakimś wystąpieniem socjalistów czy tajnej organizacji. Tego
nie pisał Niemiec. Litera „A”, jeśli pan zauważył, miała w sobie coś z gotyku, podczas gdy
prawdziwy Niemiec pisze teraz łacińskim alfabetem. Śmiało więc możemy powiedzieć, że
chodzi tu nie o rdzennego Niemca, lecz niezręcznego naśladowcę, który przeholował w
swoim zadaniu. Zwykły wybieg dla skierowania śledztwa na fałszywe tory. Na tym poprze-
stanę, doktorze. Pan wie, że kuglarz traci wiarę u widzów, gdy zdradzi tajemnicę swych sztu-
czek. A jeśli powiem panu za dużo o mej metodzie pracy, przyjdzie pan do wniosku, że je-
stem najprzeciętniejszym człowiekiem pod słońcem.
– Nigdy tego nie pomyślę – powiedziałem. – Uczynił pan z dedukcji niemal naukę ścisłą,
czego nikt inny zrobić by chyba nie potrafił.
Moje słowa i poważny ton wywołały rumieniec na twarzy Holmesa. Zdążyłem już zauwa-
żyć, że jeśli chodzi o jego sztukę, był tak czuły na pochlebstwa jak dziewczyna na punkcie
swej urody.
– Powiem panu jeszcze coś – dodał. – Lakierki i kwadratowe noski przyjechały tą samą
dorożką i szły ścieżką, jak dwoje serdecznych przyjaciół. Prawdopodobnie pod rękę. W po- [ Pobierz całość w formacie PDF ]