RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znajdowała się gdzieś w okolicach jego podbródka.
Pokrzyk manipulował przy zardzewiałej zasłonie i nie dostrzegł upiornej zjawy, która wyłoniła
się z ziemi tuż przed nim. Rhys widział ją wyraznie, lecz nawet wtedy nie uwierzyłby własnym
zmysłom, gdyby po spojrzeniu Atty i jej sprężonych mięśniach nie poznał, że ona też ją widzi.
Zjawa była wzrostu i postury ludzkiego mężczyzny. Duch miał na sobie pancerz  nic tak
wyrafinowanego jak zbroja rycerska, po prostu kilka połączonych ze sobą starych kawałków blachy.
Nie miał hełmu, a na jego głowie ziała okropna rana od cięcia, które rozrąbało mu czaszkę. Twarz
mężczyzny wykrzywiał wrogi grymas. Duch wyciągnął rękę do kendera, który nadal radośnie chował
głowę w hełmie i nie miał pojęcia o stojącym przed nim okropieństwie.
Rhys próbował ostrzec go krzykiem. Jednak w ustach i w gardle tak mu zaschło, że nie mógł
wydobyć dzwięku. Mógłby wysłać Attę, ale pies trząsł się ze strachu.
 Uhu ha! Ale się nagle zrobiło zimno  zahuczał Po krzyk z wnętrza hełmu.
Mniej więcej w tym samym momencie udało mu się poluzować zasłonę i hełm się otworzył.
 O, cześć!  zawołał kender do widma, którego ręka znajdowała się kilka cali od jego twarzy.
 Przepraszam. Nie wiedziałem, że tu jesteś. Jak się masz? Na dzwięk głosu kendera duch opuścił
rękę. Zawisł niepewnie przed Pokrzykiem, jakby próbował podjąć jakąś decyzję. Zalękniony Rhys
słuchał, przyglądał się i próbował zrozu mieć, co się dzieje. Ani jego trening, ani medytacje czy
modlitwy nie przygotowały go na ten widok. Głaskał Attę, uspokajając ją i siebie jednocześnie.
Dobrze było dotykać czegoś ciepłego i żywego. Pokrzyk zdjął hełm i upuścił go na ziemię.
 Przepraszam. To twoje?  Zauważył, że zjawie brako wało połowy czaszki.  Raczej nie.
Pewnie by ci się wtedy przydał. Widzę, że nie najlepiej ci się powodzi. Chciałbyś mi o tym
opowiedzieć?
Wydawało się, że zjawa mówiła, chociaż Rhys nie słyszał głosu. Widział wyrażającą złość
gestykulację widmowych rąk. Duch co jakiś czas odwracał głowę i spoglądał w dal.
Pokrzyk słuchał spokojnie i uważnie, a na jego twarzy malował się wyraz współczucia i
zatroskania.
 Nie masz tu już czego szukać  stwierdził wreszcie kender.  Twoja żona wyszła już drugi
raz za mąż. Musiała, chociaż płakała po tobie i tęskniła. Trzeba było zaopiekować się dziećmi, a
sama nie poradziłaby sobie w gospodarstwie. Twoi kompani wznoszą za ciebie szklanicę i mówią:
 Pamięta cie, jak stary Charley zrobił to albo tamto? Ale oni też ułożyli sobie życie na nowo. Ty też
musisz. Nie, wcale sobie nie żartu ję. Zmierć jest częścią życia. Taką raczej mroczną i cichą, ale
niewątpliwie jego częścią. Nie pomagasz sobie, siedząc tu i tra piąc się tym, jaka cię spotkała
niesprawiedliwość. Pokrzyk znów wysłuchał zjawy i powiedział:
 Można tak na to spojrzeć, ale również można przyjąć pogląd, że nieznane jest pełne nowych i
ekscytujących możli wości. Wszystko chyba jest lepsze od tego, prawda? Snujesz się tu zagubiony i
samotny. Przynajmniej zastanów się nad tym, co ci powiedziałem. Nie grasz przypadkiem w khas?
Chciałbyś zagrać partyjkę, zanim odejdziesz?
Duch najwyrazniej nie był zainteresowany. Widmowa postać zaczęła się rozpraszać jak mgła w
świetle księżyca.
 Och, prawie zapomniałem!  zawołał kender.  Wi działeś ostatnio Chemosha albo miałeś
jakieś od niego wiado mości? Chemosh. Pan Umarłych. Nigdy o nim nie słyszałeś. No cóż, i tak
dziękuję ci bardzo. %7łyczę powodzenia! Bezpiecznej podróży.
Rhys próbował pozbierać strzaskane kawałki swoich złudzeń na temat życia i śmierci, przebrać
je i poukładać od nowa. Wreszcie stwierdził, że nie potrafi i po prostu wszystkie wyrzucił. Czas
zacząć od nowa. Poszedł do miejsca, gdzie stał Pokrzyk. Kender przyglądał się swojej sakwie i
hełmowi, jakby starał się ocenić, czy się w niej zmieści.
Słysząc czyjeś kroki, niziołek odwrócił głowę. Rozpromienił się na twarzy. Upuścił hełm i
podbiegł do mnicha.
* Widziałeś to? Zjawa! Tylko jakaś taka smutna. Większość z nich jest żywsza, że tak powiem.
Aha, ten człowiek nic nie wiedział o Chemoshu. Podejrzewam, że zginął przed powrotem bogów.
Mam nadzieję, że czuje się lepiej teraz, kiedy wyruszył w następny etap swojej podróży. Co się stało
Atcie? Chyba nie jest chora, prawda?
* Pokrzyku, chciałem przeprosić  powiedział pokornie Rhys. Kender zmarszczył twarz z
lekkiego zdziwienia.
* Jeśli chcesz, możesz. Mnie to nie przeszkadza. Kogo chciałeś przepraszać?
* Ciebie, Pokrzyku.  Rhys uśmiechnął się.  Wątpiłem w ciebie i szpiegowałem cię, i teraz mi
przykro.
* Wątpiłeś&  Niziołek umilkł. Spojrzał na mnicha, na psa, rozejrzał się po pustym polu. 
Rozumiem. Poszedłeś za mną, żeby upewnić się, że nie kłamię, kiedy powiedziałem, że potrafię
rozmawiać z umarłymi. * Tak. Przepraszam. Powinienem ci zaufać.
* Nie szkodzi  stwierdził Pokrzyk, chociaż westchnął przy tym cicho.  Przyzwyczaiłem się
do tego, że mi nie ufają. Tak już jest w tym zawodzie. * Wybaczysz mi?  spytał mężczyzna. *
Przyniosłeś coś do jedzenia? Rhys wyciągnął z torby kawałek sera i podał go kenderowi.
 Wybaczam ci  oznajmił Pokrzyk, z zadowoleniem od gryzając duży kęs. Rzucił okiem na
Rhysa.  To bardzo dziwne.  To zwykły kozi ser&
 Nie, nie ser. Ser jest całkiem smaczny. Chciałem po wiedzieć, że to dziwne, że ten duch nie
znał Chemosha. %7ładen z duchów, widm czy zjaw, jakie spotkałem, nie widział ani je go, ani jego
kapłanów. Co prawda za życia tej konkretnej zja wy Chemosha jeszcze nie było, ale wydaje mi się,
że gdybym to ja był Panem Zmierci, pierwszą rzeczą, jaką bym zrobił po powrocie, byłoby wysłanie
moich kapłanów, aby przeszukali wszystkie pola bitew, lochy i smocze jamy i pojmali do niewo li [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl