RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie widziaÅ‚a nawet, jak udekorowano wnÄ™trze koÅ›­
cioła. To miała być niespodzianka. Pogładziła lekko
dłonią fałdy sukni. Mnóstwo białego jedwabiu, pysznie
spiętrzone fałdy odchodzące od mocno wciętej talii.
Jedwab służył kiedyś do dekoracji w czasie pierwszego
balu na cele charytatywne, zorganizowanego przez
Holly. Siostra nie mogła się doczekać chwili, w której
REPORTER W SPÓDNICY 145
będzie mogła ponownie wykorzystać ponad dwadzieścia
metrów pięknego materiału.
Po raz pierwszy usiłowała zużyć jedwab na suknię dla
Laurel. Ta jednak, ku jej oburzeniu, postanowiÅ‚a wy­
stąpić na swoim ślubie w sukni z trenem w kolorze
czerwonym. Był to szok, po którym Holly nie mogła
dojść do siebie przez wiele tygodni Do tej pory utrzy­
mywała, że to właśnie było przyczyną wcześniejszych,
niż planowano narodzin małego Nicholasa.
- Zwietnie Holly wyprostowała się i powoli obeszła
Ivy dookoła. Wyglądasz pięknie.
Elegancko i skromnie - dodała Ivy Wprawdzie na
uszycie sukienki nie było wiele czasu, ale dopasowany
staniczek z głęboko wyciętym dekoltem, długie rękawy,
zwieÅ„czone u ramion leciutkimi bufkami, obfita spódni­
ca, wszystko prezentowało się doskonale.
A więc, zgodnie z tradycją, masz już na sobie coś,
co było przedtem używane. A teraz... Laurel sięgnęła
w głąb szafy czas dodać coś całkiem nowego!
Holly pomogła siostrze wydobyć z torby błyszczący,
zwiewny i połyskujący welon.
- To dla mnie? - wyjąkała z trudem Ivy.
Welon zabÅ‚ysnÄ…Å‚ w Å›wietle tysiÄ…cami maleÅ„kich krysz­
tałków, kunsztownie przyszytych do leciutkiego jak
piórko materiału.
Teraz już się nie dziwię, że sukienka jest taka prosta
- wymruczała Ivy, gdy siostry przypięły welon do jej
włosów
Wyglądasz jak Królewna Znieżka - rozmarzyła się
Laurel Dokładnie za dwadzieścia trzy piąta promienie
słońca wpadną przez okno i cię oświetlą. - Laurel
poprawiÅ‚a lekko welon. - Kiedy bÄ™dziesz skÅ‚adaÅ‚a przy­
sięgę małżeńską, wszystkie kryształki będą iskrzyły się
i błyszczały.
- Tak też mi się wydawało, że za dwadzieścia trzy piąta
to nie jest typowa godzina na zawieranie Å›lubu. Podejrze­
wałam, że coś się musi za tym kryć. - Ten teatralny plan
doskonale odpowiadał charakterowi siostry.
146 REPORTER W SPÓDNICY
Gdzie jest Adam? zaniepokoiła się Holly Miał
przynieść naszyjnik mamy. To dopeÅ‚ni kompletu po­
trzebnego każdej pannie młodej: coś używanego, coś
nowego i coś pożyczonego Oczywiście, jeśli chodzi
o naszyjnik, pożyczasz od nas tylko jego dwie trzecie.
Reszta jest twoja.
- Tak czy siak, już mam coś pożyczonego w torebce
- oświadczyła tryumfalnym tonem Ivy. W dodatku
w kolorze, który przynosi najwięcej szczęścia pannom
mÅ‚odym - SiÄ™gnęła do torebjci i wyjęła z niej niebie­
skiego potworka z Ulicy Sezamkowej. Pożyczył mi
go Nicholas wyjaśniła, na wypadek, gdyby siostry
miały co do tego jakiekolwiek wątpliwości.
Nie wpuszczÄ… ciÄ™ tam przekonywaÅ‚ Ricka przy­
szÅ‚y szwagier, Jack Pan mÅ‚ody nie ma prawa zoba­
czyć panny młodej przed ślubem
Rick rzucił okiem na swoje odbicie w olbrzymim
lustrze. Przygładził dłonią niesforną czuprynę. Nigdy
nie zwracał szczególnej uwagi na swój wygląd, ale teraz,
dla Ivy, chciał prezentować się jak najlepiej.
- ChciaÅ‚bym widzieć jej minÄ™, kiedy zobaczy pre­
zent.
Daj mi chwilÄ™ na zmianÄ™ obiektywu, a uwieczniÄ™
to dla potomności wtrąciła się Billie.
Dobra myśl - poparł ją Adam i poprawił krawat.
- Nie mogę uwierzyć, że wywaliłem na ten krawat
tyle forsy, a on i tak nie chce wyglądać tak porządnie
jak twój - zirytował się Rick, bezskutecznie zmagając
się z krzywym węzłem.
- Daj, pomogę ci - zaofiarowała się Billie. Trzeba
mnie było wybrać na świadka, a nie Lincolna - dodała.
Przez ułamek chwili Rick miał wrażenie, że na
twarzach jego przyszÅ‚ych szwagrów pojawiÅ‚ siÄ™ niechÄ™t­
ny uśmieszek. Uniósł brwi do góry Zna Billie od wielu
lat i nikomu nie pozwoli się z niej nabijać.
Adam skinÄ…Å‚ leciutko gÅ‚owÄ…. ZrozumiaÅ‚, o co cho­
dzi. Jack zmrużył porozumiewawczo oko. Błysnął flesz.
REPORTER W SPÓDNICY 147
Słuchaj, Lincoln, gdybyś miał jakieś trudności
z kierowaniem OÅ›rodkiem, zadzwoÅ„ do mnie natych­
miast. Rick odwrócił się od lustra.
Nie ma sprawy. Nie nie bÄ™dzie żadnych prob­
lemów. Przez ostatni miesiąc powtarzam ci to co
najmniej dwa razy dziennie.
Ivy mówiÅ‚a, że zamierzasz zaÅ‚ożyć podobnÄ… or­
ganizację w Nowym Jorku - dodał Jack.
Tak, jak tylko siÄ™ tam zadomowimy.
Panowie, czas się zbliża. Mężczyzna rządzi, ale
kobieta decyduje. Tak powiedziaÅ‚ niejaki Holmes Ina­
czej mówiąc. .
O co ci chodzi? - spytał szorstko Rick.
Nie każmy czekać pannie młodej wyjaśniła
krótko Billie, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Na twarzach
sióstr odmalowała się ulga.
Ivy przestępowała z nogi na nogę Białe, satynowe
pantofelki byÅ‚y równie Å›liczne, co niewygodne. Naj­
chętniej usiadłaby na chwilę, ale ani Holly, ani Laurel
nie chciały nawet o tym słyszeć.
- Nareszcie! wykrzyknęła Holly na widok Jacka
i Adama.
Chociaż Ivy wiedziaÅ‚a doskonale, że Ricka nie po­
winno tu być, na wszelki wypadek rzuciła okiem na
otwarte drzwi. UjrzaÅ‚a w nich tylko Billie, która ot­
worzyła szeroko usta z zaskoczenia.
Adam i Jack, z identycznym wyrazem twarzy, wpat­
rywali siÄ™ w niÄ… w milczeniu.
Czy coś jest nie tak? Może ten welon za bardzo
iskrzy się w świetle lampy? Ivy niepewnie przygryzła
wargÄ™.
Ivy, wyglÄ…dasz... Jack odchrzÄ…knÄ…Å‚ z trudem.
- Jak płatek śniegu w blasku księżyca dokończyła
Billie zachwyconym szeptem.
- I już po moim makijażu pociągnęła głośno
nosem Laurel.
148 REPORTER W SPÓDNICY
MyÅ›licie, że Rickowi spodoba siÄ™ sukienka? spy­
tała Ivy
- Jeśli już o nim mowa, chciał tu z nami przyjść, ale
mu nie pozwoliliÅ›my. My... - Jack skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… w stro­
nę Adama, który trzymał w ręku czerwone, skórzane
pudełeczko.
- Czy to naszyjnik mamy? - spytaÅ‚a Holly, wyciÄ…­
gając rękę.
- Chwileczkę. - Adam podszedł do Ivy. - Od wielu
lat, przy szczególnych okazjach Laurel i Holly nosiły
naszyjnik mamy. Ty chyba nigdy nie miałaś go na sobie.
- Nie pasowaÅ‚ do stylu mojej pracy - Ivy potrzÄ…s­
nęła gÅ‚owÄ…. PopatrzyÅ‚a niepewnie na pudeÅ‚eczko. Po­
mimo wszelkich sentymentów, nigdy nie darzyÅ‚a na­
szyjnika zbyt ciepłym uczuciem. Składał się z trzech
rzędów wysadzanych diamencikami, spiętych z przodu
klamrÄ… ozdobionÄ… trzema dużymi kamieniami, z któ­
rych zwisał wisior z pereł. Kiedyś naszyjnik był wart
fortunę, ale matka stopniowo wyprzedała diamenty, by
podtrzymać finanse firmy ich ojca, a prawdziwe kamie­
nie zastąpiła dopasowanymi szkiełkami.
W odróżnieniu od sióstr, Ivy nigdy nie interesował
ten naszyjnik. Z drugiej strony, skoro one nosiły go do
ślubu, wiadomo było, że ona też nie może wyłamać się
z rodzinnej tradycji.
Zanim jej to dasz, Adam, wręczymy nasz prezent.
- Jack sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej małe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl