RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ole uśmiechnął się pomimo smutku, jaki nim zawładnął. Siostrzyczka wciąż miała tyle
przeżyć, którymi dzieliła się z przejęciem, co zawsze wprawiało go w dobry humor.
- Nie, na pewno nie umiem tak dobrze jak ty - odparł Ole. - Ale możesz mnie nauczyć.
- Od razu?
- Nie, chyba będziemy musieli poczekać parę dni -odparł Ole z namysłem. Odpowiedz
Birgit całkiem go zaskoczyła.
- Dlatego, że pan umarł, prawda? - powiedziała, patrząc na niego z powagą. Zastanawiał się,
co jeszcze doszło do jej uszu.
- Tak, niektórym jest bardzo smutno i pewnie nie chcieliby oglądać, jak inni bawią się
wesoło.
Birgit zamilkła na chwilę, zagryzając dolną wargę.
- Bardzo szkoda, jak ktoś umrze... prawda?
- Tak. Ale starzy i zmęczeni ludzie umierają, tak już jest.
- Wszyscy umrą? - Birgit patrzyła na niego z ciekawością, jednak bez lęku.
- No cóż, wszyscy kiedyś umrzemy, ale dopiero jak będziemy baaardzo starzy - dodał Ole,
naśladując głos staruszka, i połaskotał siostrzyczkę. - Coś mi się zdaje, że jesteś zbyt lekko ubrana.
Chodz, wracamy do domu!
Birgit zeskoczyła z kolan brata i chwyciła go ufnie za rękę.
- Ale ty zawsze będziesz ze mną, prawda? - pytała dalej, nie podnosząc głowy.
- No, w każdym razie długo. Kiedy już będziesz duża i sama będziesz sobie radzić, uznasz
może, że dobrze jest mieszkać osobno. Będziemy się wtedy odwiedzać, żeby pogawędzić, zajadając
smaczne ciasteczka.
Ole pomyślał, że dzień, w którym przyjdzie im się rozstać, może nastąpić szybciej, niż to się
Birgit spodoba, wołał jej jednak o tym nie mówić. Słyszał od Flemminga, że mama rozważa
możliwość przeprowadzki do Sorholm. Po tym tragicznym zdarzeniu jednak nie wiadomo, co
ostatecznie postanowi.
Następnego dnia Ole poszedł odwiedzić Susanne Toft. Flemming dał jej coś na sen, tak że
jakoś przetrwała tę noc. Wydawała się spokojniejsza, trochę jakby nieobecna.
- Tak mi przykro z powodu tego, co się stało - rzekł i uścisnął jej dłoń. Nie wiedząc, co
jeszcze mógłby powiedzieć, zagadnął: - Czy zauważyła pani jakieś sygnały?
Susanne przeniosła wzrok na jasnowłosego Norwega, nie cofając dłoni.
- Tak, Leif powiedział, że ktoś zawiśnie, nie zrozumiałam jednak, że miał na myśli samego
siebie. Dopiero o poranku, gdy zauważyłam, że nie zjadł śniadania... -odpowiedziała bezbarwnym
tonem. Jej spokój budził niemal trwogę.
Trzeba na nią teraz uważać, pomyślał Ole, bo gotowa sobie coś zrobić.
- Powinnam była pójść za nim... Za pózno zrozumiałam... Na pewno by mnie posłuchał...
Dławił ją szloch, ale nawet jęk nie wydobył się z jej gardła. Dłoń, którą Ole puścił, opadła
bezwładnie na kolana. Serce mu się ściskało, gdy na nią patrzył. Zrozumiał, że nie tylko jego dręczą
wyrzuty sumienia.
- A gdzie on jest? Chciałabym przy nim posiedzieć...
- Ułożyliśmy go w trumnie w stodole - odrzekł Ole z ociąganiem.
- Chcę go zobaczyć i posiedzieć przy nim.
- Rozumiem, Susanne. Ale on tam nie jest sam. Przez cały czas ktoś czuwa przy trumnie i
palą się świece.
- Jak mógł to zrobić? Taki wstyd!
Dorodna kobieta wydała się mu nagle drobna i nieporadna. Skóra na jej twarzy była niemal
przezroczysta, a oczy opuchnięte, pociemniałe.
- Nie, Susanne. Nigdy nie myśl w taki sposób! - Ole potrząsnął nią lekko, by się ocknęła. -
Posłaliśmy po twoich synów i córkę. Lada chwila powinni się zjawić.
Susanne pokiwała głową i westchnęła przeciągle.
- Dlaczego musieliście przyjechać właśnie teraz? Gdyby panicz Ole tak się go nie czepiał,
żyłby teraz.
A więc jednak padły te słowa, których się tak obawiał. Oskarżenia utwierdzające go jeszcze
mocniej w poczuciu winy, raniące go jak baty.
Pochylił głowę, nie znajdując nic na swoją obronę.
- Chcę go zobaczyć i dotknąć jego policzka... Susanne podniosła się z trudem, a Ole stanął
przy
niej, gotów ją wesprzeć, gdyby potrzebowała pomocy. Miała na sobie pogniecioną suknię
uszytą z grubej, zmechaconej od częstego prania tkaniny. Na krześle obok leżał fartuch,
brązowoszary jak jej włosy związane na karku w luzny węzeł. Susanne nie wyglądała mimo to na
nędzarkę, a w jej postawie znać było dumę.
- Jesteś pewna, że chcesz, by otworzyć trumnę? - zapytał niepewnie.
- A kto mi tego zabroni? Jeśli będzie trzeba, sama to zrobię - odpowiedziała z nutą przekory.
- Nie chodzi o utrudnianie ci czegokolwiek, może jednak lepiej zachować go w pamięci
takim, jaki był za życia?
Susanne zatrzymała się i popatrzyła na Olego przenikliwym wzrokiem.
- Chce panicz powiedzieć, że Leif nie wygląda dobrze po śmierci? Panicz sądzi pewnie, że
nie dam rady spojrzeć w jego oczy pozbawione blasku?
- Nie, z pewnością dasz radę, ale na pewno wolałabyś nie pamiętać koloru jego twarzy.
Minęło trochę czasu, nim został znaleziony...
- Chodzmy! - rzekła Susanne, głucha na ostrzeżenia Olego, i chwiejnym krokiem ruszyła ku
drzwiom. Na zewnątrz dołączyła do nich Hannah, a kiedy przemierzali dziedziniec, podszedł do
nich także Flemming. W milczeniu skierowali się w stronę stodoły. Flemming otworzył wrota.
Hannah wzruszenie chwyciło za gardło, a Susanne, wsparta na ramionach obu mężczyzn,
zatrzymała się w progu oszołomiona tym, co zobaczyła. Masztalerz naprawdę się postarał, by
godnie uczcić ostatnie godziny Leifa Tofta we dworze. Na środku stodoły stał wyłożony słomą wóz
drabiniasty, na którym umieszczono trumnę. Wieko trumny zostało udekorowane pożółkłymi je-
siennymi liśćmi. U wezgłowia stały dwie beczki do przechowywania ziarna, a na nich ustawiono
ciężkie lichtarze ze świecami palącymi się spokojnym płomieniem.
W stodole panował osobliwy spokój, a znajoma woń siana i ziarna stwarzała poczucie
bezpieczeństwa. Pod ścianą po przeciwnej stronie ustawiono, jak nakazywała ostrożność, dwa
wiadra z wodą. Zaprószenie ognia w stodole wypełnionej słomą i ziarnem groziłoby strasznymi
konsekwencjami.
Służąca, która siedziała na krześle przy trumnie, wstała cicho i oddaliła się na bok. Ta
chwila przeznaczona była wyłącznie dla Susanne. %7łona zarządcy podeszła wolnym krokiem do
trumny i złożywszy dłonie na Biblii umieszczonej na wieku trumny, przymknęła oczy i pochyliła
głowę. Hannah, Flemming i Ole stali tuż za nią, zauważyli więc, jak jej ramiona drżą od tłumionego
szlochu. Bali się oddychać, by nie zakłócić panującej w pomieszczeniu ciszy.
- Nie - wyszeptała Susanne. - Nie chcę otwierać trumny. Ole odetchnął z ulgą, że kobieta
zaoszczędzi sobie nieprzyjemnego widoku zmienionego nie do poznania męża.
Po chwili Hannah położyła dłoń na ramieniu pogrążonej w żałobie wdowy.
- %7łyczysz sobie, bym posiedziała tu z tobą, dopóki nie przybędą twoje dzieci? Czy może
mam poprosić o to kogoś innego?
Hannah nie chciała się narzucać, ale Susanne bez słowa skinęła głową na znak, że się
zgadza.
Flemming dostawił krzesło, pomógł Susanne usiąść i okrył ją pledem. Położywszy zaś dłoń [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl