RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zostały przesłane samolotem do Stanów. Godzinę temu dostaliśmy z
wywiadu floty wynik ekspertyzy grafologicznej: wiadomość pisał
własnoręcznie Dupree.
- Naturalnie, że to było jego pismo - zgodził się Pitt. - Ten, kto
wymyślił całą tę operację, nie był aż tak naiwny, by nie wziąć pod uwagę
ekspertyzy grafologicznej. Próba podrobienia kilku stron byłaby
szaleństwem, które musiałoby się wydać. Natomiast dobrze byłoby, gdyby
eksperci sprawdzili autentyczność powstawania tego tekstu. Coś mi się
wydaje, że nie został on napisany odręcznie, lecz wydrukowano go na
drukarce; dopiero potem pociągnięto po nim długopisem.
- To bez sensu - sprzeciwił się Boland. - By to zrobić, ktoś musiałby
dysponować rękopisami Dupree. Z czegoś przecież musieli kopiować.
- Dziennik okrętowy to raz, korespondencja to dwa, a kto wie, czy
nie prowadził własnych notatek z podróży - odpalił Pitt. - W kapsule były
ostatnie karty dziennika, brakowało kilku stron. Wydaje się, że z
dostępnego materiału powycinano, co się dało i zmontowano zdania, które
czytaliśmy. Dalej część została przefotografowana, zdrukowana na
oryginalnych kartach dziennika i podretuszowana na rękopis.
- To mogłoby tłumaczyć niezbyt logiczne w niektórych miejscach
zdania lub brak pewnych opisów, które powinny się tam znalezć - mruknął
zamyślony Hunter. - Ale to nadal nam nie wyjaśnia, gdzie jest Dupree i
jego okręt.
Pitt wstał i podszedł do mapy.
- Czy  Starbuck wysyłał swe meldunki do Pearl Harbor w
zakodowanej formie? - spytał.
- Nie zainstalowano na nim maszyn kodujących, gdyż okręt
operował albo na naszych wodach, albo w ich pobliżu. Miał otrzymać nową
generację maszyn szyfrujących po powrocie - wyjaśnił Hunter.
- Dość ryzykowne, żeby któryś z naszych okrętów podwodnych
nadawał otwartym tekstem - stwierdził zaskoczony Pitt. - Przynajmniej dla
mnie.
- Cisza radiowa obowiązuje tylko na patrolach i po osiągnięciu
wyznaczonego rejonu - wyjaśnił Boland. - Ponieważ  Starbuck odbywał
rejs próbny i istniało spore niebezpieczeństwo awarii, Dupree miał rozkaz
podawania pozycji co dwie godziny, tak na wszelki wypadek. Rejs miał
trwać jedynie pięć dni i zanim Rosjanie czy ktokolwiek inny zdołałby go
dokładnie wyśledzić, zidentyfikować i wysłać na miejsce statek z
elektronicznym wyposażeniem pomiarowym,  Starbuck od dawna
cumowałby bezpiecznie w Pearl Harbor.
- Ten czerwony znak - Pitt wpatrywał się w mapę - to miejsce, w
którym według wiadomości od Dupree powinien znajdować się  Starbuck ,
tak? A ta seria czarnych znaczków to ostatnie meldowane przez radio jego
pozycje?
- Zgadza się - przytaknął Hunter.
Pitt przez długą chwilę wpatrywał się w mapę bez słowa. W końcu
odsunął się o krok i wskazał ostatni z czarnych znaczków pytając:
- Jak daleko przeszukano obszar od tego miejsca?
- Wachlarzem na północny zachód do odległości trzystu mil - odparł
zaskoczony Boland. - Może dowiedzielibyśmy się w końcu, po co ten cały
egzamin?
- Jak wiem, w poszukiwaniach brało udział ponad dwadzieścia
okrętów i sto samolotów, tak? - upewnił się Pitt. - Nie znaleziono
absolutnie nic, pomimo zastosowania całej najnowszej techniki, jak
magnetometry, sonary, telewizja podwodna i co tam jeszcze komu
przyszło do głowy. Czy to nie zdziwiło nikogo z tu obecnych?
- A dlaczego miałoby zdziwić? - spytał zaskoczony Hunter. -
 Starbuck mógł zatonąć w jakimś podwodnym kanionie...
- Albo w warstwie miękkich osadów - dodał Denver. - Znalezienie
jednego okrętu na tak dużym akwenie, to prawie to samo, co szukanie
przysłowiowej igły w stogu siana.
- Mój drogi - rozpromienił się Dirk. - Właśnie powiedziałeś magiczne
słowo, a raczej słowa.
Denver przypatrywał mu się z niepewnym wyrazem twarzy.
- Jednego okrętu - powtórzył Pitt. - Całe poszukiwania nie mogły
odnalezć jednego okrętu.
- I co z tego? - spytał lodowato Hunter.
- Nie rozumiecie? Przeszukano sam środek obszaru zwanego
hawajskim wirem. Zgadzam się z tym, co powiedzieliście o  Starbucku .
Może nie dało się na niego trafić, ale jednostki ratownicze powinny bez
kłopotów coś znalezć. Przecież tam ponoć leży prawie czterdzieści innych
wraków.
- Cholera! - Hunter zrozumiał wreszcie, do czego zmierzał Pitt. -
Nigdy nie pomyśleliśmy o...
- Rozumiem - przerwał mu niezbyt grzecznie Boland, ale nikt nie
zwrócił na to uwagi. - Tylko co z tego wynika?
- To, że przeszukiwano nie ten rejon, który należało - odparł Pitt. -
Oznacza to również, że wiadomość od komandora Dupree jest oszustwem,
tak samo jak ostatnie pozycje okrętu podawane przez radio. Mówiąc
krótko, panowie, okrętu należy szukać nie na północnym zachodzie, ale w
rejonie odwróconym o sto osiemdziesiąt stopni, czyli na południowym
zachodzie.
Hunter, Denver i Boland przyglądali mu się w pełnym zdumienia
milczeniu. Na ich twarzach powoli zaczęło pojawiać się zrozumienie.
Pierwszy zareagował Denver.
- Zgadza się - powiedział.
Twarz Huntera nabrała nagle rumieńców, oczy błysnęły
entuzjazmem. Przez ponad minutę wpatrywał się w mapę z ożywieniem
nie notowanym od miesięcy, po czym odwrócił się i spytał Bolanda:
- Komandorze, jak szybko  Martha Ann może wypłynąć?
- Trzeba przyjąć na pokład helikopter, zatankować i jeszcze raz
sprawdzić aparaturę... Sądzę, że nie pózniej niż o dwudziestej pierwszej
dziś wieczorem, sir.
- Nie zostanie nam dużo czasu na ustalenie kursu i rejonu
poszukiwań - oznajmił Hunter i zwrócił się do Denvera: - To pańska
specjalność. Proponuję, aby niezwłocznie zabrał się pan do roboty.
- Wszystko jest już w komputerach, sir. To tylko kwestia odwrócenia
danych wejściowych co do kierunku, w którym mają być prowadzone
poszukiwania. Zajmie to kwadrans, najwyżej pół godziny i po wszystkim,
sir.
Hunter potarł czoło.
- Dobrze, panowie. Reszta należy do nas. Oddałbym połowę tych
pasków, żeby popłynąć z wami, ale w Stanach łeb by mi za to urwali. Tak
na marginesie, panie Pitt, mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko
wzięciu udziału w bliżej nie określonej czasowo podróży morskiej?
- Chwilowo nie mam żadnych innych atrakcyjnych planów -
uśmiechnął się w odpowiedzi Dirk.
- To dobrze. - Hunter zapalił kolejnego papierosa. - Proszę mi
odpowiedzieć, jeśli pan naturalnie może, na jedno pytanie: Jakim cudem
oficer lotnictwa został zastępcą szefa jednej z najważniejszych rządowych
agencji do spraw morskich?
- Zestrzeliłem admirała Sandeckera wraz z jego sztabem nad
Morzem Południowochińskim, sir - odparł Pitt z szerokim uśmiechem.
Hunter uwierzył mu bez protestów. Przypomniały mu się słowa
admirała Sandeckera usłyszane rankiem:  Jeżeli chodzi o Pitta, to
wszystko jest możliwe . Słowa te w najbliższym czasie miały zacząć go
prześladować.
Rozdział 7
Godzinę po zapadnięciu zmroku Cobra AC wjechała na portowy
parking w Pearl Harbor. Przednie koła dotknęły drewnianego ogranicznika,
silnik umilkł, światła zgasły i cicho trzasnęły drzwiczki. Pitt wysiadł,
rozglądając się od niechcenia. Wszędzie panowała cisza i spokój. Gdy
obejmował wzrokiem światła portu, bryza zmieniła kierunek, przynosząc
ze sobą zapach, który każdemu - od krupiera z Las Vegas po celnika z
Iowa - skojarzyłby się nieomylnie z portowym nabrzeżem. Jedyny i
niepowtarzalny bukiet ropy, dziegciu i smoły z domieszką dymu i aromatu
słonej morskiej wody. Dirk lubił ten zapach; niósł ze sobą wspomnienia
odległych portów i zapowiedz przygody.
Jedynym żywym stworzeniem w zasięgu wzroku była mewa siedząca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl