RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stosunków z Pawłem, nawet mimo niewyczerpanego zapasu jabłek, chłopiec
miewał chwile strasznej tęsknoty za ukochanym kozikiem i wyrzynaniem
zwierzątek z drzewa. Pamiętna jaszczureczka dawno się gdzieś zgubiła,
prawdopodobnie podczas przymusowych przechadzek na rękach u
linoskoczków. A kozik... szkaradny Froncek złamał mu go na złość - umyślnie.
- Poproszę ojca Szymona, to mi z pewnością jaki koziczek podaruje; on taki
dobry.
Za pierwszym widzeniem poprosił i naturalnie dostał spory, mocny nożyk o
dwóch ostrzach. Równie wspaniałego narzędzia nie tylko chłopiec nie miał w
ręku, ale nawet z bliska nie widział; a dziś nożyk taki przewy borny był jego
własnością. Pilno też było Wawrzusiowi doczekać się wieczora, a raczej nocy, by
choć raz drewienka tym nowym nożykiem popróbować. Drżał ze strachu, by go
ktokolwiek nie złapał przy tej karygodnej pracy; mało się to nabrał bicia od
tatusia?... Obliczył więc sobie, że najlepszą porą na zadowolenie grzesznej
namiętności będzie chwila, gdy Paweł zaśnie mocno. Wtedy i kaganek będzie
można zaświecić, i dłubać w twardym wiśniowym klocku, ba, nawet śpiewanie
starego nie przebudzi... już robił próby.
Ledwie zjedli wieczerzę, przebiegły złoczyńca zaczął się uskarżać na głowę,
udawał nawet, że go zimno trzęsie, byle tylko iść na górkę do łóżka. Nie mając
komu rozpowiadać przeróżnych wydarzeń ze swego długiego żywota, czym
zazwyczaj zabawiał wieczorami Wawrzusia, Paweł uznał, że i jemu samemu nie
zawadzi wcześniejszy spoczynek. Poszli tedy na poddasze, zmówili razem
pacierz, Paweł zgasił olejny kaganek i nakrył się po uszy grubą samodziałową
derką. Wawrzek zaś, by senność odpędzić, sięgnął do swej spiżarni i pogryzał
cierpliwie jabłka, nasłuchując z utęsknieniem, rychło się rozlegnie dzwięczne,
grozne, świstające chrapanie starego.
Aha, jużeś? Chwała Bogu!" - Skrzesał ognia, zaświecił kaganek i wyciągnął spod
tapczanu pierwszy lepszy klocek. O ten mi się tak czubato ułamał, jak raz
można by domek ze spiczastym daszkiem wyrzezać, na podobieństwo tej
kamieniczki wpodle świętego Andrzeja. Albo nie... już wiem... kościółek
świętego Idziego wyrobię! Ten król, co to ojciec Szymon kiedyś opowiadał, ten
Władysław Herman ofiarował go Panu Bogu za syna. Jego miłość pan %7łegota
dopiero wczoraj prawił, jaki to waleczny wojownik był z Bolesława
Krzywoustego. Ach cudnie było żyć w owych dawnych czasach... Ale com to
chciał rzec? Aha!... Tedy i ja wyrzezani kościółek bodaj z drewienka, na
podziękowanie Panu Jezusowi, żem wtedy w puszczy z głodu nie zginął ani
mnie zbój nie udusił, ani one wiły przemierzłe kości mi nie połamały; a już
najbardziej za opiekę ojca Szymona i księdza kanonika. Rety, rety... gdyby nie
oni!"
Skrobie, przycina, wygładza; tu mureczek, tu okienko, tu szkarpa, a tu znowu
występek na zakrystię; a tu większe okno, drzwi kościelne, daszek poniżej nad
kruchtą, dach główny, a przed kościołem schodki. Włosy mu opadły na czoło,
odgarnął je ręką i dalej przycina drzewo. Małe paluszki drażą wgłębienia pod
dachem, wycinają okna i drzwi, miniatura kościoła świętego Idziego wyłania się
z wiśniowego klocka. Nie brakuje mu nic, nawet żebraczka, mała jak pestka ze
śliwki, siedzi zgarbiona pod bramą.
"O, Jezu... kaganek gaśnie... a pełny był. Biedny ja, biedny, będzie też to Paweł
kręcił za one uszyska! Gdyby tak mieć pilniczek, przydałoby się jeszcze schodki
wygładzić, bo chropate. Ano darmo, szary dzień w okna zagląda, powiem, że
całą noc świeciłem, bom strasznie chorował. Grzech... kłamstwo... Trzeba się
będzie przyznać ojcu Szymonowi. A teraz przylepię się krzynę do poduszki,
zdrzemnę się choć godzinkę; lada chwila ksiądz kanonik zadzwonią o wodę do
mycia.
UCZEC MISTRZA WITA
Wit Stwosz zabija anioła. - Okrutnie dobry brodaty człowiek. - Wawrzus i święci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl