RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

które, jak dobrze pamiętał, zaryglował wieczorem.
- Jak się tu dostałeś? - zapytał, mierząc demona podejrzliwym
spojrzeniem.
- Jedz, jedz - odpowiedział Shentob i zbył jego pytanie machnięciem ręki,
po czym podsunął Treyowi miskę.
Chłopak popatrzył na potrawę i ostrożnie ją powąchał.
- Zjedz to - ponaglił go demon. - Potrzebujesz sił, Treyu Laporte. To ci
będzie smakować. - Mrugnął do chłopaka i zachichotał. - Stary Shentob już
wie, że nie lubisz szczurów, dlatego przygotował coś innego.
Trey wzruszył ramionami i podniósł łyżkę do ust. Ku jego zdziwieniu
wodnista potrawa przypominająca owsiankę smakowała o wiele lepiej, niż
wyglądała. Postanowił, że nie będzie się dopytywał, z czego jest
przyrządzona, ponieważ był głodny, a kleik mógł uciszyć bolesne burczenie
w brzuchu. Prawie skończył jeść, gdy drzwi koszar z podwójnym zamkiem
otworzyły się i rozległy się głośne komendy. Trey wstał. Ubrany w krótką
tunikę, szybko podszedł do drzwi swojej kwatery. Wyjrzawszy na zewnątrz,
ujrzał krępą, niską postać, która weszła do koszar. Demon zaczął odczytywać
imiona i numery z kartki na tabliczce, której dół trzymał w jednej ręce, górę
zaś opierał na bulwiastym kikucie drugiej dłoni. Niedługo potem zjawiła się
inna istota cienia, przecisnęła się obok pierwszej i skierowała prosto do celi
Treya, gdzie złożyła części zbroi, a potem wyszła bez słowa.
Chłopak zerknął na stos i zauważył, że ciemnoszkarłatny kolor zbroi
odpowiada barwie tych zakładanych pospiesznie przez pozostałych
zawodników.
Usłyszał swoje imię i posłał pytające spojrzenie Shentobowi, który chował
się za nim.
- Obowiązkowe ćwiczenia - wyszeptał mały demon, po czym wyszedł
szybko do wspólnej jadalni. - To ostatni dzień przed igrzyskami i Molok chce,
żeby każdy odbył jeszcze jeden trening.
Trey przyglądał się, jak pozostali zawodnicy wstają od stołu, wpychając do
ust resztki śniadania, poprawiają ubrania albo zbroję i wychodzą pospiesznie.
Zdziwiło go, jak bardzo są ulegli, i przez chwilę zastanawiał się, jakie umowy
zawarli z Molokiem, że tak ochoczo walczą dla niego.
Demon odwrócił się do chłopaka i jeszcze raz spojrzał na swoją listę.
Trey Laporte, numer sześć - przeczytał i kiwnął głową w stronę drzwi.
- Numer sześć?
- Pole numer sześć. Dzisiaj będziesz walczył na polu numer sześć. Wkładaj
zbroję. Będziesz walczył... najpierw z Eshnelem Gormankiem.
- Nie będę - odpowiedział chłopak i pokręcił głową.
Demon zmarszczył brwi i ponownie zerknął na tabliczkę, by się upewnić, że
się nie pomylił.
- Może i masz tam napisane, że stanę naprzeciwko Eshnela Gortanka, czy
jak on tam się nazywa, ale nie będę dzisiaj walczył. Zawarłem umowę z
twoim panem, że wezmę udział w igrzyskach demonów. O treningach nie
było mowy. Idz i znajdz kogoś innego, żeby pochlapał swoją krwią pole
numer sześć.
Demon wyprostował się jak struna i podszedł do chłopaka z grozną miną.
Gdy się odezwał, z jego ust popłynął taki smród, że Trey musiał odwrócić
głowę.
- Wkładaj tę zbroję i zabieraj się na pole numer sześć! - syknął.
- Odwal się - odpowiedział chłopak i odwrócił się od istoty cienia z
zamiarem powrotu do celi.
Pałoręki chwycił go za ramię zdrową dłonią, a wtedy Trey zmienił postać
i okręciwszy się na pięcie, zaryczał prosto w twarz demona, który spojrzał w
wilcze zęby oddalone zaledwie o kilka centymetrów od jego twarzy.
- Wynoś się! - warknął Trey. - Idz i pobaw się w treningi z tymi, którzy są
tym zainteresowani. Powiedz Molokowi, że nie będę dzisiaj walczył. A jeśli
tobie albo jemu czy jakiejkolwiek innej istocie cienia to się nie podoba, to
niech przyjdzie porozmawiać o tym ze mną... Tylko najpierw musi
wywalczyć sobie prawo do tego.
Z szerokiej piersi popłynęło głuche warczenie.
Pałoręki zerknął na tabliczkę z listą, która leżała u stóp wilkołaka, a potem
pospiesznie ruszył do drzwi. Zatrzymał się na progu i pokazał palcem na
Shentoba, który stał przy stole.
- Ty jesteś odpowiedzialny za to, żeby psi chłopak dowiedział się
wszystkiego, co musi wiedzieć o igrzyskach. Upewnij się, że zna swoje
obowiązki i rozumie, jak wszystko działa. - Po tych słowach demon wyszedł,
zatrzaskując za sobą drzwi.
Shentob nawet nie spojrzał na demona. Przez cały czas gapił się z
otwartymi ustami na wilkołaka, nie wypuszczając z rąk stosu naczyń, które
zebrał ze stołu, zanim Trey zmienił postać. Wreszcie odstawił miski oraz
kubki z powrotem na stół i podszedł do niego. Ostrożnie wyciągnąwszy rękę,
dotknął sierści na masywnej piersi wilkołaka.
- Patrzcie tylko... - wymamrotał. - Wyglądasz... wyglądasz jak... - Jego
zdumione oblicze ożywiło się i demon pobiegł do celi Treya, skąd przyniósł
zbroję. - Przymierz. Proszę, pozwól Shentobowi, żeby cię w niej zobaczył,
Treyu Laporte.
Po chwili wahania Trey skinął głową i zaczął wkładać kolejne części
srebrno-czarnej zbroi. Shentob uwijał się wokół wilkołaka, tłumacząc mu, do
czego służą poszczególne elementy i pomagając zapiąć rożne sprzączki.
Skórzany napierśnik albo kirys, jak go nazywał demon, osłaniał pierś, dolną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl