RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zgodził się na nasz wypad do wsi w towarzystwie Nicka i Daisy,
- Ale - dodała - musicie być w domu o dwunastej i pod żadnym pozorem nie wolno wam
wypuszczać się poza obręb wioski.
Tak, brzmiało to bardzo w stylu taty.
- Poza jaki  obręb"? - zapytałam Jennę. - Jesteśmy na końcu świata.
Tej nocy przekonałam się, o jakie granice mu chodziło. Umówiłyśmy się z Nickiem i Daisy
przy tylnych drzwiach punkt ósma. O siódmej czterdzieści pięć tuszowałam rzęsy w łazience,
kiedy nagle wśliznęła się do niej Jenna w stroju, do którego pasowałoby tylko i wyłącznie
określenie  Gotycka Hello Kitty".
- Nie przesadziłaś trochę jak na spacer po wsi? - spytałam, mierząc wzrokiem jej różowe
kozaczki.
Zamknęła za sobą drzwi i przysiadła na umywalce.
- Nie idziemy do wioski - odparła. - Wiem od Daisy, że zabierają nas do Londynu.
60
O mało nie wybiłam sobie oka szczoteczką do mascary.
- Londyn leży o trzy godziny drogi stąd. Ukradniemy samochód czy jak?
Jenna przecząco pokręciła głową.
- Sophie, kiedy do ciebie w końcu dotrze, że mamy magiczną moc? Nie pojedziemy autem,
tylko... tak do końca nie wiem, w jaki sposób, ale, rozumiesz... - Szeroko rozpostarła ręce. -
Czaaaaary!
- Niezle - odmruknęłam, grzebiąc w kosmetyczce w poszukiwaniu błyszczyka. Z nerwów
zakłuło mnie w żołądku. Jeśli Daisy liczy, że wykonam jakieś niesamowite demoniczne
zaklęcie teleportujące... no, to się przeliczy. - Właściwie po co jedziemy do Londynu?
Jenna skrzywiła sie.
- Jest tam taki klub tylko dla Prodigium. Daisy twierdzi, że rewelacyjny.
Fuj. Klub tylko dla Prodigium? Wyobraziłam sobie o wiele więcej aksamitnych draperii,
suchego lodu i przestrachu, niż byłam gotowa strawić o tej porze.
- Sama nie wiem... - odrzekłam. - Według mnie to potworny dystans. Dalej niż ustawa taty
przewiduje.
- Hmmm, ale skoro chcemy dowiedzieć się o nich czegoś więcej...
- Jasne. %7łe też ty nigdy się nie mylisz! Ale Cal na pewno
nie da się przekonać - odparłam z nadzieja,! że to zamknie sprawę.
- Jenna jakby się speszyła.
- Cal nie jedzie.
- Co? A to niby czemu? Wzruszyła ramionami.
- Zatrzymał go nagły wypadek. Botaniczny. Jak widać, jest tu znacznie więcej chorych roślin,
niż mu się wydawało. - Hm - prychnęłam, odwracając się do lustra.
- Czyżbym za pomocą swoich megaspecjainych wampi-rzych mocy wyczuwała cień
rozczarowania, Sophio Mercer?
-Nie, tylko... wolałabym, żeby mi to sam powiedział.
- Aha. - Jej zadowolenie z siebie zabrzmiało wyjątkowo irytująco, - A tę bluzkę z dekoltem i
botki na obcasach założyłaś dla mnie, prawda?
Cisnęłam w nią puderniczką.
- Wścibskie wampiry nie cieszą się sympatią, Jenno. Kiedy w końcu zeszłyśmy na dół, Nick i
Daisy czekali na
nas przy tylnych drzwiach. Chłopak rzucił mi posępne spojrzenie, ale się nie odezwał.
61
- Zapewne już wiesz od Jenny, co zaplanowaliśmy na dzisiejszy wieczór? - cicho zapytała
mnie Daisy.
Jej szare oczy podkreślone czarną kredką połyskiwały w mroku.
- Tak - odpowiedziałam, udając podniecenie. - Już nie mogę się doczekać!
W tej chwili niczego na świecie nie pragnęłam mniej niż towarzystwa gromady Prodigium i
dwóch demonów, z których jeden był ewidentnie świrnięty.
- Wiesz, że jeśli zakapujesz nas tacie, to pewnie nas wywali - rzekł Nick, otwierając drzwi.
- Jesteście wobec mnie tak przyjazni i serdeczni, że nawet nie chcę sobie tego wyobrażać -
odparłam wesoło.
- No właśnie. - Daisy upomniała Nicka, szarpiąc go za rękaw. - Bądz miły.
Chwilę wpatrywał się we mnie tymi przerażającymi niebieskimi oczami.
- Postaram się - burknął w końcu. Wkroczyliśmy w wilgotną noc. %7łwirowa ścieżka za
drzwiami prowadziła do długiego rzędu żywopłotu, który sięgał nam do ramion, i niknęła w
ciemnościach na skraju lasu otaczającego od tyłu Thorne Abbey.
Ruszyliśmy krętą dróżką w kierunku gęstwiny. Jenna kurczowo ściskała mnie za ramię. Przed
nami w świetle księżyca rozciągały się nasze cienie.
Idąca na przodzie Daisy zapaliła papierosa, którego koniuszek żarzył się jasną czerwienią.
Nick szedł obok niej z rękoma w kieszeniach. Rozmawiali. Jego głos brzmiał cicho i szorstko.
Parę razy na sto procent usłyszałam swoje imię.
- Nie są aż tacy zli - szepnęła Jenna. - I chyba wcale im nie przeszkadza, że jestem
wampirzycą. Założę się, że w tym całym klubie  U Shelley" takich jak ja widują stale.
-  U Shelley"?
- Mhm, no wiesz: Mary Shelley. Frankenstein, potwory itepe.
- Cudownie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl