RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bulgan i kipi¹cy energi¹ Tooqui wspólnymi siÅ‚ami tÅ‚ukli na kwaSne jabÅ‚ko
nieszczêsnego Vrota.
Wyszkolonych napastników byÅ‚o jednak zbyt wielu. Aby zapewniæ
bezpieczeñstwo niewinnym przechodniom, kupcom i personelowi, Lu-
minara i Obi-Wan postanowili siê wycofaæ. Na ulicy walka bêdzie trud-
niejsza, bo z pewnoSci¹ znajd¹ siê znowu pod ostrzaÅ‚em z otaczaj¹cych
dachów, ale zawsze to lepsze ni¿ ogl¹danie spokojnych obywateli mor-
dowanych przez bandê profesjonalnych zabójców.
Ogomoor dostaÅ‚ informacjê od jednego ze swoich najemników
wewn¹trz budynku i pospiesznie zaalarmowaÅ‚ wSciekÅ‚ych snajperów.
 B¹dxcie gotowi!  poinstruowaÅ‚ ich przez komunikator.  Jedi
siê wycofuj¹! Pozwólcie im wyjSæ na ulicê, zanim zaczniecie znowu
strzelaæ.  SpojrzaÅ‚ na bulwar poni¿ej i dodaÅ‚ ciszej, ale z naciskim. 
¯aden nie ma prawa prze¿yæ.
Jeden z morderców wyjrzaÅ‚ zza swojej rusznicy, opartej o attykê
budynku, na którym siê ukrywali, i niedbale zapytaÅ‚:
 A ci Alwari, którzy s¹ z nimi? Dwaj duzi i jeden maÅ‚y?
 O to siê nie martw. Nasi ludzie na dole zajm¹ siê nimi. Najpierw
Jedi, potem padawanowie.  Ogomoor chciwie chÅ‚on¹Å‚ wzrokiem sce-
nê w dole. Nie chciaÅ‚ straciæ nic z jatki, która miaÅ‚a siê tam za chwilê
rozegraæ, ale dbaÅ‚ o to, ¿eby nie odsÅ‚oniæ zbyt wiele ze swojej drogo-
cennej osoby.
250
Na dole pojawiÅ‚ siê ktoS w charakterystycznym stroju Jedi, znikÅ‚
pod zadaszeniem i znów siê pojawiÅ‚. No, wyÅ‚axcie, szlachetni Jedi, po-
ganiaÅ‚ ich w mySlach Ogomoor. Poka¿cie siê. Wyjdxcie na ulicê, na
piêkne, jasne sÅ‚oneczko Ansionu, tak, ¿ebym mógÅ‚ was zobaczyæ, ja
i moi bardzo kosztowni słudzy&
S¹!  stwierdziÅ‚ wreszcie. WidziaÅ‚ teraz obydwoje Jedi, walcz¹cych
ramiê w ramiê, jak z niechêci¹ i powoli wyÅ‚aniaj¹ siê z ukrycia, jakie
oferowaÅ‚ im kompleks handlowy. Dwaj zabójcy obok niego napiêli miê-
Snie, przygotowuj¹c siê do strzaÅ‚u. Przy odrobinie szczêScia za minutê
czy dwie bêdzie po wszystkim.
Niestety tego ranka opuSciÅ‚o go bÅ‚ogosÅ‚awieñstwo Jiaguina, boga
sprytu. Alwari, którzy spadli na plecy snajperów, równie dobrze mogli
skoczyæ z nieba, tak nagle siê pojawili. No¿e i inne tradycyjne narzê-
dzia Smierci błyskały raz po raz w tym samym czystym i jasnym blasku
ansioñskiego sÅ‚oñca, na którego pomoc w likwidowaniu Jedi przez na-
jemnych morderców tak bardzo liczyÅ‚ Ogomoor. Majordomus okrêciÅ‚
siê na piêcie i ruszyÅ‚ w kierunku wyjScia, prowadz¹cego na dół, kiedy
nagle spostrzegł przelotnie motywy zdobnicze na szatach intruzów.
OtworzyÅ‚ oczy tak szeroko, ¿e omal mu nie wypadÅ‚y.
Situng Borokii& i Hovsgol Januulowie. Wojownicy obu najwa¿-
niejszych nadklanów. Dzielni wojownicy o reputacji znanej szeroko na
obu półkulach.
Co oni robi¹ tutaj, w Cuipernam? Dlaczego mieszaj¹ siê w uliczn¹
bójkê? Nie wiedziaÅ‚ i nie potrafiÅ‚ sobie tego wyobraziæ. WiedziaÅ‚ tyl-
ko, ¿e nasÅ‚oneczniony dach staÅ‚ siê nagle znacznie mniej bezpiecznym
schronieniem ni¿ przed chwil¹.
Uciekaj¹c, stwierdziÅ‚, ¿e na dachu po drugiej stronie ulicy kolejni
Alwari unieszkodliwiaj¹ pozostaÅ‚ych jeszcze snajperów. Nie obawiaj¹c
siê strzelców na dachach, dwaj Jedi i ich padawanowie szybko zaÅ‚atwi¹
siê z niedobitkami oddziałów naziemnych. A wtedy ju¿ nic nie przeszko-
dzi im w drodze do kompleksu rady miejskiej Cuipernam i do delega-
tów unii. Nieoczekiwanie stwierdziÅ‚, ¿e jeszcze raz bêdzie musiaÅ‚ zdaæ
swojemu panu relacjê z nieudanej akcji. Bardzo kosztownej nieudanej
akcji. Soergg bêdzie raczej niezadowolony. I raczej wSciekÅ‚y. I&
Cuipernam nie jest jedynym miastem Ansionu, a Soergg Hutt nie
jest jedynym bossbanem wartym niezwykłych talentów majordomusa.
Znu¿ony informowaniem o kolejnych pora¿kach, ogarniêty w¹tpliwo-
Sciami Ogomoor zbiegaÅ‚ po schodach po trzy stopnie naraz, z ka¿dym
krokiem coraz bardziej pewien, ¿e nadszedÅ‚ ju¿ dzieñ, kiedy nale¿aÅ‚oby
powa¿nie pomySleæ o zmianie pracodawcy.
251
Nie, mrukn¹Å‚ do siebie, szukaj¹c komunikatora na zamkniête pa-
smo czêstotliwoSci. Mo¿e jednak jego wiedza i doSwiadczenie na coS
mu siê przydadz¹. PozostaÅ‚a do rozegrania jeszcze jedna karta.
Ani Luminara, ani Obi-Wan nie wiedzieli, co siê staÅ‚o z potencial-
nie SmiercionoSnymi strzelcami na obu dachach, dopóki na usłanej tru-
pami ulicy nie pojawiÅ‚a siê znajoma twarz. Kiedy tylko j¹ rozpoznali,
i oni, i padawanowie poczuli prawdziw¹ ulgê, choæ równie¿ ogromne
zaskoczenie.
 Witaj, Bayaarze.  Luminara powitała Borokiiego w sposób przy-
jêty wSród Alwarich, kÅ‚ad¹c jedn¹ dÅ‚oñ na twarzy, a drug¹ na piersi. Za
jego plecami wojownicy Borokiich i Januulów sprz¹tali ostatnie nie-
dobitki wynajêtych morderców. Nie powinno im to zaj¹æ zbyt wiele
czasu. Ci z najemników, którzy ocaleli, desperacko rozpeÅ‚zli siê na
wszystkie strony.  Nie spodziewaÅ‚am siê ujrzeæ ciê znowu, ale muszê
przyznaæ, ¿e znakomicie wybraÅ‚eS sobie czas na ponowne spotkanie.
 Kto to jest?  zapytaÅ‚ Obi-Wan, wskazuj¹c w kierunku pozosta-
Å‚ych wybawicieli.
Ostre zêby Bayaara zalSniÅ‚y w szerokim uSmiechu.
 Twoja gwardia honorowa, szlachetny Obi-Wanie. Ju¿ zapomnia-
Å‚eS, ¿e wspólna rada starszych Alwarich obiecaÅ‚a ci prezent? Oto on.
Nie chcieli, aby coS siê przydarzyÅ‚o ich nowym przyjacioÅ‚om spoza
planety.  Gdyby Bayaar byÅ‚ do tego zdolny fizycznie, mrugn¹Å‚by okiem.
 Zwłaszcza dopóki nie zostanie ostatecznie podpisany formalny układ [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl