RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wychodziły na wierzch i pękały, ciało czerniało jak zwęglone drewno... Powietrze przecinały
niezliczone błyskawice, strącając w dół śmigłowce. Pozostały zaledwie trzy helikoptery.
- Wolę już leżeć w swojej komorze niż oglądać ten horror - oświadczył Paul, ciężko
wzdychając.
- W porządku stary, odpręż się - uspokajał go Rourke, biorąc ze stołu strzykawkę.
Natalia ucałowała Rubensteina. Uśmiechnął się i usiadł na krawędzi kapsuły.
- Będzie wam łatwiej włożyć mnie do środka. No, dawaj ten szpikulec.
- Wiesz Paul, nigdy nie żałowałem, że nie miałem brata, bo ty mi go zastępowałeś...
- Kocham cię, John. Kocham was wszystkich - powiedział Rubenstein i podwinął
rękaw.
- Może powinieneś ściągnąć buty? - zapytała Tiemierowna. - Chyba nie chcesz, by krew
zle krążyła w twym ciele. Może wszyscy powinniśmy być nadzy?
- Nie ma dla mnie różnicy, czy obudzę się ze zdrętwiałymi stopami czy nie,
najważniejsze, że będziemy żyli. Nie obrazisz się, John, że odwrócę głowę? Wiesz, jak nie
cierpię zastrzyków.
- Dobra, rób jak chcesz.
Rourke sprawnie wstrzyknął porcję surowicy w żyłę przyjaciela i ułożywszy go w
komorze, ściągnął z nóg skórzane buty.
- Po co mają mu nogi cierpnąć - mruknął.
Pozostali we trójkę. On i jego dwie kobiety. Musiał rozstrzygnąć ten uczuciowy
problem, ale czekało go to za pięćset lat.
Sarah poszła w inny kąt pieczary przypatrzeć się swoim śpiącym dzieciom.
- Czy mamy duże szansę na przetrwanie? - zapytała Natalia.
- Granitowa skała, w której się znajdujemy, nie przewodzi elektryczności, a płonące
powietrze nie przedostanie się przez śluzy do wnętrza Schronu. Zresztą tlen nam nie będzie
potrzebny, bo podczas snu będziemy oddychać gazem narkotycznym. Podziemny strumień
powinien zasilać generator, więc prądu nam nie zabraknie. Sadzonki w inspektach rozrosną się
z czasem i odświeżą powietrze przez lata naszego snu.
- A projekt  Eden ...?
- Jeżeli promów nie zniszczą meteory, nie wyczerpią się ich baterie elektryczne, nie
zmieni się kurs obrany przez pokładowe komputery, to powinni wrócić wkrótce po naszym
przebudzeniu.
- Czuję się tak jakoś... jak nierządnica... - wyznała Rosjanka, patrząc na Sarah.
- Nie ma powodów.
- Co się stanie po naszym przebudzeniu?
- Nie martw się o to. Jestem szczęśliwy, że jesteś tu ze mną.
- Dasz mi teraz zastrzyk, czy najpierw wolisz go zrobić swej żonie?
- Zpij! - Pocałował ją czule w usta. Zamknęła oczy i szepnęła:
- Kocham cię!
Podprowadził ją do komory, wbił igłę i ułożył do snu. Przy boku Rourke a pojawiła się
Sarah.
- Jeszcze nie zdążyłam ci podziękować za to, że nas odnalazłeś i zabrałeś do tego
miejsca - uśmiechnęła się dziwnie. - Powinniśmy mieć tyle wolnego czasu, aby porozmawiać o
naszych dzieciach... Ale teraz lepiej się pospiesz.
Wziął ją w ramiona.
- Co zamierzasz z nami zrobić? - zapytała kobieta, całując męża. Westchnął ciężko.
- Zaufasz mi raz jeszcze?
- Kocham cię, John, i wiem, że ty mnie kochasz. Jednak nie powinniśmy się nigdy
wiązać ze sobą.
Położyła się w swej kapsule narkotycznej, zagłębiając się w niebieskawych oparach.
- Wolę dostać zastrzyk pod gazem. Tak będzie o wiele przyjemniej...
- Wiem - szepnął. - Do zobaczenia za pięćset lat, Sarah...
ROZDZIAA LXXVII
Przeszedł wzdłuż komór, przyglądając się uśpionym ludziom, których tak bardzo
kochał.
Spojrzał na monitory. Tylko trzy działały, dwie kamery wideo zostały uszkodzone... Na
zewnątrz pozostały dwa śmigłowce i kilku gwardzistów. Naładowane kule zjonizowanych
gazów doskakiwały do ich ciał, a oni ginęli porażeni prądem.
Rourke pomyślał o swym przyjacielu, pułkowniku Reedzie i o tym, co ten uczynił.
- Powinienem być ci za to wdzięczny do końca życia, stary - szepnął.
Musiał tak jak i on pokazać Rosjanom, dlaczego przegrali! Musiał!
Wyciągnął z szafki zawinięty w folię sztandar Stanów Zjednoczonych, przeszedł do
sąsiedniego pomieszczenia i po wbitych w skałę klamrach zaczął wspinać się do widniejącego
w górze komina. Dotarł do stalowego włazu, otworzył go z trudem, wspiął się wyżej i
zatrzasnął za sobą. Nie chciał pozostawiać otwartego schronu, przede wszystkim liczyło się
bezpieczeństwo jego mieszkańców.
Piął się po kominie w górę, przechodząc jeszcze przez dwa hermetycznie zamykane
włazy. Tunel zmienił nachylenie na bardziej poziome i teraz John mógł iść na własnych
nogach. Otworzył ostatnie drzwi i znalazł się na zewnątrz schronu.
Niebo wiszące nad jego głową rozjarzone było tysiącami błyskawic, nad horyzontem
błyszczały wielkie fosforyzujące obłoki, z góry, niczym płatki śniegu, opadały kule
zjonizowanych gazów.
Rourke zbliżył się do anteny radiowej przyczepionej do pnia niewielkiej sosenki.
Odwinął flagę. Po metalowym maszcie przeskakiwały złocisto-czerwone iskry, ale bez obaw
dotknął anteny. Skórzane rękawice dostatecznie chroniły jego dłonie. Zawiesił gwiazdzisty
sztandar, który załopotał na wietrze.
Zasalutował i spojrzał w głąb doliny. Ziemia drżała od wyładowań atmosferycznych,
grzmoty gromów zlały się w jeden przeciągły huk... Ognisty piorun trafił w radziecki
śmigłowiec, strącając go na ziemię.
Pilot ostatniego helikoptera musiał dostrzec wywieszoną flagę i skierował maszynę w
jej stronę. Odpalił rakiety.
Pociski eksplodowały dziesięć jardów od masztu radiowego. Podmuch cisnął
Amerykaninem o ziemię, ogłuszając go lekko.
Z trudem usiłował powstać... Nad nim nadal dumnie łopotała flaga Stanów
Zjednoczonych. Zmigłowiec zbliżał się, otwierając ogień z dział pokładowych. Kule rozorały
ziemię
O kilka cali od głowy leżącego mężczyzny.
- Nieee! - zawył Rourke.
To nie radziecki helikopter przeraził go tak bardzo... Na wschodzie, znad widnokręgu
wyłonił się złocisty rąbek I natychmiast całe niebo przybrało krwistą barwę. Starożytny bóg -
Słońce, Helios, Kotal, Amon, zmienił się w boga zagłady!
Po ziemi przetoczyła się niewyobrażalnie potężna fala ognia, niszcząc wszystko. Za
sterami helikoptera siedział Rożdiestwieński. Więc go odnalazł!
Kule zagwizdały mu koło uszu, odprysk skalny zranił w ramię. John uniósł swój pistolet
i strzelił.
- Boże, chroń Amerykę! - zawołał, widząc, jak ciało pułkownika zadrgało w
konwulsjach, a śmigłowiec zmienił gwałtownie kurs, opadając ku zachodniemu zboczu.
Doktor poderwał się na nogi i pobiegł do Schronu. Płomienie sięgnęły podnóża góry...
Wskoczył do tunelu, zamykając za sobą właz. Poczuł, jak skała nagrzewa się gwałtownie. Na
zewnątrz nic już nie pozostało... Wyjałowiona ziemia, wypalone powietrze...
ROZDZIAA LXXIX
Generał Izmael Warakow stał wyprostowany obok postaci mastodontów, troskliwie
otaczając ramieniem drżące ciało Jekateriny.
Czekał na swe przeznaczenie. Pomyślał o swojej uroczej Natalii. Myślał o stojącej obok [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl