[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swój wizerunek. Tyrałem jak osioł, żeby zapewnić ci pozycję. Nie
niszcz tego teraz, proszę.
Liza wzięła wybraną przez Pascala czerwoną suknię i zamknęła
się w łazience. Jedno zerknięcie w lustro uświadomiło jej, dlaczego
był niezadowolony. Rzeczywiście, wyglądała strasznie. Potargane
włosy, blada jak u suchotnicy skóra.
Ubrała się szybko, nałożyła trochę różu na policzki. Czasami
miała serdecznie dość Pascala z jego połajankami i wtrącaniem się we
wszystko, musiała jednak przyznać, że wiedział, jak ją oderwać od
ponurych myśli.
- Najpierw spacer po Jackson Square, potem drugie śniadanie -
oznajmił, kiedy stanęła przed nim gotowa do wyjścia. - Wyglądasz
77
RS
wspaniale w tej sukni. Jesteś trochę blada, ale to nie szkodzi, dodaje ci
tylko artystycznej elegancji.
Liza wymownie wzniosła oczy do nieba. Przy drzwiach
upewniła się jeszcze, czy kot idzie z nimi.
- Musimy wybrać kawiarnię, do której wpuszczą Kumpla -
uprzedziła Pascala.
Jej agent spojrzał na kota z wyrazną odrazą.
- Skoro nalegasz... Ale wiesz, że nie lubię zwierząt.
- Tylko dzięki Kumplowi jeszcze jakoś się trzymam. Radzę ci,
bądz dla niego uprzejmy. Jeśli każesz mu wrócić teraz do domu,
będziesz za karę spał w nogach mojego łóżka - powiedziała ze
śmiechem.
- Proszę, proszę. Znamy się od pięciu lat i po raz pierwszy
słyszę, że mógłbym się znalezć w twoim łóżku. Jestem zachwycony.
Nawet jeśli miałbym służyć tylko jako termofor na stopy, widzę w
tym pewien postęp. Duch Duke'a Massone wreszcie odchodzi w
zapomnienie.
Liza delikatnie wysunęła rękę spod ramienia Pascala.
- Chciałabym porozmawiać z tobą o Duke'u. Teraz -oznajmiła
stanowczo, udając, że nie widzi skwaszonej miny swojego
towarzysza. - Poza tym, że w pracowni znalazłam swoje srebrne
pióro, zdarzyło się coś jeszcze.
- Chodzmy więc. Czuję, że ten temat najlepiej będzie omówić
podczas spaceru, w pełnym świetle, że tak powiem.
78
RS
Nie protestowała. Kiedy wreszcie usiedli w słońcu na ławce na
Jackson Square, była gotowa wrócić do przerwanego wątku. Chwilę
gładziła błyszczące futro Kumpla, uważnie wpatrując się w twarz
Pascala. Była ciekawa, jak zareaguje na to, co miał za chwilę usłyszeć.
- Trent powiedział mi wczoraj, że Duke był podejrzany o
dokonanie morderstwa. Wiedziałeś o tym?
Pascal przygryzł wargę.
- Owszem.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - Z trudem powstrzymała
gniew. Nie po raz pierwszy Pascal wtrącił się w jej sprawy bardziej,
niżby sobie tego życzyła. Od dawna stanowiło to temat gwałtownych
utarczek między nimi. Nawet jeśli próbował ją w ten sposób chronić,
nie miał prawa ukrywać prawdy.
- Co by ci z tego przyszło, gdybyś wiedziała?
- To już nie twoje zmartwienie - stwierdziła z naciskiem. -
Miałam prawo wiedzieć.
- Duke zniknął. Przepadł bez śladu. Czy świadomość, że jest
podejrzany o zabójstwo, pomogłaby ci uporać się z jego odejściem?
Spojrzała w jasnoniebieskie oczy Pascala. Nie spuścił wzroku,
jakby chciał ją udobruchać. Działał w jej interesie i nadal był
wyraznie przekonany, że słusznie postąpił.
- Nie wiem. Nie płacę ci za to, żebyś ułatwiał mi życie. Masz
sprzedawać moje obrazy, to wszystko.
- Pod warunkiem, że będziesz je malowała. Przypomnij sobie,
przez dziewięć miesięcy po zniknięciu Duke'a nie wzięłaś pędzla do
79
RS
ręki. Gdybym ci powiedział, że jest uwikłany w sprawę zabójstwa, kto
wie, czy w ogóle nie zarzuciłabyś malarstwa. Byłaś na krawędzi
załamania. Może nie?
Miał rację. Owszem, rozumiała, dlaczego postąpił, jak postąpił,
ale nie była w stanie tego zaakceptować.
- Co wiesz o Marcelle Ricco?
- Uwielbiała twoje obrazy.
- Słucham? - Nie wiedziała, czy Pascal mówi serio, czy dał
właśnie dowód dość szczególnego poczucia humoru. Ale nie, jego
głos brzmiał zupełnie poważnie.
- Miała kilka twoich prac. Pamiętasz tę z dziewczynką na ganku?
To była jej ulubiona.
Liza dobrze pamiętał obraz, o którym mówił Pascal. Ona też go
lubiła. To pierwsze jej dzieło sprzedane za sześciocyfrową sumę.
- Marcelle miała dobry gust - ciągnął Pascal. - Była piękną
kobietą, a jej przyjęcia należały do najbardziej wytwornych w mieście.
Człowiek nigdy nie wiedział, kogo tam spotka: gwiazdę rocka czy
telewizyjnego kaznodzieję. Marcelle lubiła zaskakiwać, dlatego
wieczory u niej cieszyły się takim powodzeniem.
- Bywałeś tam? - W głosie Lizy zabrzmiało zdziwienie. Pascal
obracał się w różnych kręgach towarzyskich, musiał, jeśli chciał być
dobrym menedżerem, ale nigdy nie przypuszczałaby, że utrzymywał
kontakty z Marcelle Ricco.
- Zawsze, jeśli tylko dostałem zaproszenia. Marcelle znała
sztukę dobierania gości. Lista zaproszonych ciągle się zmieniała, raz
80
RS
na niej byłem, kiedy indziej wypadałem, żeby zrobić miejsce dla
kogoś innego. Nie wypływało to ze złośliwości, po prostu jako
wytrawna gospodyni dbała, by na przyjęciach nie wiało nudą.
- Podobno była... - Liza zawahała się, nie wiedząc, jakich użyć
słów. - Podobno dostarczała dziewcząt różnym mężczyznom.
Ku jej zaskoczeniu Pascal skwitował te rewelacje śmiechem.
- Jesteś okropnie prowincjonalna, kochanie.
Puściła mimo uszu tę uszczypliwość.
- Czy to prawda?
- W dosłownym sensie, owszem. Nie wyobrażaj sobie jednak, że
prowadziła knajpę z panienkami, niczym madame z Dzikiego
Zachodu chichotał Pascal.
- Policja podejrzewała, że Duke ją zabił. To wcale nie jest
śmieszne, Pascalu.
Natychmiast spoważniał.
- Masz rację. Przepraszam.
- Czy on rzeczywiście miał jakieś układy z Marcelle? Wiesz coś
o tym?
Pascal zastanawiał się przez chwilę.
- Nie. Nigdy nie widziałem go u niej, ale też nie na wszystkie
przyjęcia byłem zapraszany. Duke obracał się w międzynarodowych
kręgach. W wielu kulturach na tego rodzaju sprawy ludzie zapatrują
się zupełnie odmiennie niż ty.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwała.
- Nie mogę uwierzyć w te opowieści.
81
RS
- Ode mnie nie usłyszysz ani potwierdzenia, ani zaprzeczenia -
oznajmił Pascal ze wzruszeniem ramion, po czym podniósł się z
ławki. - Chodzmy, Lizo.
Dzielnica Francuska budziła się do życia, na placu rozstawiali
swoje stragany artyści, chiromanci, handlarze pamiątkami.
- Opowiedz mi teraz o piórze - poprosił Pascal, prowadząc Lizę
w stronę La Madeleine, kawiarni słynącej ze świeżego pieczywa
własnego wypieku. - Zjemy śniadanie i spróbujemy rozwikłać tę
zagadkę.
- Miałam koszmarny sen. Kiedy się obudziłam, Kumpel zaczął
drapać w drzwi pracowni, koniecznie chciał, żebym tam weszła. -
Obejrzała się, by sprawdzić, czy kot im towarzyszy. Szedł tuż z tyłu,
rozglądając się na boki, jakby jej strzegł. Podjęła przerwany wątek: -
Weszłam, spojrzałam na biurko i zobaczyłam pióro, a potem, obok,
zniszczony obraz, nad którym właśnie pracowałam.
- Tylko ten jeden?
- Tak, opowiadałam ci o nim. Miałam wrażenie, że ten, kto to
zrobił, chciał mi powiedzieć: nie zmieniaj się. Tak jakby zamierzał... -
zawahała się.
- Skazać cię na życie w przeszłości?
Rozumiała sugestię zawartą w pytaniu, ale nie znajdowała na nią
odpowiedzi. Po chwili Pascal podjął znowu:
- Może pióro od dawna leżało na biurku, tylko ukryło się pod
książkami albo w szczelinie z tyłu blatu?
82
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]