[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ostrzelać ściany, musiał wygiąć się nieco do tyłu.
Minęło kilka nerwowych minut. Stali przed dymiącą pakamerą i czekali, aż jej wnętrze
ostygnie. Czekali dość długo, a mimo to w środku było tak gorąco, że aby nie wpaść na rozpalone
skrzynie z metalu albo nie oprzeć się o dyszące żarem ściany, musieli iść z niezwykłą
ostrożnością.
Pakamerę należało spisać na straty. Obcy rozpoczął dzieło zniszczenia, miotacz Dallasa je
dokończył. Na ścianach widniały głębokie, czarne bruzdy - dowód, że broń Parkera działała, i to
skutecznie. Odór spalonej żywności mieszał się ze smrodem zwęglonych opakowań i w
zamkniętej przestrzeni był nie do wytrzymania.
Chociaż broń inżyniera dokonała horrendalnego spustoszenia, nie wszystko w pakamerze
uległo zniszczeniu. Dookoła walały się liczne dowody działalności obcego, których ogień nie
naruszył. Na podłodze leżały opakowania najróżniejszych rozmiarów i kształtów, a otwarto je w
sposób, który zmroziłby krew w żyłach wszelkim producentom sztucznej żywności.
Metalowe "puszki" (nazywane tak ze względu na tradycję, a nie na proces metalurgiczny, w
jakim je wytwarzano) zostały obdarte ze skóry niczym pomarańcze; z tego, co zauważyli,
wynikało, że obcy zdążył pożreć prawie wszystko i że wśród zapasów miotacz Dallasa dokonał w
sumie niewielkich spustoszeń.
Trzymając w pogotowiu namierniki i broń, przeszukiwali pogorzelisko: Gryzący dym unosił
się w górę i szczypał ich w oczy.
Przekopali każdą większą ,kupkę spalonych szczątków, ale nie znalezli tego, co mieli
nadzieję znalezć.
Ponieważ wszelka żywność w magazynach i chłodniach Nostromo była sztuczna i
praktycznie rzecz biorąc nie różniła się składem, jedyne kości, jakie by tu ewentualnie odkryli,
należałyby do obcego. Ale znalezli tylko szczątki metalowej taśmy używanej do wzmacniania
większych skrzyń. Tak, wyglądem przypominały kości, ale kośćmi przecież nie były.
Ripley i Lambert chciały oprzeć się o wciąż jeszcze gorące ściany. Oprzytomniały w ostatniej
chwili.
- Uciekł - mruknęła rozczarowana Ripley. - Nie trafiliśmy go.
- Jak go nie trafiliśmy, to gdzie jest? Którędy mógł uciec? - pytała Lamberta.
- Tędy.
Obrócili, się i spojrzeli na Dallasa.
Kapitan stał w głębi pakamery, za zwałem czarnego, stopionego plastiku. Lufą miotacza
wskazywał tylną ścianę. - Tędy zwiał.
Podeszli bliżej. Dallas zasłaniał sobą ujście szybu wentylacyjnego. Krata, która miała je
ochraniać, leżała na ziemi rozdarta na strzępy.
Kapitan zdjął z pasa latarkę i zaświecił w głąb szybu. Nie zobaczyli nic oprócz gładkiej
metalowej rury wijącej się niczym wąż i znikającej w aksamitnej otchłani.
Dallas był czymś wyraznie podekscytowany.
- No to chyba koniec naszych zmartwień, panie i panowie - oświadczył nie z tego, ni z
owego.
- O czym ty gadasz? - spytała Lambert. Obrócił głowę i spojrzał na swoją załogę.
- Nie rozumiesz? Wlazł tam, do szybu, tak? I dobrze. Ten szyb kończy się przy śluzie. Po
drodze jest tylko jedno ujście, którym można zwiać. Obstawimy je i po krzyku.
A pózniej wezmiemy miotacze, zapędzimy skurwiela do śluzy i wypieprzymy w kosmos.
- Jasne. - Ton głosu, jakim mówiła Lambert, wskazywał, że nawigator Nostromo nie
podziela entuzjazmu kapitana. - Jasne, dla nas to drobiazg. Trzeba tylko wlezć za nim do szybu,
zwijać się jak glista w tych wszystkich zakamarkach, stanąć z nim twarzą w twarz i modlić się o
cud, żeby nie przepadał za ogniem z miotacza.
Dallas uśmiechnął się blado.
- Tak, ktoś tam musi wejść, a to nieco sprawę komplikuje, prawda? Ale ten plan powinien
wypalić, zakładając, że obcy boi się ognia. To najlepsze rozwiązanie. Nie musimy przypierać go
do muru, nie musimy drżeć ze strachu o to, żeby zdechł w płomieniach, nim zdąży wypalić w
kadłubie dziurę. Będzie się cofał cały czas... wprost do otwartej śluzy.
- Znakomicie, pięknie, wspaniale! - powiedziała Lambert. - Jest tylko mały problem: kto
wejdzie do szybu? Dallas omiótł wzrokiem swoich ludzi, szukając najodpowiedniejszego
kandydata do śmiertelnych podchodów. Ash miał z nich wszystkich najsilniejsze nerwy, ale
kapitan wciąż nie był go tak do końca pewien. Zresztą Ash pracował nad wynalezieniem
odczynnika neutralizującego działanie żrącego kwasu, jaki wydzielał się z ran obcego, a to defini-
tywnie przekreślało jego kandydaturę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]