RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oświetlało poszczególne obrazy. Anton już jej nie trzymał za rękę, ale
stał tak blisko Diany, że prawie jej dotykał.
Nagle pochylił się i pocałował jej rozchylone usta.
Oczywiście nieraz ją całowano i nie był to tylko Harvey, ale
nigdy dotąd pocałunek nie wzbudził takich emocji jak w tej chwili.
Usta Antona de Valois były narzędziem rozkosznych tortur,
sprawiały, że żaden inny mężczyzna nie mógł się z nim równać. Więc
58
R S
zamiast go odepchnąć, tak jak powinna zrobić każda rozumna kobieta,
Diana objęła go mocno, jakby się bała upaść.
- Jesteśmy za dorośli, żeby się całować po kątach jak nastolatki -
mruknął zawstydzony.
- Co jeszcze trzeba pokazać zwiedzającym? - zapytała Diana,
zamiast błagać go, żeby ją zabrał tam, gdzie mogliby się kochać.
- Sypialnię, w której podobno sypiał papież. - Antonowi
wyraznie ulżyło. - Na początku galerii, pierwsze drzwi po lewej. W
porze zwiedzania te drzwi będą otwarte, żeby można było zajrzeć do
środka. Pozostałe dwa pokoje w tym korytarzu to pokój dziecinny z
pokoikiem niani, umeblowane tak, jak wyglądały w siedemnastym
wieku, oraz pokój guwernantki i klasa lekcyjna. Zerkniemy na nie,
zanim stąd wyjdziemy.
- Czy to tam? - spytała, wskazując wylot korytarza zakończony
ciężkimi dębowymi drzwiami.
- Nie. Tamte drzwi prowadzą do wschodniego skrzydła i są
zamknięte na stałe.
- Dlaczego?
- Ponieważ ta część zamku nie jest już używana.
Głos Antona stał się lodowaty, a oczy zimne jak głaz.
Po całej reszcie zamku oprowadził Dianę tak szybko, że ledwo
za nim nadążała. Jakby chciał się jej jak najprędzej pozbyć.
- ...kasetonowy sufit w bibliotece... pierwsze wydania bardzo
rzadkich książek... kronika rodzinna na stole... zapis urodzin i zgonów
59
R S
z ostatnich czterech wieków... w sali bankietowej można posadzić
setkę gości...
Zarzucał ją tymi wszystkimi faktami, niemal biegnąc po
kolejnych pomieszczeniach zamku. Do sieni dotarli punktualnie o
trzeciej. Zegar wybił pełną godzinę, kiedy Anton oświadczył, że nie
ma już więcej czasu. Poinformował ją, że koktajle podaje się o
siódmej, że obiad jest o ósmej i że trzeba się elegancko ubrać, ale nie
wieczorowo, a Diana powinna sobie powtórzyć wszystko, czego się
dziś dowiedziała, i przygotować się na wtorek przyszłego tygodnia, bo
od tego dnia zamek zaczną odwiedzać turyści.
- Zdążysz się oswoić z otoczeniem, zapoznać z topografią zamku
i nauczyć się wszystkiego, co powinnaś wiedzieć - stwierdził i
zostawił ją samą.
- Trudno tak od razu wszystko zapamiętać, prawda? - rozległ się
inny miły głos. Korytarzem, w którym właśnie zniknął Anton,
nadchodziła Jeanne. - Proszę się nie martwić. Po pewnym czasie
wszystko samo się ułoży w głowie.
- Nie jestem pewna. - Diana przycisnęła palcami skronie. - Na
razie wszystko jest takie splątane... Mam wrażenie, jakby mi zaraz
miała głowa pęknąć.
- Podam pani herbatę, madame. - Jeanne dotknęła ramienia
Diany.
Dianie zachciało się płakać. Nie jestem żadną madame,
krzyczała w myślach. Jestem twoją córką! Wiedziała, że nie może
tego powiedzieć głośno. Na pewno nie teraz, a może nawet nigdy.
60
R S
- Ma pani ochotę na herbatę, madame? - ponowiła pytanie
Jeanne.
- Ogromną - Diana aż westchnęła z przejęcia. - Czy pani
mogłaby się napić ze mną? Pracuje pani w zamku od wielu lat i
pewnie zna go pani jak własną kieszeń. Potrzebuję kogoś, kto pomoże
mi zapamiętać te wszystkie informacje, które mi przekazał hrabia de
Valois.
- Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, żebyśmy przeszły do
mojego gabinetu...
- Oczywiście że nie!
Chętnie przeszłaby nawet przez ogień, żeby tylko mieć
sposobność porozmawiania w cztery oczy ze swoją matką.
Gabinet Jeanne był przestronnym i miłym pokojem pełnym
światła, wpadającego przez duże okno. Były tu dwa biurka z
komputerami, półka na książki i szafki na dokumenty. Przeszklone
drzwi prowadziły na taras, na którym ustawiono stolik i krzesła
ogrodowe oraz ocieniający je parasol. Była tam także duża donica z
kwitnącym na czerwono geranium oraz niewielka kamienna fontanna.
A więc nie była to komórka pod schodami, a Jeanne nie była
Kopciuszkiem. Diana mogła odetchnąć z ulgą.
- Poproszę herbatę dla dwóch osób, Odetto - powiedziała Jeanne
do ustawionego na biurku domofonu. - I herbatniki.
Siedziały na tarasie, popijając aromatyczną herbatę i zagryzając
rozpływającymi się w ustach herbatnikami. Potem Jeanne odstawiła
61
R S
na bok tacę, rozłożyła na stoliku plan zamku, zaznaczyła na nim trasę
wycieczki i powtórzyła najważniejsze informacje.
- Wschodnie skrzydło jest niedostępne dla zwiedzających -
zakończyła wykład Jeanne.
- Dlaczego zostało zamknięte? - spytała Diana, choć zdawała
sobie sprawę, że nie powinna.
- Utrzymanie takiego wielkiego zamku to mnóstwo pracy i
ogromne koszty - odparła Jeanne po króciutkiej chwili wahania. - Nie
ma sensu marnować czasu i pieniędzy na nieużywane pomieszczenia,
które nie mają żadnej historycznej wartości.
Najwyrazniej nie chciała o tym mówić, a Diana nie drążyła
tematu. Kilka zamkniętych pomieszczeń nie interesowało jej ani w
połowie tak bardzo, jak życie kobiety, która - według wszelkich zna-
ków na niebie i na ziemi - była jej biologiczną matką.
- Czy lubi pani swoją pracę, Jeanne? - spytała.
- Bardzo. Ja i mój mąż jesteśmy szanowani i bardzo dobrze
wynagradzani, a...
- Tutaj jesteś, mon ange. Tracisz czas na ploteczki, zamiast się
zająć obiadem. - Na tarasie zjawił się wysoki, szczupły mężczyzna o
ogorzałej cerze człowieka, który spędza dużo czasu na powietrzu.
- Gregoire! - Jeanne zerwała się z miejsca. Była uśmiechnięta, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl