RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siedzieli z powrotem w ciepłej przyczepie.
- Pójdę zadzwonić.
Ed wyszedł na dwór. Był jasny, słoneczny poranek. Nagle jakiś hałas przyciągnął jego
uwagę. Czyżby dzwięk tłuczonego szkła?
- To pewnie znowu Mick - powiedział Andy, wyglądając
przez okno. - Ostatnio coraz częściej wpada w szał.
Usłyszeli, jak ktoś biegnie przez las, potykając się, i po chwili zobaczyli Sioux z zakrwawioną
twarzą i dzieckiem na ręku.
- Ratunku! On mnie zabije! - wołała.
Ed podał Jo telefon.
- Wezwij policję i karetkę. Niech przyjadą natychmiast. Powiedz, że on jest niebezpieczny
i ma broń.
- Naprawdę?
- Nie wiem, ale nie byłbym zdziwiony. I zostań z nimi w przyczepie. Ed szybko
wepchnął Sioux do środka, nakazał Andy'emu ich pilnować, a sam zygzakiem pobiegł przez
las.
Hałas dobiegał od strony, gdzie Jo zostawiła samochód. Ed zwolnił, a potem przystanął i
wyjrzał ostrożnie zza drzewa. Mick stał przy aucie i walił w nie żelaznym łomem - tłukł
szyby i niszczył karoserie.
- Wredna suka! - wrzeszczał mężczyzna. - Oduczę ją donosić na mnie!
Rozbijał ze złością reflektory jeden po drugim. Samochód był już w opłakanym stanie.
Właściwie nie było już co dewastować. Ed jednak wiedział, że dopóki Mick jest tutaj, nic nie
grozi kobietom i dzieciom w przyczepie. Zastanawiał się, gdzie są inni mężczyzni z
obozowiska. Dlaczego nie zrobili nic, by powstrzymać tego człowieka? Bali się czy też uwa-
żali, że to nie ich sprawa?
Nagle usłyszał nieopodal jęk i spojrzał w bok. Na wrzosowisku leżał mężczyzna z
zakrwawioną głową i nienaturalnie wygiętą ręką. Czyżby kolejna ofiara Micka?
Ed położył się na trawie i podczołgał do rannego.
- Nie bój się, jestem lekarzem. Leż spokojnie i nic nie mów, to nas nie zauważy. -
Przyjrzał się mężczyznie i stwierdził, że chociaż był on ubrany zwyczajnie, nie wyglądał na
mieszkańca obozowiska.
- On może zabić Zioux - wydusił nieznajomy, chwytając Eda kurczowo za ramię. - Zrób
coś. Powstrzymaj go. Jest niebezpieczny.
- Policja już jedzie.
Mick najwyrazniej także usłyszał syrenę. Rzucił łom na ziemię i ruszył biegiem w stronę
jednego ze starych pojazdów stojących na parkingu. Eda ogarnęła wściekłość. Nie mógł
pozwolić temu człowiekowi uciec. Rzucił się za nim w pogoń. Dopadł go przy samochodzie
i powalił na ziemię. Szamotali się dłuższą chwilę, aż w końcu Ed znalazł sposób: chwycił
przeciwnika za kucyk z tylu głowy, okręcił go wokół dłoni, przyciskając twarz Micka do
ziemi, i usiadł mu okrakiem na plecach.
- Jak się ruszysz - ostrzegł - zetrę cię na miazgę.
Mick jęknął cicho, lecz nawet nie drgnął. Syrena policyjna ucichła, słychać było trzask
zamykanych drzwiczek.
- Tutaj! - zawołał Ed.
Rozległy się kroki biegnących policjantów. Po chwili Micka zakuto w kajdanki i
odprowadzono do radiowozu.
Niedługo potem przyjechała karetka, a pózniej jeszcze jedna.
- Zwietnie! - powiedział Ed. - W krzakach leży człowiek ze zranioną głową i złamaną
ręką. Jest też pobita kobieta z dzieckiem. Nie miałem czasu ich obejrzeć. Najlepiej będzie,
jak zabierzecie ich do Audley. Niedaleko stąd w przyczepie czeka też kobieta, która właśnie
urodziła dziecko.
Trzeba zawiezć ją do Yoxburgh.
Ed pojechał karetką wraz z kierowcą do przyczepy Mel i Andy'ego. Sioux wciąż
dygotała ze strachu.
- Jest w szoku - oznajmiła Jo. - Co się stało?
- Policja już go ma.
- Ale co ci się stało? - spytała ponownie, patrząc ze zdziwieniem na jego brudne ubranie.
- Och, nic takiego. Zabawiłem się w komandosa- odparł Ed z uśmiechem i przytulił ją. -
Niech oni zrobią tu porządek, a my chodzmy na śniadanie. Umieram z głodu.
- Ed i Mel mogli złożyć zeznania dopiero po zabiegu. Okazało się, że człowiekiem z rozbitą
głową, którego znalazł Ed, był Joe Saunders, pracownik opieki społecznej. Próbował on
pomóc Sioux. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo go narażam - powiedziała Jo do Eda, gdy
znalezli się pózniej tego dnia w gabinecie. - Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie.
- Pewnie Mel też.
- A właśnie, jak ci się udało ułożyć to dziecko we właściwej pozycji?
- To była kwestia wyczucia, no i siły.
- Zwietnie to zrobiłeś. Nie wiedziałam też, że potrafisz się bić.
- Byłem przez pewien czas lekarzem w wojsku - wyjaśnił. - W bazie wojskowej w
Niemczech. Nauczyłem się tam paru sztuczek.
- Wierzę ci - odparła ziewając. - Przepraszam, ale jestem wykończona. Jadę do domu się
przespać.
- Szczęściara z ciebie. Ja dziś wieczorem mam pacjentów. Zobaczymy się jutro.
- Dobrze. - Przytuliła go. - Dzięki za pomoc. Bez ciebie nie dałabym sobie rady i Mel
prawdopodobnie od razu wylądowałaby w szpitalu.
- I tak pewnie byłoby najlepiej. Ale gdybyśmy tam nie pojechali, nie moglibyśmy pomóc
Sioux i tamtemu rannemu człowiekowi.
- Miałabym jednak dalej swój samochód - odparła Jo z przekąsem.
- Spójrz na to od jaśniejszej strony... Będziesz mogła wybrać nowy.
- To prawda, chociaż przyzwyczaiłam się do tamtego.
Jo wróciła do domu samochodem pożyczonym od matki.
Jutro miała wynająć inny wóz, ale teraz była zbyt zmęczona, by zawracać sobie tym głowę.
Marzyła tylko o tym, żeby się wyspać. Poszła od razu do łóżka.
Gdy obudziła się rano, poczuła się jakoś dziwnie, jakby była chora. Pewnie zbyt dużo
wrażeń, pomyślała, siedząc na brzegu wanny i napuszczając wodę. Z kuchni dobiegł ją zapach
przypalonej grzanki i nagle, zupełnie bez ostrzeżenia, poczuła mdłości. Ledwo zdążyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl