RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Marca, ale Jessiki stał w garażu, więc wbiegłam na schody i zapukałam do jej drzwi.
- Jess? Detektyw Nick przychodzi pobawić się w Witaj Sąsiedzie. Nie najlepsza chwila na wizytę
gliny, ale szczerze mówiąc, kiedy jest dobra pora na takie odwiedziny? - Kiedy nie jesteś wampirem,
odpowiedziałam sobie. - W każdym razie, jeśli zechcesz zejść, będziemy w... - Gdzie? Gdzie była
strefa wolna od wampirów? - W jednym z salonów. Chyba.
Poszłam do piwnicy i znalazłam Tinę siedzącą w znacznej odległości od George'a. Robiła notatki,
a on szydełkował niekończący się zwój żółtej przędzy. Wyprodukował jakieś dziesięć metrów i nawet
nie oderwał wzroku, gdy krzyknęłam.
- Dałaś mu haczyk?
Usłyszałam parkujący samochód i nie poczekałam na odpowiedz Tiny. Przynajmniej George miał
zajęcie.
Nick czekał przed drzwiami, a ja zagrałam słodką idiotkę i  zapomniałam" go oprowadzić. Skończyło
się na pogawędce w małym salonie tuż przy holu.
- Niesamowite miejsce - zachwycał się, szeroko otwierając oczy. Jak zwykle dobrze wyglądał.
Mojego wzrostu, blondyn, szerokie ramiona, opalony. Och, opalenizna! Miło było spojrzeć na kogoś z
rumieńcami na twarzy. - Ty i Jessica niezle sobie radzicie.
- Ha! - odrzekłam. - Jess płaci za wszystko.
- No... tak. - Uśmiechnął się chłopięco. - Domyśliłem się. Znalazłaś już pracę? Nie żebyś
potrzebowała, jak sądzę.
Wskazał ręką pokój.
Nie potrzebowałam pracy, bo miałam już fuchę królowej, ale nie miałam zamiaru mu tego
powiedzieć. Podobnie nie miałam odwagi podzielić się informacją o Scratch. Nie mogłam dowieść, że
jestem jego pełnoprawną właścicielką. I zdecydowanie nie potrzebowałam węszących tam glin.
Nick nie był pierwszym lepszym gliniarzem. Znał mnie za życia, ale co gorsza, dał się omamić
mojemu wampirycznemu urokowi po śmierci. Sinclair sprawił, że Nick zapomniał sporą część zeszłej
wiosny. Ale czasami mnie to martwiło. Nie miałam pojęcia, co Nick pamiętał ani czy czar Sinclaira z
czasem nie pryśnie.
- Zwietnie wyglądasz - rzuciłam, zmieniając temat. - Jesteś taki opalony! Gdzie byłeś?
- Właśnie wróciłem z Wielkiego Kajmana. Oszczędzaliśmy z chłopakami przez półtora roku. Nie jest
tak drogo, jak jedziesz w grupie. W sumie właśnie dlatego tu jestem.
- Nie pojadę z tobą na Wielkiego Kajmana - zażartowałam.
Jeszcze nie czas na pełne korzystanie ze słońca.
- Nie, nie. - Oczywiście, że nie. Po co zdrowy, peł-nokrwisty mężczyzna miałby umawiać się z trupem
o brzydkich stopach? - Jeden z chłopaków szukał nowego klubu AA, a wiem od brata, że niezła grupa
działa w Thunderbird... pod 494? W każdym razie...
- Byłeś tam tamtej nocy, kiedy przyszłam - odgadłam ze złym przeczuciem.
To naprawdę dziwne, jak Nick ciągle wracał do mojego życia. Wbrew rachunkowi
prawdopodobieństwa.
- No... tak. To nie moja sprawa...
- Jedno z A oznacza  anonimowi" - podkreśliłam.
- No wiem. Mój brat przeszedł dwanaście kroków kilka lat temu. Po prostu... zdziwiłem się, że tam by-
łaś - dokończył żałośnie.
On był zaskoczony! Czy kiedykolwiek dopisze mi szczęście?
- Nie lubię o tym mówić - ucięłam, niemal nie kłamiąc.
- Jasne, jasne - zapewnił szybko. - Rozumiem. Chciałem tylko wiedzieć... czasami trudno o tym mó-
wić. Jakby nikt inny nie mógł tego pojąć, nie?
- No - przytaknęłam, czując się nieco pewniej.
- Chciałem, żebyś wiedziała, że jakbyś kiedykolwiek chciała, no wiesz, pogadać... - Urwał i
uśmiechnął się do mnie, przez co w kącikach jego oczu pojawiły się przyjazne zmarszczki.
Niemal się rozpłakałam. To było tak cudowne, że ktoś jest dla mnie miły i się o mnie troszczy. No do-
brze, to nie fair. Laura była miła, a Jessica troszczyła się o mnie, zanim ją ugryzłam. To nie wina
Laury, że Sinclair się w niej zabujał. Który facet by się oparł? I to nie wina Sinclaira, że doszedł do
wniosku, że dałam mu popalić o jeden raz za dużo.
Biedny Nick nie miał o tym pojęcia, ale troszczył się
o mnie. A to się liczyło.
- To takie miłe z twojej strony. Naprawdę to doceniam. - Siedzieliśmy obok siebie na małej, brzoskwi-
niowej kanapie, a on powoli się do mnie przysuwał. Może coś go swędziało. - Obiecuję, że będę o tym
pamiętała. Ale naprawdę nie chcę teraz rozmawiać o moich głupich problemach.
Moich żałosnych, durnowatych problemach.
- Chciałem tylko... żebyś wiedziała - wziął oddech
i mnie pocałował.
O mamo! Nie, buuu. Nie, mamo! Pozwoliłam mu na kilka sekund pocałunku, delektując się ciepłem
jego ust na moich zimnych wargach. Słyszałam jego puls dudniący w moich uszach. Pachniał
czekoladą i bawełną.
W sumie było miło. Podobałam mu się. Zawsze mu się podobałam. Oczywiście od kiedy umarłam,
byłam dla niego bardziej atrakcyjna, ale starałam się tego nie wykorzystywać. Poza tym jednym
razem. Którego Nick
nie pamiętał. Chyba nie pamiętał. Ale i tak... raczej nie wykorzystywałam niewinnych policjantów.
Choć mogłabym bez trudu. Był tak miły, tak przystojny, tak szczery... a jako policjant mógłby nam się
naprawdę przydać. Mogłabym... mogłabym...
Go posiąść.
Mogłabym pozbyć się tego irytującego pragnienia choćby na chwilę, mogłam to zrobić. Mogłam... Na
co czekasz?
...poczuć trochę ciepła, trochę szczęścia, poczuć się potrzebna, dotykana, pożądana. Byłoby tak łatwo.
Odsunęłam się, zrzucając Nicka na podłogę. Byłoby łatwo. Cholernie łatwo. I dlatego nie mogłam
tego zrobić.
Po to czytałam Księgę? %7łeby nauczyć się, jak być wampirzym dupkiem? Tego nauczyłam się,
krzywdząc Jessicę - brać, co chcę, wtedy, kiedy chcę? Czy tak mnie mama wychowała? Czy chcę być
taką królową?
- Jezu, sorry - powiedział Nick z podłogi, najwidoczniej nie zauważając, że zrzuciłam go z kanapy na
zbity tyłek. Jego twarz była czerwona od rumieńców. -Bardzo mi przykro, Betsy.
- Nie, nie, to moja wina! - Darłam się, żeby przekrzyczeć jego puls, co go zaniepokoiło. Zciszyłam
głos. -Wybacz. To moja wina. - Naprawdę była. Nick nie miał pojęcia, czemu tak go pociągałam. Bóg
mi świadkiem, że ja też zazwyczaj nie miałam pojęcia. - Jeszcze raz przepraszam. Czas na ciebie,
Nick. - Pomogłam mu wstać i odprowadziłam do drzwi mimo jego protestów i przeprosin. - Dzięki, że
wpadłeś. Dobrze było nadrobić zaległości! Na razie.
Zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie z zamkniętymi oczami. Wciąż słyszałam jego puls, ale to
pewnie była tylko moja wyobraznia.
Było blisko.
- Czyżby twoja randka tak szybko dobiegła końca? Otworzyłam oczy. Sinclair stał po lewej stronie
wejścia. Musiał wejść od tyłu.
- To było...
- Wiem.
- On myśli...
- Wiem.
- Ale już poszedł i ja...
- Tak, wiem, że się tym zajęłaś. Dobra robota -stwierdził w zamyśleniu.
- Ja wcale...
- Rozumiem. Ostatniej rzeczy, jakiej ty... my... potrzebujemy, jest podejrzliwy policjant. A
najszybszym sposobem, żeby się go pozbyć... - Sinclair wzruszył ramionami. - Zrobiłaś, co trzeba
było zrobić.
- Erie...
- Pozwól, że się pożegnam. Ach, jutro wieczorem wybieram się z Laurą na kawę. Twoja obecność jest
zbędna.
Odwrócił się. I odszedł.
Rozdział 25
Tak mocno kopnęłam drzwi swojego pokoju, że moja stopa przeszła przez nie na wylot. Przez kilka
sekund podskakiwałam w korytarzu, próbując wyswobodzić kostkę.
W końcu wgramoliłam się do pokoju, zdjęłam ba-letki od Beverly Feldman i rzuciłam nimi w
przeciwległą ścianę. Skóra mogła się zarysować, ale gówno mnie to obchodziło.
Właśnie.
- Gówno mnie to obchodzi! - wrzasnęłam. - To nie fair! To nie fair! Przecież dobrze zrobiłam, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl