RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

banknotów, nie prosząc o resztę.
 Chodzmy  powiedział do Kim.
Kim zrobiła krok w kierunku wyjścia, ale coś jej się nie zgadzało. Kolejne dwa kroki
utwierdziły ją w przekonaniu, że coś jest nie tak.
 O nie!
 Co się stało?
 Zostałam okradziona!
 Jesteś pewna?
 Rick, noszę tę torebkę całe życie. Potrafię poznać, że jest za lekka.
Kim zaczęła grzebać w torbie.
 Nie ma portfela.
 Wdziałem, jak go chowałaś do torby po okazaniu dokumentu tożsamości przy kasie
biletowej.
 Bo tak było, ale patrz! Nie ma go!
 Ale przecież w ogóle nie zdejmowałaś torebki z szyi. Patrzyłem na ciebie przez cały czas.
Może z wyjątkiem tych paru chwil, gdy czytałem menu.
 Ktoś potrącił moje krzesło. To musiało się stać wtedy.
 Może zawiadomimy ochronę lotniska?
 Spóznimy się na samolot!
Wziął ją pod rękę i wyprowadził z restauracji.
 Co było w portfelu?
 Pieniądze, poza drobnymi, które wrzuciłam luzem do torebki. Wszystkie moje dokumenty,
nawet akt urodzenia, bo przecież się przeprowadzam. Karta ubezpieczeniowa, moje ukochane
zdjęcia Petera...
 A karty kredytowe?
 Mam tylko dwie, ale one także były luzem w torbie. W portfelu zabrakło już na nie
miejsca, bo był w nim paszport i...
 Paszport?
 Wyrobiłam go sobie, gdy miałam jechać do Gwatemali.
 Kiepsko.
 Pewnie, że kiepsko! Wyrobienie nowych dokumentów długo potrwa.
 Jest jeszcze gorzej.
 Jak to?
 Złodziej może zatrzymać twoje dokumenty. Jest ich tam tyle, że jeśli zechce, będzie mógł
się pod ciebie podszyć. Niedobrze...
 Zawiadomię ochronę.
 Zanim cokolwiek zrobisz, spróbujmy znalezć ten portfel. Chodz!
 Nie ma go pod stolikiem!
 Nie, ale złodziej na pewno się go pozbył, kiedy już wziął, co chciał. Podejrzewam, że
portfel jest gdzieś niedaleko w pojemniku na śmieci.
 W takim razie zabieramy się do grzebania w pojemnikach na śmieci.
 Miejmy nadzieję, że nie są pełne  skomentował ponuro Rick.
 Gdybym była złodziejem, wpadłabym na chwilę do toalety, żeby obejrzeć łupy.
 Słusznie. Sprawdzę w męskiej, a ty rozejrzyj się po poczekalniach.
 Może to złodziejka, kobieta.
 Nie widziałem, by jakaś wchodziła do restauracji.
 Zwracasz uwagę na wszystkie kobiety, które wchodzą do lokalu, w którym jesz?  Wciąż
jeszcze niewiele wiedziała o Ricku Taylorze.
 Zazwyczaj tak.  Wyglądał na nieco zmieszanego.  To dar. Posiadają go wszyscy faceci.
 Samolot zaraz będzie startował.
 Pośpieszmy się. Może się nam poszczęści.
Rick ruszył w kierunku najbliższej męskiej toalety. Kim natomiast poszła do pustej
poczekalni obok restauracji i zajrzała w ciemną otchłań pojemnika na śmieci. Nie potrafiła  po
prostu nie potrafiła  zanurzyć ręki w nieprzyjemnej mieszaninie pustych kubków, brudnych
chusteczek i wilgotnych gazet.
Obejrzała się, licząc na to, że ktoś z ochrony przyjdzie jej z pomocą, ale nie zauważyła
nikogo takiego.
Znów zdjęła pokrywę pojemnika, wyciągnęła czarny foliowy worek i obmacała go,
wysypując niechcący część zawartości. Jedynym twardym przedmiotem, jaki udało jej się
znalezć, był umazany musztardą różowy trampek.
Szkoda czasu na sprzątanie. Samolot może wystartować lada chwila. Kim pobiegła do
następnego kosza na śmieci, potwornie zakłopotana z powodu bałaganu, jaki za sobą zostawiła.
Po dwudziestu sześciu latach pedantycznego usuwania najmniejszego śmiecia stała się nagle
seryjną bałaganiarą.
Kontakt z następnym pojemnikiem na śmieci był jeszcze bardziej przykry. Jak to możliwe, że
słodkie, urocze dziecko zostawiło tak odrażającą pamiątkę? Kim wyciągnęła worek, ścisnęła
dłonią jego górną część, żeby nic się z niego nie wysypało, po czym postawiła na nim stopę. Na
powierzchni worka nie pojawiło się żadne wybrzuszenie w kształcie portfela, ale ludzie szeptali
już między sobą na temat Kim.
Zaczęła zaglądać pod krzesła, do fontann, wszędzie tam, gdzie sprytny złodziej mógł ukryć
dokumenty potwierdzające jej tożsamość. A jeśli jakiś wyjątkowo podły kryminalista
rzeczywiście zamierza się pod nią podszyć? Wkrótce może się okazać, że trafiła na listę
przestępców poszukiwanych przez Interpol i Kanadyjską Policję Konną!
 Zostałam okradziona!  syknęła w stronę dwóch wyrostków, obserwujących ją z
przesadnym zainteresowaniem.  Szukam mojego portfela.
 Może pomóc?
 Och, byłabym wdzięczna. Mam nadzieję, że złodziej wziął pieniądze, a reszty się pozbył.
 Ja bym tak właśnie zrobił  powiedział jeden z wyrostków, chudy i wysoki.
 A ja nie. Zachowałbym wszystko, co do ciebie należało, jako cenne trofeum  rzekł jego
pucołowaty kolega.
Kim wysłała chłopaków na poszukiwania w jednym kierunku, a sama poszła w przeciwnym.
Dlaczego nie zauważyła, że ktoś wyciąga jej z torby portfel? Może nie miała w głowie systemu
wczesnego ostrzegania, ale tak czy inaczej złodziej musiał być profesjonalnym kieszonkowcem.
Czy zawodowiec zrobiłby coś tak oczywistego  porzucił portfel w łatwym do przewidzenia
miejscu?
Następny kosz na śmieci, który znalazła Kim, nie był pełny. Jak poprzednio, wyciągnęła
czarny worek, postawiła na nim kilka razy stopę, miażdżąc plastikowe kubki, a potem wrzuciła
go z powrotem do pojemnika. Wtedy jednak poczuła na dłoni coś nieprzyjemnego. Spojrzała na
nią i zobaczyła jakąś zieloną, lepką, przyprawiającą o małości maz. Popędziła co sił w nogach do
najbliższej damskiej toalety, gdzie musiała namydlić i opłukać rękę siedem czy osiem razy, żeby
ją porządnie umyć.
Wciąż nie wiedziała, gdzie jest Rick, ale postanowiła iść do chłopaków, którzy
wspaniałomyślnie zaoferowali jej pomoc, i nakłonić ich do jeszcze intensywniejszych
poszukiwań. Sama nie bardzo już miała ochotę wchodzić w kontakt z kolejną oślizgłą substancją.
Ruszyła w ich kierunku i minęła poczekalnię, w której powinna była pozostać aż do
podstawienia swojego samolotu. Była pusta! Ani jednego pasażera. Tylko jakiś znudzony
pracownik lotniska rozmawiał tam cicho przez telefon.
 Czy samolot do Phoenix już odleciał?  zapytała Kim, czując, że serce podchodzi jej do
gardła.
 Chwileczkę  powiedział do słuchawki pracownik lotniska, po czym zwrócił się do Kim: 
Tak, proszę pani. Miała pani rezerwację?
 Tak, tak, tak.  Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. To na pewno
tylko zły sen!
 Przykro mi.
 Ale w samolocie są moje bagaże.
Pracownik lotniska postukał w klawiaturę komputera.
 Nie, proszę pani. Ponieważ nie wsiadła pani na pokład, bagaże wyjęto z samolotu. Przepisy
bezpieczeństwa. Będzie pani musiała pójść do głównej hali i porozmawiać z jednym z naszych
przedstawicieli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl