RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

roczni. Niektórzy utrzymywali, że tutaj żywcem pochłonęła go ziemia, inni zaś, że w Lebadei
zbudował sobie podziemny dom. Ale wszystkie te opowieści nie mają większego znaczenia;
ważne jest to tylko, że osadzone są w mykeńskiej epoce.
Co objawiła Tymarchowi wyrocznia
Plutarch włożył w usta Symiasza dokładny opis rzekomych doznań Tymarcha po zstąpie-
niu do podziemia. Trzeba jednak stwierdzić, że opis to bardzo niejasny, miejscami wręcz nie-
zrozumiały, choć nie pozbawiony poetyckiego piękna. Oto streszczenie jego początku:
Najpierw otoczyła mnie zupełna ciemność. Potem pomodliłem się i długi czas leżałem nie-
zbyt sobie zdając sprawę, czy czuwam, czy też śnię. Wydało mi się jednak w pewnej chwili,
że uderzono mnie w głowę, aż coś trzasnęło. Wówczas spojenia czaszki jakby się rozstąpiły i
uwolniły duszę. A ona, kiedy wyszła z ciała i zmieszała się z powietrzem czystym i przejrzy-
stym, czyniła wrażenie, że oddycha po długim pobycie w ciasnym miejscu. I stawała się też
coraz większa, jak żagiel, który się rozwija. Potem zaś zaczęła się wsłuchiwać w przyjemny
głos idący od jakiegoś wiru w górze. Kiedy spojrzałem na ziemię, nie zobaczyłem jej w ogó-
le. Widziałem natomiast wyspy oświetlające się wzajem łagodnym ogniem i wciąż zmieniają-
ce barwę, blask bowiem nieustannie przybierał inny kolor. Liczba tych wysp wydawała się
nieskończona, wielkość ich różna, kształt jednak ten sam, okrągły. Miałem wrażenie, że kiedy
krążą one ruchem kolistym, powodują delikatny dzwięk; bo łagodność głosu ich wszystkich
była zgodna z lekkością ich ruchu. Pośrodku rozciągało się morze czy też jezioro, które prze-
świecało wszystkimi barwami poprzez swoją niebieskawość. Niektóre z wysp wypływały z
cieśniny i prąd znosił je na drugą stronę, inne natomiast, i tych było więcej, szły razem z prą-
dem, bo morze także przesuwało się, równomiernie i spokojnie. Było to morze najgłębsze w
części południowej, gdzie indziej natomiast widne były płycizny i mielizny, w niektórych zaś
miejscach wody wylewały i cofały się. Barwa wód również była rozmaita: tu czysta i morska,
tam znowu brudnawa jak w sadzawce. Wyspy zaś pływające nie wracały do miejsca, z które-
go wyruszyły, lecz z każdym nowym obrotem nieco zmieniały swój tor, opisując spiralę.
Mniej więcej pośrodku morze było nieco wygięte, o niecałą ósmą część, i tam właśnie wpły-
wały dwie rzeki ognia; to sprawiało, że morze musiało ustępować daleko do tyłu, pieniło się i
z niebieskiego stawało białe.
Kiedy jednak spojrzałem w dół, ujrzałem ogromną, okrągłą czeluść, w której mrok jakby
się kłębił i niemal wylewał poza brzegi. Dobywały się stamtąd jęki i wycia mnóstwa różnych
istot. Można by rozróżnić kwilenie niemowląt, narzekania mężczyzn i kobiet, jakieś głosy
zgiełkliwe. Przeraziłem się bardzo. Wkrótce jednak usłyszałem głos niewidzialnej istoty:
- I czegóż to, Tymarchu, chciałbyś się dowiedzieć?
- Wszystkiego - odpowiedziałem - bo wszystko jest tutaj zdumiewające!
- To, co jest w górze, niewiele nas dotyczy, bo innych to bogów władztwo. Możesz jednak
oglądać tę część królestwa Persefony, którą my rządzimy; jest zaś tych części cztery, a ich
granice stanowi rzeka Styks.
Zapytałem:
- Czym jednak właściwie jest ów Styks? Niewidzialny głos odrzekł:
- Jest drogą do Hadesu!
W ten więc sposób głos rozpoczął objaśnianie tajemniczych zaświatów. Dla nas jednakże
owe objaśnienia są chyba jeszcze bardziej mgliste i niezrozumiałe od samej Tymarchowej
wizji, bo osłania je język mistyki i wieloznacznych określeń. Ma to czynić wrażenie wypo-
wiedzi odkrywających najgłębsze tajnie bytu i ducha, a tymczasem jest tylko sztucznym
99
przemieszczaniem starych mitów z naukami pitagorejczyków, ze schematami astrologów i
koncepcjami ducha i duszy, wytworzonymi w pózniejszej szkole Platona. Brak wszystkim
tym wywodom nawet lekkiego połysku poetyckiego piękna.
Tak sądzimy o tym my, porównując starsze i pózniejsze opisy zejść - czy też wzlotów - w
zaświaty. Jednakże ci, co słuchali Symiasza, byli innego zdania; zwłaszcza Epaminondas,
uczeń pitagorejczyka Lizysa, był głęboko przekonany, że cała ta opowieść odsłania coś bar-
dzo świętego i czcigodnego. Kiedy więc Symiasz skończył, zaczął się rozwodzić nad tym
długo i szeroko; było to nawet wbrew jego zwyczajowi, uchodził bowiem za milczka, w każ-
dym zaś razie za człowieka, który więcej wie, niż skłonny jest objawić; tak sądził nawet ro-
dzony ojciec Epaminondasa. Wszystko jednak, co mówił, zmierzało do takiej konkluzji: ist-
nieją duchy opiekuńcze (jak ów Sokratesa), ale nie wszystkim one ludziom pomagają, lecz
tylko tym, którzy po wielu tysiącach narodzin w różnych ciałach, po wielkich walkach i tru-
dach, dochodzą do najwyższego celu swych zmagań, to jest do stanu niemal boskości.
Swoje wywody Epaminondas zakończył jednak dość raptownie i zaraz, prawie bez przej-
ścia, zwrócił się do swego brata Kafizjasza:
- Myślę, mój drogi, że czas już na ciebie! Idz do gimnazjonu i nie zostawiaj tam przyjaciół
samych. A ja, jeśli obecni tu pozwolą, również wyjdę, żeby nadal pomagać Teanorowi w za-
łatwianiu jego spraw!
Wszystko to było powiedziane bardzo naturalnie, nie mogłoby więc wzbudzić niczyjego
podejrzenia, nawet gdyby donosiciel znajdował się w domu Symiasza. A przecież Epaminon-
das nie należał do spisku! Toteż Kafizjasz od razu pochwycił sposobność. Powiedział:
- Oczywiście, najlepiej będzie, jeśli pójdę do gimnazjonu.
Ale wpierw chciałbym zamienić kilka słów z tobą na osobności. A także, jak mi się zdaje,
mają do ciebie jakąś sprawę Teokryt i Galaksydor!
- Proszę bardzo - odparł Epaminondas. Wszyscy czterej wyszli z pokoju na dziedzińczyk.
Teokryt, a za nim Kafizjasz zaczęli gorąco namawiać:
- Chodz z nami, przyłącz się do sprzysiężenia, to już ostatnie chwile!
Ale Epaminondas był niewzruszony. Odpowiedział im bez ogródek:
- Doskonale wiem o tym, że siedmiu dziś jeszcze będzie w Tebach. Ja i Gorgidas jesteśmy
w pogotowiu. Uczynimy dla was wszystko, prócz jednego: nie zabijemy nikogo z naszych
współobywateli bez wyroku sądowego. A pamiętajcie jeszcze o jednym: gdy będzie już po
wszystkim, ktoś musi być bez winy, czysty od krwi i zmazy!
100
Księga szósta
LITERATURA I POLITYKA
Cóż jest dla państwa grozniejszego od tyranii? Nie ma wówczas, i to jest najważniejsze,
praw, które by dla wszystkich byty takie same. Włada jednostka, ona sama jest prawem, a
właśnie to jest niesprawiedliwe. Natomiast tam, gdzie obowiązują prawa spisane, zarówno
ubogi, jak i bogacz równi są przed sądem. Człowiek ubogi, sponiewierany przez bogacza,
może go pozwać - i wygra sprawę, jeśli tylko słuszność po jego jest stronie. Wolność zaś na
tym polega: kto chce, przedstawia swój pożyteczny pomysł całej społeczności i zyskuje sławę
- kto zaś nie chce, ten milczy!
(Według Eurypidesa, Błagalnice, w. 429 -
441)
101
Ajschylos i Teby
W roku 467 p.n.e. Ajschylos wystawił w Atenach trylogię dramatyczną. Jej poszczególne
części nosiły tytuły: Lajos; Edyp; Siedmiu przeciw Tebom. Do naszych czasów zachowała się
tylko ta część ostatnia. Treść dramatu jest prosta, poważna, dostojna.
Eteokles przemawia do ludu zgromadzonego na zamkowym wzgórzu, na Kadmei:
- Dziś każdy musi stanąć w obronie miasta i bogów ojczystych, dzieci i ziemi! Oblężenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl