RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiedziałem tylko, że twój ojciec wierzy w ich istnienie. Obiecałem mu, że jeśli
znajdzie Pierwszych Ludzi, wtedy zatrzymamy kopalnię, przynajmniej na jakiś czas.
- Ale ktoś odkrył, że on wie...
- Przykro mi, Nika. Musiał się zakraść do jaskini i wtedy go złapali.
- Nie sądzę, żeby tu dotarł - powiedziała rozglądając się dokoła. - Nie musiał. Odczytał
mapę przy windzie, tak jak ja.
- Ale w takim razie jak odgadli, że on wie?
- Bo ojciec nie potrafił ukryć radości. Umiał doskonale zamaskować każde inne
uczucie. Kiedyś pies z zaprzęgu odgryzł mu koniuszek małego palca. Dowiedziałam się o tym
dopiero w domu, wiele godzin pózniej. Ale kiedy był szczęśliwy, wiedziała o tym cała
wioska.
- Właśnie takiego pamiętam go z młodości. Gdy mówił o czymś smutnym, miał twarz
jak z kamienia, głos nawet mu nie zadrżał. Ale kiedy opowiadał o swojej małej córeczce, o
tobie, oczy błyszczały mu jak lampy.
- Wyobrażam go sobie w chwili, gdy zrozumiał, że znalazł jaskinie... Na całe gardło
odśpiewał pieśń zwycięstwa. Nie przyszło mu do głowy, że Kaiser i jego goryle Pierwszych
Ludzi mają gdzieś.
Plamka światła z lampy przesuwała się powoli po szeregach złotych ciał.
- Wodzu Willy, dotknęłam ciała tamtej kobiety. Jest zimne jak lód, ale miękkie tak jak
nasze ciała. Co to za magia? A może oni tylko śpią?
- Nie oddychają, więc naprawdę są martwi. Nie mam pojęcia, dlaczego nie zamarzli na
kość.
Nika odruchowo poszukała palcami amuletu. Nie było go tam.
- Amulet. Ma go pan? Willy poklepał się po kieszeni.
- A niech to licho! Kaiser dostał go w swoje łapy.
- Ojciec podarował mi ten amulet, kiedy miałam piętnaście lat - powiedziała z żalem
Nika.
- Kaiser go przetopi. Pozbędzie się dowodu, a zatrzyma złoto.
- Tak samo chce zrobić z nami.
Nika zerwała się na równe nogi. Wezbrała w niej fala buntu.
- Mam pomysł.
Wyciągnęła z kieszeni garść naboi dużego kalibru.
- Skąd je masz? - Zdziwił się wódz Willy.
- Z pistoletu strażnika, który przyprowadził mnie do Kaisera. Ma na imię Scott.
Pomyślałam, że jest w porządku, i zrobiło mi się go żal, więc rozładowałam broń i mu
oddałam.
- Rozbroiłaś go?
- Tak. Ale nie chciałam, żeby stracił pracę... Teraz wydaje mi się, że głupio
postąpiłam. Czy ktoś nas usłyszy, jeśli wystrzelę te naboje?
Willy wzruszył ramionami.
- Myślisz, że ktoś chciałby nas stąd wyciągnąć?
- Nie możemy siedzieć bezczynnie. Muszę spróbować.
Podbiegła do metalowej płyty i wcisnęła nabój w okrągły otwór. Rozejrzała się za
kamieniem. Wszędzie tylko lód. W końcu zdjęła but i uderzyła w spłonkę stalowym okuciem
na czubku.
Za czwartym uderzeniem pocisk wystrzelił. Przerazliwy huk przetaczał się po
naturalnej komorze akustycznej przez pół minuty.
- Aiyoo! - Zawołała Nika zdejmując dłonie z uszu. - Ktoś musiał to usłyszeć.
- O ile nie wydali rozkazu opuszczenia tej części kopalni. Przecież przygotowują się
do stopienia lodu.
Nika wzięła głęboki oddech i przyłożyła usta do otworu w metalowej płycie.
- Ratunku! Wypuście nas stąd!
Wstrzymała oddech i nadstawiła uszu. Krzyknęła jeszcze raz. Cisza. Nagle Nika
usłyszała słaby szum silnika. Wystrzeliła kolejny pocisk, a potem jeszcze dwa.
Wreszcie dała za wygraną i odwróciła się do Willy ego.
- Jak długo trwa przygotowanie sprzętu do topienia lodu?
- Normalnie około godziny. Ale rano zauważą, że ekoterroryści wywiercili dziury w
wężu doprowadzającym gaz.
- Naprawdę?
- To ostatnia rzecz, jaką zrobili moi ludzie. Kaiser zaczął kręcić nosem na obietnicę
utworzenia funduszu edukacyjnego dla rodzin indiańskich górników, więc musieliśmy
działać.
- Jak długo potrwa naprawa węża?
- Nie sądzę, aby można go było naprawić. Będą musieli posłać po nowy do kopalni w
Terra Cotta.
- Ile to potrwa?
- Dwa, może trzy dni, jeśli wyślą ciężarówkę. Pół dnia, jeśli poleci samolot.
- Widział pan poświatę wokół księżyca wczoraj wieczorem, kiedy przestało padać?
Jeśli szczęście nam sprzyja, to na górze jest teraz zamieć. Helikopter nie poleci.
- W takim razie posiedzimy tu jeszcze trzy dni. Czy to aż takie szczęście?
- Wodzu Willy, kiedy byłam mała, ojciec zabrał mnie do wioski Slow Fork. Mieszkała
tam stara Frances, która umiała wróżyć. Powiedziała, że spotkam Tego, Który Powróci.
- Mam nadzieję, że przyjdzie szybko. Bo jeśli nie, zdążę zamarznąć, zanim mnie spalą.
Wskazał migającą kontrolkę baterii zasilającej ogrzewanie.
- Tego tylko brakowało.
Od metalowej płyty dobiegło zawodzenie silnika elektrycznego.
- Ktoś nas jednak usłyszał! - Krzyknęła Nika. Przyłożyła oko do otworu.
Oślepił ją błysk reflektora. Oprócz szumu silnika z tunelu dobiegało szuranie.
Willy wstał.
- Ratunku! Zostaliśmy uwięzieni! Wypuście nas! - Krzyknęła Nika.
Reflektor znieruchomiał trzy metry od blokady.
- Oszczędzaj powietrze. To nie kawaleria, to ja, Rocky. - Jego głos był wzmocniony,
jakby dochodził ze studni. - Przyjechałem założyć wąż.
- Wąż jest zepsuty - powiedziała Nika.
- Pomyłka. Stary wąż był zepsuty. Zauważyliśmy robotę Indian dwa tygodnie temu.
Rocky podczołgał się do stalowej płyty.
- To jest nowy wąż, przywieziony z Montany. Powiedz Willy emu, że jest winien
Kaiserowi dwadzieścia pięć kawałków plus koszta transportu.
- Powiedz Kaiserowi, żeby się wypchał.
Rocky szamotał się z ciężkim wężem uzbrojonym w mosiężną obręcz, z której
wystawała wąska dysza. Zajrzał przez dziurkę i puścił oczko.
- Niedługo zamienicie się w dwa obłoczki indiańskiej pary.
Nika wepchnęła pocisk do otworu i uderzyła butem.
Trach.
Rocky wrzasnął.
Nika zerknęła przez dziurkę. Kula odrzuciła Rocky ego do tyłu. Leżał z podwiniętymi
nogami, lampa świeciła prosto do góry.
- O Boże, chyba go zabiłam!
Willy schylił się do otworu, a potem spojrzał z uśmiechem na Nikę. Poczuła ściskanie
w żołądku. Nie wiedziała, jak zareagować. Wódz Willy poklepał ją po plecach.
- Zrobiłaś to w obronie własnej. Próbował nas zabić. Będziemy walczyć do samego
końca.
Wódz wydał okrzyk wojenny. Po strachu nie zostało ani śladu.
- Miałaś rację, Nika. Lepiej toczyć beznadziejną walkę, niż pozwolić się zadeptać.
Rozdział 46
Nika jeszcze raz przyłożyła oko do otworu w metalowej płycie. Rocky leżał bez ruchu
w świetle reflektora. Jedna strona gogli pociemniała, wypełniwszy się krwią. Nika
obserwowała jego pierś.
Westchnęła ciężko.
- Powinnam była go ostrzec.
- Powtarzam ci jeszcze raz: on był mordercą, chciał nas zabić.
- Teraz ja jestem morderczynią.
- Lepiej zmagać się z wyrzutami sumienia, niż żywcem spłonąć. Radio na piersiach
Rocky ego zatrzeszczało. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl