RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nuncjusz papieski nakazał zdjąć klątwę. Uroczyście, z zachowaniem obrzędu.
Poniatowski został skazany na karę wie\y. Za zabójstwo szlachcica przewidywano
wówczas rok i 6 niedziel pobytu w lochu. Jednak pieniądze i układy w tej
skorumpowanej epoce bardzo du\o mogły załatwić... Kazimierz odsiedział połowę i
zapłacił grzywnę. Szybko piął się po szczeblach kariery, zgromadził liczne dobra
ziemskie, uzyskał tytuł podkomorzego, potem z niego zrezygnował, zachowując jednak
pensję wypłacaną ze skarbca Rzeczypospolitej. Do największych skandali nale\ała
sprawa księstwa spiskiego. Ziemie te odebrała nam Austria podczas pierwszego
rozbioru. Kazimierz wymusił na sejmie polskim wypłacenie mu odszkodowania! Gdy
brat jego Stanisław August został królem, ksią\ę podkomorzy uzyskiwał rocznie około
miliona złotych dochodu. W Warszawie w parku pomiędzy terenami, gdzie dziś stoją
gmachy Muzeum Wojska Polskiego i Muzeum Geologicznego, kazał zało\yć zespół
parkowo-pałacowy. Organizował dzikie orgie i pijatyki, a\ ten hulaszczy tryb \ycia
wpędził go do grobu...
- A ukochana Tarły, Anna? - gdzieś ze środkowych rzędów padło pytanie.
- Nie znamy jej losów. Być mo\e zakończyła \ycie w klasztorze...
Sala zaklaskała. Ja te\ biłem brawo.
96
ROZDZIAA DWUNASTY
NOWY ZLAD * OWADY I ROBALE * KTO MA CHODY W GEESIE... *
HERBAPOL W UCHANIACH * NAUCZYCIEL Z BOCCZY * PARTYZANCI
Obudziłem się o świcie. Była piąta. Przez niedokładnie zaciągnięte zasłony sączyło się
ju\ blade światło. Nad Lublinem wstawał nowy dzień. Usłyszałem ciche kroki na
korytarzu. Narzuciłem bluzę i wyjrzałem. Pan Tomasz swoim zwyczajem, dla
rozładowania energii, spacerował tam i z powrotem.
- A, nie śpisz - uśmiechnął się na mój widok. - To bardzo dobrze... Nie chciałem cię
budzić, ale znalazłem coś... - gestem zaprosił mnie do swojego pokoju.
Chwilę musiał poczekać, bo wróciłem się ubrać. Po chwili siedziałem w fotelu. Aó\ko
szefa nie było posłane, najwyrazniej tej nocy w ogóle nie kładł się spać. Na biurku le\ała
opasła księga, jak się przekonałem na pierwszy rzut oka, oprawiony starannie rocznik
gazet.
- Tak sobie badałem \ycie codzienne naszych przodków - powiedział w zadumie.
- Najlepiej to zrobić studiując pamiętniki z epoki lub stare gazety - uzupełniłem,
patrząc na spoczywające na blacie materiały.
- Właśnie. To tygodnik  Zwierciadło wydawany w Chełmie w okresie
międzywojennym...
Jego redaktorem, wydawcą i zarazem właścicielem był Kazimierz Czernicki...
Człowiek o niezale\nych poglądach, bardzo bojowy, walczący z wszelkimi przejawami
ludzkiej krzywdy... Co, nawiasem mówiąc, kilkakrotnie doprowadziło go przed oblicze
sądu... Ale nie o tym chciałem mówić. Pismo wydawał w Chełmie i artykuły dotyczyły
najczęściej najbli\szej okolicy. Tak\e z tego terenu pozyskiwał reklamodawców.
Milczałem, ale na mojej twarzy musiała malować się niecierpliwość.
- Oto, co znalazłem.
Otworzył rocznik w miejscu zało\onym bibułkową serwetką.
- Józef Axenstern zawiadamia, \e przyszła nowa partia jedwabiu chińskiego i
adamaszku - odczytałem ogłoszenie.
- Axenstern - popatrz, jakie to nazwisko podobne do tego, którego szukamy -
powiedział w zadumie pan Tomasz. - Myślę, \e potomkowie admirała mogli stworzyć
dwa rody. Jeden spolonizował nazwisko z Oxenstierna na Oksiewicz, drugi u\ywał
swojego, a\ wreszcie skutkiem kumulacji kilku błędów w księgach parafialnych z
Oxenstiernów stali się Axensternami...
Ayknął zimnej herbaty ze szklanki.
- Faktycznie, podobne - powiedziałem. - Sądzę, \e warto sprawdzić ten trop 
obejrzałem dokładnie stronę. - Nie podano adresu sklepu!
- Co oznacza, drogi Pawle, \e było to miejsce na tyle znane, i\ ka\dy czytelnik gazety
wiedział, gdzie ten sklep się mieści... Pojedziesz do Chełma i w muzeum zdobędziesz
przedwojenną ksią\kę telefoniczną. Idę o zakład, \e miał telefon. Zresztą mo\e w
muzeum będą znali jego adres. Odnajdziesz potomków i wypytasz dokładnie, co wiedzą
o swojej przeszłości, potem będziemy ich sprawdzać.
- Tak jest.
- A ja muszę przejrzeć pozostałe roczniki - zamyślił się na chwilę. - Mo\e powinniśmy
najpierw je przejrzeć - westchnął - ale boję się, \e nasi przeciwnicy paskudnie nas
wyprzedzają... Liczy się ka\dy dzień.
- Zjem tylko i ruszam w drogę - obiecałem.
97
- Ja idę do biblioteki - ziewnął. - Chyba o ósmej rano otwierają...
Gdy skończyłem jeść kanapki, była siódma. Zadzwoniłem po swoich pomocników.
Piotrek i Malwina zjawili się po kwadransie. Byli wyraznie zaspani - tarli oczy.
- To barbarzyństwo - powiedział Piotrek, tłumiąc ziewnięcie. - Przecie\ są wakacje...
- Szkoda tracić pięknego dnia - zadysponowałem. - W drogę.
W Chełmie byliśmy o dziewiątej. Muzeum miejskie właśnie otwierało swoje podwoje.
- Przedwojenna ksią\ka telefoniczna Chełma? - zamyślił się kustosz. - Obawiam się,
\e nie mamy. Nie wiem nawet, czy wydano ją...
Siedzieliśmy w jego gabinecie na zapleczu muzeum.
- Chyba musiała być - zauwa\yłem.
- Niekoniecznie. Telefonów w mieście było wtedy mo\e kilkadziesiąt... Chełm
wprawdzie le\ał prawie w geometrycznym środku ówczesnej Polski, ale było to miasto
bardzo prowincjonalne...
- A mo\e kojarzy pan nazwisko Axenstern? - zapytała Malwina.
O\ywił się wyraznie.
- Oczywiście. To była dość znana rodzina kupiecka. Mieli sklep firmowy w Chełmie i
jeszcze filie w Krasnymstawie, Rejowcu i Wojsławicach... Tyle \e w początku lat
trzydziestych zjadły ich banki. Zaciągnęli ogromne kredyty na zakup urządzeń do
przędzenia jedwabiu. Uznali, \e taniej będzie go wytwarzać na miejscu ni\ sprowadzać z
Chin czy Indii... Gdyby koniunktura była lepsza, kredyty spłaciliby i jeszcze zarobiliby
miliony, ale niestety kryzys lat trzydziestych zupełnie ich dobił. Majątek firmy
zlicytowano, a Jakub Axenstern osiedlił się w którejś z okolicznych wsi... Tam próbował
jeszcze po wojnie hodować jedwabniki...
- Gdzie to było? - zapytałem.
- Niestety, nie pamiętam...
Zamyśliliśmy się.
- A jego główna kwatera, mam na myśli siedzibę firmy i sklep w Chełmie, gdzie się
mieściły?
- Proszę do magazynu - powiedział.
Wyszliśmy z gabinetu i przeszliśmy przez niewielkie podwórze. Zwykłe drewniane
drzwi, krótki korytarz i kolejne drzwi, tym razem solidne, stalowe, zaopatrzone w kilka
dziurek do kluczy.
Otworzył je, wyłączył pilotem alarm. Magazyn muzealny... Dziesiątki stalowych
stela\y, na nich setki tekturowych pudeł i blaszanych skrzynek. Wszędzie porozkładana
trutka na szczury. Lekki zapach stęchlizny unoszący się w powietrzu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl