
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kotki. To znaczy, własnej.
Ale, co dziwne, kiedy lady Serena Archibald dostrzegła
walizkę, przestała stukać łebkiem o moją dłoń i nagle rzuciła się
do drzwi.
- Zamknijcie te drzwi! - ryknęła Brittany. - Nie pozwólcie jej
uciec!
Mary Kay, która nadal stała w drzwiach i dojadała resztkę
ciasta czekoladowego, zatrzasnęła drzwi dokładnie w tej samej
chwili, w której lady Serena Archibald ich dopadała, odcinając jej
jedyną drogę ucieczki.
- Aapcie ją! - zawyła Brittany, a Mary Kay pochyliła się i
złapała lady Serenę w umazane czekoladowym ciastem dłonie,
zupełnie zapominając o swoich alergiach.
Lady Serenie nie spodobało się to ani trochę, bo głośno
miauknęła.
Muszę przyznać, że mnie też się to nie podobało.
- Hej - odezwałam się. - Co wy chcecie zrobić?
- Mówiłam ci - powiedziała Brittany. - Bawimy się w
bizneswoman. A teraz, wsadzcie lady Serenę do walizki.
- Co?! - Własnym uszom nie wierzyłam.
- No już - ponagliła Brittany Mary Kay, która się zawahała. -
Wszystko w porządku, lady Serena to lubi.
Ale z tego w jaki sposób lady Serena Archibald prężyła grzbiet
i próbowała wbijać zęby i pazury w Mary Kay, która schylała się,
żeby wsadzić kotkę do walizki, widziałam, że jej się to nie
podobało. Wcale a wcale jej się nie podobało.
- Dziewczyny... - zaprotestowałam, czując, że zaczyna mi się
robić niedobrze. - Moim zdaniem to nie jest dobry pomysł.
- Jest - uparła się Brittany, zatrzaskując wieko walizki z lady
Sereną uwięzioną w środku. - Wszystko w porządku. Courtney i ja
bardzo często tak się bawimy. Jest naprawdę fajnie.
- Ale ona tam nie może oddychać - niepokoiłam się.
- Oczywiście, że może - powiedziała wesoło Brittany. -
Posłuchaj.
Wszystkie na chwilę umilkłyśmy. A potem ze środka walizki
rozległ się upiorny jęk. To lady Serena Archibald dawała nam
znać, jak bardzo jest nieszczęśliwa.
- Widzisz? - powiedziała Brittany. - Gdyby nie mogła
oddychać, nie wydawałaby takich dzwięków.
- Ten dzwięk - zauważyłam - oznacza, że jej się tam nie
podoba. Powinnaś ją wypuścić. Albo - dodałam w rozpaczy, bo
Brittany mnie zupełnie nie słuchała - twoja mama się wścieknie.
- Tylko, jeśli się o tym dowie - stwierdziła Brittany, wzruszając
lekko ramionami. - A teraz, dalej. Ja będę bizneswoman. Muszę
złapać bardzo ważny samolot. - Brittany wyciągnęła rączkę i
zaczęła walizkę ciągnąć po pokoju na kółkach. Kiedy to robiła,
jęki lady Sereny znacznie przybrały na głośności.
Courtney zaczęła chichotać.
- Ależ to śmiesznie brzmi! - zawołała. - Zupełnie jak dziecko.
Bo to rzeczywiście brzmiało jak dziecko. Naprawdę
nieszczęśliwe dziecko.
- Muszę się pośpieszyć - powiedziała Brittany, udając, że zerka
na zegarek na przegubie ręki. - Ucieknie mi samolot.
I zaczęła iść szybciej. Lady Serena Archibald zaczęła miauczeć.
Bardzo głośno miauczeć. Te dzwięki brzmiały dokładnie tak jak
słowo miau . Miau. Miau. A potem, kiedy Brittany zaczęła ciągać
walizkę jeszcze energiczniej, zrobiły się głośniejsze.
Miau!
- O nie! - jęknęła Mary Kay, z chichotem opadając na łóżko. -
Nie powiedziała tego. Ona wcale nie powiedziała teraz tego
miau!
Brittany nagłym szarpnięciem zatrzymała walizkę,
powodując, że siedząca w środku lady Serena Archibald
poślizgnęła się i uderzyła w ściankę.
- Jak to, mój lot został odwołany?! - spytała ostro Brittany, z
przerażoną miną.
Ze środka walizki lady Serena Archibald wydała długi, głuchy
warkot.
- Czy tam jest kot? - spytała Courtney, z trudem łapiąc oddech,
tak się zaśmiewała. - Czy raczej niedzwiedz?
- Oho! - powiedziała Brittany, unosząc walizkę i zaczynając nią
kołysać tam i z powrotem, przez co lady Serena Archibald ślizgała
się w środku i obijała o ścianki. - Czas na taśmociąg bagażowy...
- Nie! - wrzasnęłam.
I zanim się zorientowałam, co robię, wyrwałam walizkę z rąk
Brittany.
- Ally! - ryknęła Brittany. - Co ty robisz?
Ale ja już postawiłam walizkę na podłodze i rozpinałam
zatrzaski.
- Nie rób tego! - krzyknęła Brittany.
Było za pózno. Otworzyłam walizkę i ułamek sekundy pózniej
lady Serena Archibald śmignęła ze środka, z nastroszonym
futerkiem i szaleństwem w żółtych, przerażonych oczach.
- Aapcie ją! - ryknęła Brittany. - Nie pozwólcie jej uciec!
Courtney i Mary Kay rzuciły się łapać kotkę. Ale nie miałam
zamiaru pozwolić, żeby dłużej dokuczały zwierzęciu. Podeszłam
do drzwi sypialni Brittany.
- Nie otwieraj tych drzwi, Ally Finkle! - wrzasnęła Brittany. -
Nie rób tego, bo pożałujesz!
Otworzyłam drzwi.
Lady Serena Archibald wypadła na zewnątrz niczym miękka
szara plama o żółtych, przerażonych oczach i rozpaczliwie rzuciła
się do ucieczki.
- Za nią! - wrzasnęła Brittany.
W głowie mi się to nie mieściło. Po prostu się nie mieściło.
Brittany tak okropnie się znęcała nad kotką swojej matki.
- Dziewczyny... - powiedziałam. - Dajcie spokój. Pobawmy się
po prostu czymś innym. Może Barbie?
- Barbie są dla dzieci - rzuciła w moją stronę oskarżycielskim
tonem Brittany. Minęła mnie, a potem pobiegła korytarzem
śladem biednej lady Sereny Archibald, która zbiegła już po
schodach i znikała w przejściu.
Nie miałam wyjścia, musiałam biec za dziewczynami. %7łeby się
upewnić, że tej biednej kotki nie złapią i nie wsadzą z powrotem
do walizki.
- Jest w gabinecie! - dobiegł mnie wrzask Brittany gdzieś z
głębi wielkiego domu Hauserów.
- Wydawało mi się, że widziałam, jak wbiega do salonu! -
odkrzyknęła Courtney.
- Moim zdaniem pobiegła do pralni! - zawołała Mary Kay.
Ale wszystkie się myliły. Bo znalazłam lady Serenę Archibald,
całą drżącą, obok zamkniętych drzwi w kuchni, gdzie podniosła
na mnie te swoje wielkie, smutne oczy, błagając, żebym otworzyła
jej te drzwi i pozwoliła uciec.
I tak zrobiłam...
Dokładnie w tej samej chwili, w której nadbiegła Brittany.
- Ally, nie! - krzyknęła.
Ale było już za pózno. Lady Serena, słysząc głos swojego
śmiertelnego wroga, prysnęła przez drzwi. Wreszcie była wolna.
- Ty idiotko! - rozdarła się na mnie Brittany.
- Bardzo mi przykro - powiedziałam, zamykając drzwi za lady
Sereną Archibald. I nagle przestało mnie obchodzić, że Brittany
stoi blisko kolejnej ceramicznej figurki kota swojej matki. A niech
we mnie rzuca. I co z tego, że będą mi zakładać szwy? Może wtedy
będę mogła wreszcie iść do domu. - Ale wiesz, Brittany, znęcanie
się nad zwierzętami to przestępstwo. Można za to trafić do
więzienia. Poza tym, lady Serena w piwnicy będzie bezpieczna.
- To nie są drzwi do piwnicy, kretynko! - wściekała się
Brittany. - To drzwi do garażu, a moja siostra z koleżankami
malują tam plakaty i zewnętrzne drzwi są otwarte! Właśnie
wypuściłaś lady Serenę Archibald, a ona nigdy jeszcze nie była
poza domem!
ZASADA NUMER 9
Całą resztę popołudnia spędziłyśmy, szukając lady Sereny
Archibald w sąsiedztwie domu Hauserów.
Niestety, nigdzie nie można jej było znalezć.
Pomyślałam, że może nadal ukrywa się w garażu. Becca ani
żadna z jej koleżanek nie widziały, żeby kotka wychodziła.
Na półkach leżało tam mnóstwo butów narciarskich, lodówek
turystycznych i starych modeli wulkanów (jakieś przedpotopowe
prace do szkoły sióstr Brittany), za którymi mogła się schować.
Ale zaglądałyśmy za, a nawet pod wszystkie te rupiecie.
Nigdzie jej nie było. [ Pobierz całość w formacie PDF ]