[ Pobierz całość w formacie PDF ]
naturalnie. Nagle jej ciało, jej umysł, przeszył dreszcz, jakby jedna wysoka nuta. To, co
mówiła ta nuta, nie zdumiało jej, bo w jakiś już wiedziała... To nie jest Damon.
To nie jest osoba, którą znała od... czy to naprawdę było tylko dziesięć miesięcy?
Spotkała go, gdy była jeszcze normalną dziewczyną, pożądała go i opierała mu się
jednocześnie. A on wydawał się kochać ją najbardziej właśnie wtedy, gdy się opierała.
Spotkała go, będąc wampirem, i całym swoim jestestwem go pragnęła, a on troszczył
się o nią jak o dziecko.
Spotkała go, gdy była duchem, i wtedy wiele się dowiedziała.
Był kobieciarzem, bywał nieczuły, przesiąkał przez życie swoich ofiar jak
chimeryczny katalizator, zmieniając innych, podczas gdy sam pozostawał wciąż taki sam.
Manipulował ludzmi, oszukiwał ich, wykorzystywał i porzucał - odurzonych jego diabelskim
czarem.
Ale nigdy nie widziała, żeby złamał słowo. Wyczuwała, że to nie była kwestia decyzji,
że to było tak głęboko zakorzenione w nim, w jego podświadomości, że nie mógłby tego
zmienić, choćby chciał. Nie mógł złamać danego słowa. Prędzej umarłby z głodu.
Damon wciąż mówił do Matta, wydając mu polecenia.
- ...a potem zdejmij jej... Więc co z jego obietnicą, że będzie ją chronił, że nie pozwoli
jej skrzywdzić?
Teraz zwrócił się do niej.
- Rozumiesz wszystko? Wiesz co masz...?
- Kim jesteś?
- Co?
- Słyszałeś. Kim jesteś? Gdybyś rzeczywiście widział Stefano, gdy odchodził, i
obiecał mu, że się mną zaopiekujesz, nie robiłbyś tego, co robisz. Tak, mógłbyś skrzywdzić
Matta, ale nie na moich oczach. Nie jesteś... Damon nie jest głupi. Wie, co znaczy opieka.
Wie, że patrzenie na cierpienie Matta również mnie boli. Nie jesteś Damonem. Kim... jesteś?
Siła i zwinność Matta nie przyniosły żadnych efektów. Może inne podejście zadziała.
Mówiąc, powoli sięgała do twarzy Damona. Gdy skończyła, jednym szybkim ruchem zdjęła
mu okulary.
Zobaczyła za nimi oczy czerwone jak świeża krew.
- Co zrobiłeś? - szepnęła. - Co zrobiłeś z Damonem?
Matt stał za daleko, żeby słyszeć słowa Eleny, ale próbował zwrócić jej uwagę. Ona
tymczasem miała nadzieję, że jej przyjaciel ucieknie. Zostając tutaj, dawał tylko tej okrutnej
istocie kolejny atut do ręki. Bez żadnego wysiłku sobowtór Damona wyrwał jej okulary z ręki
tak szybko, że nie zdążyła zareagować. Po czym mocno chwycił ją za nadgarstek.
- To wszystko byłoby dużo prostsze, gdybyście współpracowali. Chyba nie zdajecie
sobie sprawy z tego, co może się stać, jeżeli mnie rozgniewacie.
Zacisnął chwyt, zmuszając ją, by uklękła. Postanowiła do tego nie dopuścić. Niestety,
jej ciało zdradziło ją: czuła przeszywający, palący ból. Myślała, że potrafi to zignorować,
pozwolić, by czerwonooka istota złamała jej nadgarstek. Myliła się. W którymś momencie jej
umysł wyłączył się zupełnie. Gdy po ułamku sekundy odzyskała świadomość, klęczała, a jej
nadgarstek wydawał się niemożliwie opuchnięty.
- Ludzka słabość - rzucił niby - Damon pogardliwie. - Zawsze ulegniecie. Teraz już
wiesz, że lepiej być mi posłuszną.
To nie Damon, pomyślała Elena z wielką siłą.
- Dobra - słyszała jednak nad sobą głos Damona, pogodny, jakby tylko udzielał jej
przyjacielskich rad. - Ty usiądz na tym kamieniu, odchyl się trochę, a ty, Matt, podejdz tu i
stań twarzą do niej. - Matt zignorował jednak to polecenie i stanął obok Eleny, przyglądając
się palcom odciśniętym na jej nadgarstku, jakby nie dowierzał temu, co widzi.
- Matt stoi, Elena siada. Albo zaraz stracę cierpliwość. No, dzieci, bawcie się. -
Damon znów trzymał w dłoni kamerę.
Matt spojrzał pytająco na Elenę. Dziewczyna patrzyła na sobowtóra.
- Idz do diabła, kimkolwiek jesteś - powiedziała, starannie wypowiadając każdą
sylabę.
- Och, bywałem u niego - odparowała piekielna istota. Uśmiechnęła się do Matta w
sposób zarazem olśniewający i przerażający. Machnęła gałęzią. Matt zignorował to. Stał z
kamienną twarzą, czekając na ból.
Elena z trudem podniosła się i stanęła obok niego. Razem mogli stawić Damonowi
opór. A on przez chwilę wydawał się naprawdę wściekły.
- Próbujecie udawać, że się mnie nie boicie. Ale jeszcze będziecie się bać. Gdybyście
mieli choć trochę rozsądku, balibyście się już teraz.
Zrobił krok w stronę Eleny.
- Dlaczego się mnie nie boicie?
- Jesteś tylko zadufanym w sobie potworem. Skrzywdziłeś Matta. Skrzywdziłeś mnie.
Jestem pewna, że możesz nas zabić. Ale my się nie boimy takich typów.
- Będziecie się bać. - Zniżył głos do złowieszczego szeptu. - Tylko poczekajcie.
Coś zadzwoniło w uszach Eleny, te ostatnie słowa z czymś się jej kojarzyły - z czym?
Nagły ból przerwał jej rozważania.
Zwaliło ją z nóg. Nie uklękła, ale przewróciła się i zaczęła wić na ziemi. W głowie
miała pustkę. Wyczuwała obok obecność Matta, próbującego ją przytrzymać, ale nie mogła
się z nim skomunikować, nie mogła też latać. Dostała drgawek, jakby w ataku epilepsji lub
opętania. Cały wszechświat stał się dla niej bólem, dzwięki dochodziły do niej z bardzo
daleka.
- Przestań! - krzyczał rozpaczliwie Matt. - Przestań! Czy ty oszalałeś? To Elena, na
miłość boską! Czy chcesz ją zabić?
- Nie robiłbym tego - poradził łagodnie sobowtór Damona. Matt odpowiedział na to
krzykiem, w którym słychać było nieopanowaną furię.
- Caroline! - Bonnie była wściekła, nerwowo chodziła tam i z powrotem po pokoju
Stefano, podczas gdy Meredith znów szukała czegoś w komputerze. - Jak ona śmie?
- Nie ośmieli się zaatakować Stefano ani Eleny wprost z powodu przysięgi -
odpowiedziała Meredith. - Więc próbuje w ten sposób zaszkodzić nam wszystkim.
- Ale Matt...
- Och, Matt to łatwy cel. No i, niestety, jest kwestia poszlak u nich obojga.
- Co masz na myśli? Matt przecież nie...
- Zadrapania, moja droga - wtrąciła pani Flowers - po tych robakach o ostrych zębach.
Okład, który nałożyłam, powinien już je uleczyć i teraz przypuszczalnie wyglądają jak ślady
po długich paznokciach. A ślad na szyi... - odchrząknęła - wygląda jak coś, co w moich
czasach nazywało się ukąszeniem miłości . Można to zinterpretować jako ślady po schadzce,
która skończyła się aktem fizycznego przymusu. Oczywiście wiem, że wasz przyjaciel nie
zrobiłby nic takiego.
- A pamiętasz, jak wyglądała Caroline, gdy ją widziałyśmy? - dodała Meredith. - Nie
chodzi mi o to pełzanie, na pewno stoi już jak człowiek. Ale jej twarz. Miała podbite oko i
opuchniętą szczękę.
Bonnie nie nadążała za ich tokiem rozumowania.
- Miała, ale...
- Pamiętasz noc, kiedy robak zaatakował Matta. Następnego ranka szeryf dzwonił do
niego. Matt przyznał, że matka nie widziała go przez całą noc, a jakiś człowiek ze straży
obywatelskiej twierdzi, że Matt podjechał pod dom i praktycznie zemdlał.
- To od trucizny! Dopiero co walczył z malakiem!
- My to wiemy. Ale oni pomyślą, że właśnie wrócił po tym, jak zaatakował Caroline.
Jej matka nie będzie mogła zeznawać; sama widziałaś, w jakim jest stanie. Więc kto
zaświadczy, że Matta tam nie było w nocy? Zwłaszcza jeżeli planował to wcześniej.
- My! Możemy potwierdzić, że tam nie pojechał... - Bonnie urwała nagle. - Nie, to
wszystko miało się niby zdarzyć po tym, jak od nas odjechał. Ale, nie, tak nie można! - Znów [ Pobierz całość w formacie PDF ]