[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śliwiec. Chociaż wiedziałeś, że to nasza jedyna szansa
na wydostanie się z planety. Wiedziałeś, że tylko dzięki
niemu możemy ocalić Tahl.
Padawan skinął głową.
Cerasi i Nield spoglądali to na jednego Jedi, to na
drugiego. Dziewczyna zaczęła coś mówić, ale urwała po
krótkim namyśle. To był osobisty spór.
- Chodz ze mną polecił sucho mistrz.
Zaprowadził ucznia do tunelu, gdzie mogli porozmawiać
bez świadków. Odczekał kilka chwil, żeby wrócić do siebie.
Nie było tu miejsca na żal, a jednak czuł, jak przepływa
przez niego gorzką falą. Obi-Wan zawiódł jego zaufanie.
Nie wiedział, co powiedzieć. Przytłaczały go emocje.
Z wysiłkiem przypomniał sobie szkolenie w Zwiątyni.
Udzieli Padawanowi upomnienia zgodnie z zasadami
Jedi. Najpierw opisze wykroczenie, które popełnił. Jako
mistrz miał obowiązek uczynić to bez osądzania ucznia.
Wdzięczny za tę wskazówkę, Qui-Gon wziął głęboki
wdech.
- Miałeś nie opowiadać się po żadnej ze stron.
96
05.Uczeń Jedi-Jude Watson-Obrońcy umarłych
- Tak - odpowiedział ze spokojem Obi-Wan. Powin-
nością Podawana było przyznanie się do winy.
- Miałeś być gotów w każdej chwili opuścić planetę.
- Tak - przytaknął uczeń.
- Poinstruowano cię, że najważniejsze w naszej misji
jest zdrowie Tahl. A jednak naraziłeś je, wykorzystując
nasz jedyny statek w niebezpiecznej misji.
- Tak - rzekł znów Obi-wan.
Rycerz z bólem przełknął ślinę.
- Przez to wszystko naraziłeś nie tylko bezpieczeń-
stwo Tahl, ale także proces pokojowy na Melidzie/Daan.
Tym razem Padawan po raz pierwszy się zawahał.
- Przyczyniłem się do tego procesu...
- To twoja interpretacja - przerwał mu Qui-Gon.
Nie takie otrzymałeś instrukcje. Twój mistrz i Mistrz Jedi
Yoda postanowili, że interwencja Jedi na tym etapie mo-
że tylko zdenerwować którąś ze stron, utrudniając
zaprowadzenie pokoju. Powiedziano ci o tym. Czy to
prawda?
- Tak - przyznał uczeń. - To prawda.
- Qui-Gon przerwał. Zbierał się w sobie, żeby przeka-
zać Obi-Wanowi mądrość Jedi, dotyczącą relacji mi-
strza i Podawana. Powiedzieć, jak reguły zmieniały się w
ciągu tysięcy lat. O tym, że przysięga posłuszeństwa,
składana przez ucznia, nie miała nic wspólnego z władzą,
tylko pomagała zyskać wiedzę i skromność. %7łe nie był tu po
to, by karać Obi-Wana, ani nawet po to, by go uczyć, lecz
by pomóc mu w jego własnej wędrówce, dzięki której
pewnego dnia zostanie Rycerzem Jedi.
- Nie obchodzi mnie to - powiedział uczeń, przery-
wając te rozmyślania.
97
05.Uczeń Jedi-Jude Watson-Obrońcy umarłych
- Co cię nie obchodzi? - zapytał wstrząśnięty Qui-
-Gon. Zazwyczaj po przyznaniu się do winy Padawan
w ciszy czekał na decyzję mistrza.
- Nie obchodzi mnie, że złamałem zasady - odparł
Obi-Wan. - Postąpiłem słusznie.
Rycerz zaczerpnął powietrza.
- Postąpiłeś słusznie, nadużywając mojego zaufa-
nia?
Uczeń skinął głową.
- Przykro mi, że musiałem to uczynić. Ale... tak.
Qui-Gon poczuł, że te słowa przeszywają go niczym
ostrze. W ułamku sekundy zrozumiał, że od kiedy wziął go
na swojego ucznia, czekał na tę chwilę. Czekał na zdradę.
Na cios. wiczył hardość serca, przygotowując się na to.
A jednak wcale nie był przygotowany.
- Musisz zrozumieć - powiedział Obi-Wan cicho. -
Coś tu odnalazłem. Przez całe życie ktoś mi mówił, co
jest słuszne, co jest dobre. Bez mojego udziału wyzna-
czono mi ścieżkę. To wielki dar i odczuwam wdzięczność za
to, czego się nauczyłem. Ale na tej planecie wszystkie te
abstrakcyjne pojęcia przybrały nagle konkretną postać.
Stały prawdziwe. Widzę je. - Wskazał za siebie, na kwaterę
Młodych. - Ci ludzie czują jak ja. Ich sprawa jest moją.
Przemawia do mnie bardziej niż wszystko, co dotąd
czułem.
Zdumienie Qui-Gona obróciło się w złość i żal do
samego siebie. Obi-Wan dał się ponieść fali uczuć.
Trzeba było wkroczyć wcześniej. Powinien pamiętać, że to
tylko młody chłopiec.
Ostrożnie dobierał słowa.
- Tak, sytuacja na tej planecie chwyta za serce. Trud-
no się od tego uwolnić. Dlatego próbowałem ją rozwią-
98
05.Uczeń Jedi-Jude Watson-Obrońcy umarłych [ Pobierz całość w formacie PDF ]