[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dopiero gdy przejeżdżała przez most na Star Island, uświadomiła sobie, gdzie w
istocie zmierza. Musiała tak postąpić. Teraz, kiedy pochowała ojca, uświadomiła sobie,
że życie jest za krótkie, by żywić urazy. Wybaczyła ojcu, teraz musi wybaczyć Cole'owi.
Wciąż wspominała wczorajszą uroczystość, ale wiedziała już, że dziś zacznie życie od
nowa.
Zatrzymała się przy fontannie na podjezdzie i szybko wysiadła, zostawiając klu-
czyki w stacyjce, a torebkę na siedzeniu. To, co chciała powiedzieć Cole'owi, zajmie tyl-
ko minutę.
W jednej chwili przemokła do nitki. Włosy przykleiły się do szyi i ramion. Stała
przy samochodzie i czekała. Całe życie przeszło jej przed oczami. Tata trzymający ją za
R
L
T
rękę, umierająca mama, tata uczący ją tańczyć i jezdzić samochodem. Chwile, gdy wyja-
śniał jej sekrety firmy, którą potem przejęła. I chwila, kiedy grabarze opuszczali ciało
ojca do grobu. Kwiaty i karta od agencji Marcuma. Cole.
- Tamera?
Spojrzała na Cole'a. Stał w drzwiach ubrany tylko w spodenki do joggingu. W
chwili, gdy zobaczył jej twarz, domyślił się wszystkiego. Wciąż dobrze znał jej serce.
Wyszedł na deszcz i przyciągnął ją do siebie.
Przylgnęła do niego całym ciałem, łudząc się, że przejmie od niego siłę, której jej
brakowało. Niestety, w tej chwili potrafiła się jedynie rozkleić. Zresztą wisiało to nad nią
od dłuższego czasu.
Nieważne, czy Cole się zmienił, i tak wciąż go kochała. I potrzebowała. Chciała
mu wyżalić się bez obawy, że uzna ją za słabą. W tym momencie nie była silna.
- Bardzo ci współczuję. - Tyle razy słyszała te słowa, lecz z jakiegoś powodu, gdy
wypowiedział je Cole, uwierzyła mu.
Pocałował ją w czoło i wprowadził do środka.
- Wejdz, nie moknij.
Spojrzała na jego usta mokre od deszczu. Ogarnęło ją pożądanie, wypierając ból i
pustkę. Może potrzebowała go bardziej, niż się wydawało. Stanęła na palcach i zbliżyła
usta do jego warg.
- Nie tego potrzebujesz - powiedział Cole, przekrzykując deszcz.
- Właśnie tego, Cole.
Objęła jego twarz rękami i przyciągnęła ją do ust. Cole nie opierał się. Potem po-
chylił się i wziął ją na ręce. Tamera od dawna nie kontrolowała sytuacji. Kontrolę przejął
Cole, a ona nie miała nic przeciwko temu.
Przy nim nie czuła się słaba, wrażliwa i bezbronna. Wiedziała, że Cole to spokojna
przystań, w której może się zatrzymać podczas burzy.
Kiedy ją podniósł, objęła go nogami w talii, a ręce zarzuciła mu na szyję. Obsypała
jego twarz pocałunkami. Boże, jak bardzo jej go brakowało.
R
L
T
Cole nogą zamknął drzwi i przywarł do nich, trzymając Tamerę w objęciach. Był
czuły i delikatny, jakby obawiał się, że zrobi jej krzywdę. Jednak nikt nie mógł jej już
więcej skrzywdzić.
- Chcę, żebyś był bardziej brutalny - zażądała, nie odrywając od niego ust.
- Daję ci to, czego potrzebujesz. - Jego matowy głos i ciepły oddech podnieciły ją
jeszcze bardziej. - Czy tego chcesz, czy nie.
- Potrzebuję ciebie, tylko ciebie.
Zsunął ramiączka jej stanika, a ona zwinnie się z nich wyswobodziła. Bielizna
opadła i odsłoniła piersi. Tamera odrzuciła do tyłu głowę, a on szybkim ruchem rozpiął
haftki i rzucił stanik na podłogę. Potem sięgnął ręką pod sukienkę i zaczął ściągać figi,
które wkrótce bezszelestnie opadły na dół. Usta Cole'a pieściły szyję i piersi Tamery,
podczas gdy ona mocno trzymała go za mokre włosy.
- Zaczekaj, prezerwatywa.
- Spokojnie, jestem zabezpieczony. Jak zawsze.
Słowa te mogły znaczyć zupełnie co innego, ale nie zastanawiała się nad tym, nie
chciała się rozczarować.
Cole odciągnął ją od drzwi i poprowadził w stronę schodów. Tamera wyprzedziła
go i w szaleńczym pośpiechu biegła w kierunku sypialni. Gdy przekroczyła próg, zrzuci-
ła sukienkę. Cole zlustrował jej nagie ciało, po czym wyjął z szafki przy łóżku prezerwa-
tywę. Tamera podeszła do niego od tyłu i zaczęła całować jego napięte ramiona. Po
chwili opadła na łóżko, przybierając prowokacyjną pozę. Wkrótce jednak podniosła się
nieznacznie na łokciach i spojrzała na Cole'a. Ten rzucił prezerwatywę na jej brzuch.
- Załóż - powiedział.
Kiedy to zrobiła, wprowadziła go do środka. Jak mogła myśleć, że nie może być z
tym mężczyzną? Jak mogła nie dostrzec, jak bardzo jej na nim zależało?
Cole ponownie wpił się w usta Tamery, a jej ciało unosiło się rytmicznie w poszu-
kiwaniu rozkoszy. Jeszcze raz objęła go nogami, by po chwili szczytować. Ich ciała drża-
ły jeszcze, gdy Cole czule ją pocałował. Wciąż leżał na niej, a jego szybki oddech łagod-
nie muskał jej szyję.
- Nie wiedziałam, dokąd pójść - wyszeptała, bojąc się słów i ich znaczenia.
R
L
T
- Ciszę się, że tu przyszłaś. - Przewrócił się na bok i oparł głowę na ręce. - Przykro
mi, że cierpisz.
Tamera nie chciała psuć błogiej atmosfery po wspaniałym seksie, ale musiała po-
wiedzieć Cole'owi, co naprawdę czuje. Miała nadzieję, że uda jej się odbudować ten
związek.
- Przyszłam powiedzieć, że ci wybaczam.
- Naprawdę?
Tamera spojrzała Cole'owi w oczy.
- Nie mogę dalej żyć, żywiąc do ciebie urazę. A teraz, kiedy umarł tata... %7łycie jest
za krótkie, żeby pielęgnować żal i złość. Poza tym to, że teraz jest między nami dobrze,
ma swoje korzyści.
Jego wzrok wędrował po jej nagim ciele.
- Owszem. - Szybkim ruchem przewrócił ją na plecy, by pokazać, jakie korzyści on
w tym związku widzi.
- Nie sądzę, żebym dała sobie z tym radę.
Tamera nie chciała się do tego przyznać, lecz jej strach był teraz namacalny. W sy-
pialni panował półmrok. Gdy tylko skończyli kochać się w blasku zachodzącego słońca,
Cole opuścił story. Jednak Tamera wiedziała, że przez długi czas nie będzie jej dane od-
począć.
Cole obrócił się na bok.
- Z tym, czyli z nami?
Tamera patrzyła w sufit. Nie chciała patrzeć Cole'owi w oczy, zwłaszcza gdy mó-
wiła o trudnych sprawach.
- Z prowadzeniem firmy bez taty.
Cole ujął ją za podbródek i zmusił, by spojrzała na niego.
- Więc ją sprzedaj.
- Co? [ Pobierz całość w formacie PDF ]