RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Melein! - zawołał. Zatrzymał się, nasłuchując, i po raz drugi
usłyszał ten sam
wysoki
głos.
Ocenił, skąd on dobiega i po chwili dotarł do tego miejsca. Zawaliła
się tam
ściana, a
na szczycie osypiska leżał drobniejszy gruz, lecz stalowe drzwi
regulskiej
konstrukcji
wytrzymały. Aż za dobrze. Bronił do nich dostępu ciężar, którego nie
sposób było
przemieścić, gdyż brak im było narzędzi, które rozkruszyłyby gruz,
oraz maszyn,
które
przeniosłyby go w inne miejsce. Niun kaleczył sobie na nim ręce.
Mięśnie
odmawiały mu
posłuszeństwa. Duncan wspomagał go swoją siłą, lecz gruz nie chciał
się
poruszyć. Wreszcie
obaj usiedli na podłodze, dysząc ciężko i kaszląc. Z nosa Duncana
ponownie
zaczęła
wypływać krew. Wytarł ją, pozostawiając rdzawą plamę. Ręce drżały mu
w
nieopanowany
sposób.
- Czy tam na dole jest wentylacja? - zapytał człowiek.
Nie było. Stanowiło to jeszcze jeden powód do obaw.
- Melein! - zawołał Niun. - Melein, czy mnie słyszysz?!
Usłyszał coś w rodzaju odpowiedzi. Był to głos kobiety, i to młodej,
wysoki,
cienki i
wyrazny. To była Melein. Niun uznał, że znajduje się ona pod nimi.
Spróbował
określić
dokładne położenie i zaznaczył piętą miejsce na podłodze.
Następnie wyszarpnął z gruzu pręt zbrojeniowy i zaczął kuć ostrożnymi
uderzeniami.
Nie był tak nierozważny, by wystrzelić z pistoletu w dół, ku jej
schronieniu.
Posługiwał się
prętem oraz własnymi palcami. Duncan zobaczył, co robi Niun, i zaczął
mu
pomagać.
Uderzali na przemian, wykuwając coraz głębszy otwór w grubej na
łokieć podłodze.
Od czasu
do czasu przerywali pracę, by wygrzebać dłońmi pył zbierający się w
zagłębieniu.
Słońce
prażyło coraz mocniej. Jedynym słyszalnym dzwiękiem był teraz
nieustanny brzęk
stali
uderzającej w spojoną cementem ziemię. Przez bardzo długi czas Niun
nie słyszał
ani jednego
słowa od Melein. Dręczył go strach. Wiedział, jak mała jest
znajdująca się pod
nimi
przestrzeń i jak niewiele musi być w niej powietrza. Bał się też, że
otwór,
który wykuwali, nie
trafi w maleńkie pomieszczenie, w którym przebywała Melein, oraz
tego, że cała
podłoga
zawali się pod nimi.
Przebili się. Powietrze wypłynęło z ciemności, stęchłe, zubożone i
zimne.
- Melein! - krzyknął w dół, lecz nie otrzymał odpowiedzi.
Zaczął kuć jeszcze mocniej. Odłupywał odłamki z krawędzi otworu,
poszerzając go,
wpuszczając do środka coraz więcej i więcej powietrza wraz ze snopem
światła
słonecznego.
Natrafili na stalowe pręty i zaczęli kuć z drugiej strony otworu,
gdzie mogli
uczynić go
szerszym. Od czasu do czasu Niun wołał do niej, lecz nie usłyszał
odpowiedzi.
Wreszcie otwór stał się wystarczająco szeroki, by można się było
przez niego
przecisnąć. Niun zaczął się zastanawiać. Człowiek będzie musiał
pozostać na
górze, a oni
wspiąć się jakoś z powrotem. Zastanawiał się gorączkowo nad zabiciem
Duncana,
nie byłby
jednak w stanie wdrapać się na górę z Melein w ramionach, a
przynajmniej nie
byłoby to
łatwe. Nie miał też pewności, czy tkanina jego szat utrzyma ich
ciężar, a nie
wiedział, czego
innego mógłby użyć.
- Ja zejdę na dół - zaproponował Duncan. Otworzył jedną z kieszeni i
wyciągnął z
niej
kawał sznura, z następnej zaś małą latarkę, Wręczył mu te cenne
przedmioty z
naiwną
otwartością, która na moment rozbroiła Niuna.
- Różnica poziomów - zaczął Niun, drżąc wewnętrznie na myśl, że
człowiek
znajdzie
się w pobliżu Melein - jest równa półtorej mojej wysokości.
Nie dodał, jaką zemstę szykuje, jeśli Duncan będzie nieostrożny,
jeśli zrobi
krzywdę
Melein lub nie wydobędzie jej żywej. Byłoby to bezcelowe. Siedział i
przyglądał
się
bezradnie, jak Duncan przecisnął swe ciało, które było odrobinę
masywniejsze niż
jego, przez
otwór, po czym opadł z ciężkim łoskotem w ciemność.
Przysłuchiwał się, jak człowiek poszukuje jej na dole, wśród rzeczy,
które
przesuwały
się z grzechotem, oraz przemieszczających się głazów. Nachylił się
nisko nad
otworem,
starając się dostrzec słabiutkie światło latarki, którą tamten
trzymał w ręku.
- Znalazłem ją - oznajmił głos Duncana dobiegający z owego chłodu. -
Ona żyje -
dodał po chwili.
Niun rozpłakał się, pewien, że tutaj człowiek go nie zobaczy. Po
chwili otarł
oczy i
usiadł nieruchomo z dłońmi zaciśniętymi w pięści na kolanach.
Wiedział, że
człowiek może
ją wziąć na zakładnika, zrobić jej krzywdę, zemścić się lub zmusić go
do
złożenia jakiejś
straszliwej przysięgi. Nie przemyślał tych możliwości dokładnie, co
świadczyło o
jego
zmęczeniu i o tym, jak rozpaczliwie pragnął dotrzeć do niej na czas.
Teraz
jednak mógł już
myśleć i przysunął się do krawędzi czeluści, by skoczyć w dół.
- Mri! Niunie! - Duncan stał w świetle z jasnym brzemieniem w
ramionach.
Kłębuszek złotych szat spoczywał nieruchomo na jego piersi. - Opuść
sznur!
Spróbuję pomóc
ci wciągnąć ją na górę!
W tej samej chwili Melein poruszyła się. Jej oczy otworzyły się w
świetle, w
którym
mogła dostrzec stojącego na górze Niuna jedynie jako cień.
Melein! - zawołał do niej. - Melein, podciągniemy cię na górę! To
jest człowiek!
Melein, ale nie bój się go! Zaczęła się szarpać, usłyszawszy to,
Duncan opuścił
więc jej stopy
na ziemię. Niun ujrzał w mrocznym świetle, jak spojrzała na twarz
człowieka i
cofnęła się
przerażona.
Pózniej jednak pozwoliła, by położył ręce na jej talii i podzwignął
ją w górę,
co było
dla niej zdecydowanie najłatwiejszym i najmniej bolesnym sposobem, by
się
stamtąd
wydostać. Nie mogła jednak unieść rąk w górę, aby schwycić za dłonie
Niuna.
Zawołała, że ją
boli - ona, która ongiś była kel e en.
- Zaczekaj - sprzeciwił się Niun. Zawiązał na sznurze węzeł i
uformował pętlę,
którą
opuścił na dół. Owinął sobie sznur wokół ręki i ramienia i podzwignął
ostrożnie
ciężar, gdy
Melein wślizgnęła się już w wykonaną przez niego pętlę. Duncan
pomagał mu ją
podnieść,
lecz przez chwilę cienki, ostry sznur naprężony pod wpływem jej
ciężaru wpijał
się w dłonie
Niuna. Starał się nie otrzeć jej o nieregularne brzegi otworu,
ciągnął więc
bardzo ostrożnie.
Zaparł się mocno stopami, nie zważając na ból w dłoniach. Melein
przecisnęła się
przez [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl