[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie wolny tydzień. Zaraz, to podobno było gdzieś tu u pani. . . ?
Przyświadczyłam.
110
Pod samym moim ogrodzeniem, no dobrze, ściśle biorąc pod drzwiczkami
śmietnika, w objęciach wierzby płaczącej. . .
Kontrastowa dekoracja. . .
Poniekąd owszem. I sam pan rozumie, trudno się wyłączyć z czegoś takie-
go, jeśli pod nosem pana leży trup, chciałby pan coś o tym trupie wiedzieć nie?
Szczególnie, że nie tak dawno z tym trupem mieszkałam, to znaczy, jeszcze wtedy
był żywy.
Komunikat wydał się facetowi tak interesujący, że musiałam wyjaśnić całą
sprawę obszerniej. Owszem, przyznał mi prawo do wścibskości i nieco się rozga-
dał.
O prawdziwej Barbarze Borkowskiej. Znali się już prawie dwa lata, współpra-
cowali dość często, ona pisała, a on robił zdjęcia i wielokrotnie chodziło o wy-
darzenia aktualne, zahaczające o przestępczość. Lubili się, tak zwyczajnie, jak
ludzie, damsko-męskie dyrdymały nie wchodziły w rachubę. Borkowska była
w ogóle nie do poderwania, podobno od rozwodu tak zesztywniała, przeżyła go
ciężko i zacięła się w sobie, nie zwierzała mu się, ale takie ploty krążyły. Zwa-
żywszy, iż większość znajomych, bliższych i dalszych, wierzyła w to jej rozpustne
życie, unikali się wszyscy wzajemnie. Właściwie on sam na jej miejscu spróbo-
wałby chyba owej hydrze ukręcić łeb. . .
Ale ona, ta symulantka, zdaje się, przedobrzyła ciągnął żywo. Osta-
tecznie Barbara to dziewczyna na poziomie, inteligencja, wykształcenie, wycho-
wanie. . . Gdyby się wygłupiała po lokalach, bo, powiedzmy, w taki nałóg nagle
wpadła, nie wycierałaby sobie gęby własnym nazwiskiem! Dowcipnisia popadła
w przesadę i coraz więcej osób zaczynało się wahać, przestawali wierzyć, że to
naprawdę Barbara, prawda im wyłaziła spod mierzwy. Za jakiś czas, tak przy-
puszczam, cała nagonka wyszłaby na jaw, no i nie wiem, co wtedy.
W czasie jego gadania zastanawiałam się usilnie i nikłe błyski jęły mi się
pojawiać w umyśle.
Pogląd na nieboszczkę mam ugruntowany rzekłam w zadumie, wpatrzo-
na w okno, za którym koty pokazywały sztuki na kamiennym pagórku w ogrodzie
sąsiada. Nie darmo przez parę lat waliła mnie po uszach, rodzaj muzyki też
o czymś świadczy. . .
Przecież nie masz słuchu! przypomniała Martusia z naganą.
Ale wrażeń mogę doznawać, nie?
Wrażeń możesz.
No to mam wrażenie, że jedno z dwojga. Albo ktoś ją do tego namówił
i całą szopką kierował, albo Borkowska-prokurator zniszczyła jej jakiś złoty inte-
res. Jej czy któremuś amantowi, wszystko jedno. Bo sama z siebie i bez zdrowego
dopingu nie byłaby taka pracowita. Dusza mi to mówi i te fluidy, co z jej okna do
mojego leciały.
Zwieciły? zainteresowała się Martusia.
111
Nie, to plazma świeci, a nie fluidy.
To skąd wiesz, że leciały?
Mówię ci przecież, że to nie ja wiem, tylko moja dusza!
A przyjaciółka?
Co przyjaciółka? Przyjaciółka nie leciała. Było by ją widać.
O Jezu. . . Przyjaciółka, ta blondynka w samochodzie, było gadanie o przy-
jaciółce czy nie?
A. . . ! Masz rację, było. No właśnie. Tę przyjaciółkę powinno się znalezć. . .
Zaraz, moment przerwał nam fotoreporter Tomek. Bo ja nie wiem,
o której panie mówią. Przyjaciółek Barbary wcale nie znam!
Nie, to przyjaciółka nieboszczki. Niejasna postać. . .
I w ogóle możliwe, że wróg!
Trochę nam się ta konferencja skomplikowała. Fotoreporter wyprowadził ją na
prostą, przypominając, że zna osobiście żywą Borkowską, martwą zaś widział za-
ledwie dwa razy i jej życie prywatne jest mu całkowicie obce. Moja dusza wpadła
na kolejne pomysły.
A jeśli ktoś jej zlecił tę maskaradę i był w nią jakoś wplątany zaczę-
łam a pan mówi, że nieboszczka zaczęła przesadzać, może się rozpędziła, ce-
chy frywolne wzięły górę, i musiał ją utemperować. Bo inaczej szydło wylazłoby
z worka. . .
I co z tego? Co by mu zrobili?
%7ływa Borkowską mogłaby dać mu po mordzie zaproponowała Martusia.
Po mordzie, może być zgodziłam się. Ale jak to tam było z tym roz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]