
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
składać jedynie z dwóch rzędów domów i kościółka.
- Nigdy bym tego nie znalazł bez pani. - Craig zaparkował
pod numerem trzecim. - Wejdzie pani ze mną?
- Chętnie. Tu mieszka pan Freeman, prawda? Zimą był u nas
w szpitalu z zapaleniem oskrzeli. Miły staruszek.
- Chyba pani żarty sobie ze mnie stroi! - zawołał. - Według
mnie to uparty staruch. Ostatnio próbowałem go namówić na
spędzenie paru dni w szpitalu, ale on się zna na wszystkim lepiej
ode mnie.
- Starzy ludzie, zwłaszcza ci ze wsi, wolą zostać w domu.
Codziennie odwiedza go córka, ma więc dobrą opiekę.
- Ale ta opieka nie wyleczy jego oskrzeli ani nie dostarczy mu
tlenu, kiedy będzie się dusił z braku powietrza.
Emma pozwoliła mu mieć ostatnie słowo, zapukała do drzwi i
otworzyła je.
- Dzień dobry, panie Freeman. Lekarz do pana! Możemy
wejść?
Starzec siedział oparty o poduszki, na łóżku w salonie, gdzie
na kominku płonął ogień. Zdziwiony widokiem Emmy, utkwił
w niej pytająco swe wodniste, stare oczy.
- Pamięta mnie pan? Nazywam się Emma Mayfield;
opiekowałam się panem w szpitalu.
- Kto by zapomniał taką ładną dziewuchę jak pani! Ale po co
dziś pani przyjechała, to nie wiem. Mnie tam nic nie trza, córka
tu przychodzi. To dobre dziecko, ta moja Lizzie.
RS
45
- Ale dzisiaj nie...
Starzec przerwał jej, wskazując głową na Craiga, który
wyjmował stetoskop.
- A to pani narzeczony?
Emma poczuła, że się rumieni, Craig zaś rzucił jej rozbawione
spojrzenie.
- Naczytał się pan chyba romansów - zganiła uprzejmie
staruszka. - To jest doktor Norbury...
- A jak doktór, to nie może być narzeczony?! Czemu?
- Właśnie - rzucił Craig żartobliwie. - Czemu? Stwierdziła, że
najwyrazniej bawi go jej zażenowanie, i szybko zmieniła temat.
- Jak się pan czuje, panie Freeman?
- Oj, nie za dobrze - przyznał. - Te wasze pigułki nic mi nie
pomagają.
- A bierze je pan? - spytał Craig, przysiadając na brzegu łóżka
i badając pacjentowi puls.
- No, córka pilnuje - zapewnił. - Ona jest bardzo akurat-na. -
W jego oczach pojawił się błysk. - Sam to bym tam wszystkich
nie brał, bo niektóre są takie gorzkie, że tfuj!
Mimo uszczypliwych uwag staruszka Craig wypisał receptę
na te same leki i pożegnali go.
- A teraz proszę pokazać mi drogę do Pember Hall -
powiedział Craig już w samochodzie.
- Prosto. Tuż za kościołem.
W czasie rozmowy ze staruszkiem zapomnieli na chwilę o
tajemniczym zniknięciu Rona Stapletona. Teraz wróciło
napięcie i jechali w całkowitym milczeniu. %7łelazna brama
wjazdowa stała otworem, gdzieś w głębi majaczyły białe cienie
owiec.
W bladym świetle księżyca, po obu stronach podjazdu, widać
było niewyraznie resztki trawy i gdzieniegdzie kępy drzew. W
dali na łące zabłysła wstęga rzeki. Resztę spowijały ciemności.
- Czy to ta rzeka dopływa do Saxham, tam gdzie Michael
Hammond ma dom na barce? - spytał Craig.
RS
46
- Chyba tak. Ja byłam tu kilka lat temu, kiedy państwo
Stapleton udostępnili swój park na festyn związku
kombatantów.
Jej ojciec wtedy żył i przybyli na festyn całą rodziną.
Popołudnie było słoneczne i cieszyli się sobą, nieświadomi
tragedii, jaka miała ich wkrótce spotkać.
- Czy ich dom to duża rezydencja?
- Nie. Jest skromny, ale bardzo ładny. Park też nie jest zbyt
duży.
W tej właśnie chwili dojrzeli w świetle reflektorów Pember
Hall, dom w stylu georgiańskim, z gankiem wspartym na
kolumnach i schodkami prowadzącymi do masywnych drzwi.
Na parterze i piętrze biegły dwa rzędy wysokich okien, nad nimi
widniał rząd mniejszych. W kilku oknach paliły się światła. Z
boku szerokiego podjazdu stał zachlapany błotem land rover.
- To może być jego samochód! - zawołała Emma.
- Możliwe, ale przynajmniej świadczy o tym, że ktoś jest w
domu. Chodzmy.
Craig nacisnął dzwonek. Po długiej chwili drzwi otworzyła
niska, ciemnowłosa kobieta w ciepłym ubraniu. Była zdyszana i
wyglądało na to, że biegła z podwórka przez cały dom.
Domyślili się, że to pewnie pani Newman. Kobieta patrzyła na
nich z niepokojem.
- Czy możemy się widzieć z panem Stapletonem? - spytał
Craig.
Pytanie to wzmogło jedynie jej niepokój.
- Nie, przykro mi. Nie ma go w domu. Najwyrazniej
spodziewała się, że odejdą i nawet zaczęła zamykać już drzwi,
Craig jednak powstrzymał ją:
- Jesteśmy ze szpitala w Saxham. To jest pielęgniarka, pani
Mayfield, a ja jestem lekarzem i nazywam się Norbury. Jak pani
oczywiście wie, pani Stapleton urodziła wczoraj dziecko i
czekała na męża całe popołudnie, ale...
Kobieta nagle otworzyła drzwi na całą szerokość.
RS
47
- Proszę wejść - powiedziała. - Jesteśmy strasznie
zaniepokojeni, ja i mój mąż. Nie wiemy, co się stało z panem
Stapletonem.
W chwilę pózniej stali już w wysokim holu, którego sufit
sięgał drugiego piętra. Podłoga wyłożona była biało-czarnymi
płytkami, pod ścianami stały antyczne meble. Stolik zdobiła
miedziana waza z rudymi chryzantemami, pozostałe szczegóły
świadczyły o dobrym guście właścicieli oraz ich zasobności.
- Wyjechał zaraz po lunchu - ciągnęła pospiesznie pani
Newman - i powiedział, że nie będziemy mu potrzebni aż do
wieczora.
- Pojechał samochodem, tak? - spytał Craig.
- Och, nie! - zawołała zdziwiona. - Czy nie mówiłam, że
pojechał konno? Codziennie bierze konia na przejażdżkę, ale
dziś rano był zajęty i dlatego pojechał dopiero po lunchu.
Powiedział, że nie będzie długo, bo wybiera się do żony. Do
szpitala pojechałby oczywiście samochodem. Mój mąż teraz
sprawdza, czy jego samochód nie stoi w garażu.
- Ale dlaczego? - spytała Emma. - Przecież mógł wrócić w
czasie waszej nieobecności i...
- Ale nie wrócił! Drzwi do stajni są otwarte. Wróciliśmy do
domu tylnym podjazdem i zauważyliśmy, że nie ma konia.
O mój Boże, co mogło się stać?
Kobieta zaczęła płakać. Emma objęła ją i powiedziała:
- Proszę się uspokoić. Zaraz się wszystko wyjaśni...
- Powinniśmy iść do pani męża - wtrącił Craig posępnym
głosem. - Którędy?
Kobieta poprowadziła ich do korytarzyka na tyłach holu, skąd
tylnymi drzwiami wyszli na dwór.
- Tam jest stajnia - wskazała ręką - i garaże.
Wkrótce ich oczom ukazał się mężczyzna. Niewiele wyższy
od kobiety, stał przy otwartych drzwiach garażu, za którymi
widać było samochód. W stajni były cztery puste boksy; drzwi
jednego z nich stały otworem.
RS
48
Pani Newman przedstawiła mężowi gości i zanim któreś z
nich zdążyło coś powiedzieć, ich uszu dobiegł stukot kopyt.
Wszyscy spojrzeli w kierunku, z którego dobiegał dzwięk.
Koń, piękny kasztan z białą strzałką na nozdrzach, biegł
lekkim truchtem, lecz gdy spostrzegł ludzi, postawił uszy i nieco
przyspieszył.
- O Boże - wykrztusił Newman. - Wiedziałem, że coś się
stało...
- Na to wygląda - przytaknął Craig - ale może Pan Stapleton
zsiadł z konia i ten mu uciekł?
Emma nie znała się na koniach i nie skomentowała słów
Craiga, lecz nieśmiało spytała:
- Czy nie powinniśmy zadzwonić na policję i poprosić o
zorganizowanie poszukiwań?
Przez dłuższą chwilę nikt jej nie odpowiadał. Newman zajął
się koniem, do którego czule przemawiał, a jego żona miętosiła
w rękach chusteczkę i wyglądała, jakby spodziewała się
najgorszego. Craig spojrzał na zegarek i Emma domyśliła się, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]