[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dobrze, ale moja przyjaciółka sporo mi o nich opowiadała. Problem w tym, że Northaven
z czasem coraz bardziej ryzykował, a inni... Cóż, dorośli. Jak jednak widać, nie całkiem,
gdyż nadal są na tyle szaleni, by urządzać wyścigi na londyńskich ulicach. - Uniosła
brwi. - To nawet zabawne, choć raczej niemądre.
- Tak, i do tego niebezpieczne - dodała z zapałem Susanna. - Nie podejrzewałabym
lorda Pendletona o takie rozrywki, ale myślę, że świetnie się bawił. Sama wzięłabym
udział w takim wyścigu. Szkoda, że to niemożliwe.
- Chętnie bym popatrzyła, jak lord Pendleton zwycięża - zgodziła się Amelia. -
Dżentelmeni rezerwują dla siebie najciekawsze rozrywki, prawda? To wydaje się nie-
sprawiedliwe, lecz damy mogą to sobie powetować w inny sposób, nie sądzisz?
Susanna uświadomiła sobie, że przyjaciółka przekomarza się z nią, więc uśmiech-
nęła się nieśmiało.
R
L
T
- Tak, oczywiście - przyznała. - Ciągle marzą mi się przygody, choć wiem, że to
mrzonki. Podejrzewam, że wcale nie byłabym zachwycona, gdyby jakaś mi się w końcu
przytrafiła.
- Ja też nie chciałabym żadnych przygód. Moim zdaniem najlepiej jest się ustatko-
wać i odnalezć szczęście w udanym związku.
- Sir Michael nie powinien przychodzić tutaj po to, żeby grać ci na nerwach - pal-
nęła bez zastanowienia Susanna, zmieniając temat. Widziała, że panna Royston wciąż
przeżywa spotkanie z bratem. - Niepotrzebnie cię nachodzi, skoro chce tylko kłócić się z
tobą... - Zbyt pózno dotarło do niej, że wtrąca się w cudze sprawy. - Och, wybacz mi, nie
chciałam być wścibska. Nie powinnam mówić takich rzeczy, ale...
- ...ale przychodzą ci do głowy - podpowiedziała jej Amelia. - Chodz tutaj i usiądz
koło mnie. Powiem ci coś, dzięki czemu lepiej zrozumiesz sytuację i przestaniesz mar-
twić się o mnie.
Susanna zajęła miejsce na krześle.
- Nie musisz mi nic mówić - oznajmiła. - Naprawdę nie powinnam była tak bezpo-
średnio wyrażać swojej opinii...
- Dlaczego? - spytała Amelia. - Bo jesteś młodsza i gościsz u mnie? Tak naprawdę,
różnice między nami są znikome, a poza tym uważam cię za przyjaciółkę. Wyznam ci
prawdę, gdyż sądzę, że zasługujesz na zaufanie i nie nadużyjesz mojej szczerości.
- Obiecuję - oświadczyła z zapałem Susanna.
- Wspomniałam już, że kogoś kochałam, ale nasz związek nie został zaakceptowa-
ny. - Susanna skinęła głową. - Tamta sytuacja sprawiła, że między mną a bratem po-
wstała przepaść, której nigdy nie udało się zlikwidować. Potem pojawiła się jeszcze
sprawa spadku po ciotce. Nim zmarła, mieszkałam z nią przez dwa lata. Kochała mnie, a
ja odwzajemniałam jej uczucie, więc pozostawiła mi prawie wszystko. Michael nie dostał
ani pensa i nadal nie może przyjąć tego do wiadomości. Usiłował nakłonić mnie, bym
przekazała mu pokazną część majątku, lecz to jeszcze nie wszystko. Pragnie kierować
moim życiem. Właśnie z tego powodu ciotka postanowiła zapewnić mi niezależność. Mi-
chael nie może tknąć moich pieniędzy, a ja nie spełnię jego żądań, gdyż w skład majątku
wchodzą przede wszystkim nieruchomości oraz inwestycje w fundusze powiernicze. Nie
R
L
T
wolno mi rozbijać majątku, utrata znacznej części kapitału byłaby niebezpieczna. Ponie-
waż jednak czerpię dochody znacznie większe, niż potrzebuję, jestem w stanie przeka-
zywać pewne sumy na dowolnie wybrane cele. Brat nie może mi zagrozić, jestem dosta-
tecznie silna, aby przeciwstawić się jego żądaniom. Nie powinnaś przejmować się zaist-
niałą sytuacją. Panuję nad nią, wierz mi, moja droga.
- Rozumiem. - Susanna wpatrywała się w przyjaciółkę. - Dziękuję, że mi to wyja-
śniłaś. Nie nadużyję twojego zaufania.
- Przekazuję innym tylko to, co pragnę im przekazać - podkreśliła panna Royston. -
Obu bratankom wyznaczyłam roczną pensję, gdyż stać mnie na to. Bratu nie oddam jed-
nak nic, bo nie zasługuje. Niestety, wydaje mu się, że może kontrolować mój majątek, i
dlatego dochodzi do tarć.
- Szkoda, że nie stoi przy tobie ktoś, kto chroniłby cię przed tymi ludzmi - zauwa-
żyła Susanna. - Gdybyś miała męża, troszczyłby się o ciebie i dbał o dobra.
- To prawda, ale jakoś sobie radzę dzięki oddanym przyjaciołom. Jeszcze nie pro-
siłam ich o pomoc, gdyż nie jest to koniecznie, ale w razie potrzeby wiem, do kogo się
zwrócić.
- Bardzo się cieszę - powiedziała Susanna. - Nie chcę być wścibska, ale czy przy-
padkiem nie masz kogoś na oku? Kogoś, z kim chciałabyś się związać na stałe?
- Kto wie, może pewnego dnia spotkam odpowiedniego dżentelmena. Mam na-
dzieję, że jesteś już spokojniejsza, moja droga?
- Zdecydowanie - przytaknęła Susanna, a następnie wstała i podeszła do Amelii,
żeby pocałować ją w policzek. - Dziękuję, że mi zaufałaś.
- Niełatwo jest rozmawiać o pewnych sprawach, ale nie chciałam, żebyś się niepo-
koiła. A teraz zapomnijmy o mnie i pomówmy o tobie. Czy jakiś dżentelmen przypadł ci
do gustu bardziej niż inni?
- Niewykluczone - przyznała Susanna. - Wcześniej nie byłam pewna, czy go lubię,
ale od pewnego czasu zaczęłam zmieniać zdanie.
- Tak właśnie podejrzewałam. - Amelia z aprobatą pokiwała głową. - Nie będę
jednak zgadywała, gdyż nie podjęłaś ostatecznej decyzji, a nie zamierzam wywierać na
ciebie nacisku. Chyba czas na podwieczorek. Niedawno twoja mama wyszła po coś dla
R
L
T
mnie, lada moment wróci. - Uśmiechnęła się, gdyż, jak na zawołanie, w salonie zjawiła
się pani Hampton. - Właśnie rozmawiałyśmy o podwieczorku. Susanna ma interesujące
nowiny... - Amelia wstała i zadzwoniła po służbę.
- Wygląda pani dzisiaj olśniewająco pięknie - oznajmił lord Pendleton i pocałował
Susannę w rękę.
Zarumieniła się lekko, ale nie od razu cofnęła dłoń. Po koszmarnym zdarzeniu na
balu u księżnej Morland próbowała unikać lorda Pendletona, on jednak już na pierwszym
przyjęciu odszukał ją i traktował tak miło, że przezwyciężyła nieśmiałość oraz zakłopo-
tanie. Od tamtej pory spotykali się praktycznie wszędzie. Harry natychmiast odnajdywał
ją w tłumie i witał się z nią, nie mogła więc wątpić w jego sympatię. Z początku obawia-
ła się, że czuje do niej niesmak z powodu jej głupiego zachowania, ale nic na to nie
wskazywało. Najwyrazniej nikt inny nie wiedział o incydencie z markizem, w czym Su-
sanna słusznie dopatrywała się zasługi lorda Pendletona. Northaven nie zjawił się na [ Pobierz całość w formacie PDF ]