RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oznacza, że jest skończony. Sportowca interesuje tylko terazniejszość i przyszłość.
Taki właśnie jestem. Najpewniejszą metodą zmuszenia mnie do zrobienia czegoś, jest
powiedzenie mi, że nie jestem w stanie tego zrobić. Powiedzcie mi, że nie mam szans na
ponowne wygranie Tour de France, i tym samym nie pozostawiacie mi wyboru. Po prostu
będę starał się wygrać jeszcze raz. Tamtej zimy i wiosny wielu wątpiło w to, że powtórnie
wygram wyścig, i to z różnych powodów. Zwycięstwo w Tour de France zrujnowało już
niejednego kolarza. Spoczęli na laurach i był to koniec ich kariery. Teraz rozumiałem, skąd
brało się to przekonanie.
Jedną z najtrudniejszych rzeczy na świecie jest zrobić coś dwa razy. Jeśli zrobiłeś coś
już raz, masz mniej powodów, aby zrobić to ponownie, ponieważ jest tyle innych rzeczy,
które mógłbyś zrobić zamiast tamtego. Twierdzenie to okazało się bardziej prawdziwe, niż
byłem gotów początkowo przyznać. Starałem się zachować równowagę między domem,
pracą, treningami i występami w reklamówkach. Ale byłem coraz bardziej zajęty, nie było
mowy o wolnym czasie, próbowałem przystosować swoje życie do nowych obowiązków,
które wiązały się z moją rodziną, działaniami w zakresie walki z rakiem, uprawianiem
kolarstwa i występami w klipach reklamowych. Ilekroć zanadto angażowałem się w
wykonywanie jednego z tych obowiązków, odnosiłem wrażenie, że zaniedbuję inne, a w
szczególności, że zaniedbuję Kik i Luke a. Do tego dochodziły zwykłe sprawy, interesy
przyprawiające o ból głowy, korki na drogach i kłopoty codziennego życia mogące
wprowadzić chaos w porządek dnia i przytępić błyskotliwą świadomość, która - jak sądziłem
- była moją cechą.
Pewnego popołudnia, będąc na polu golfowym, gdzie próbowałem rozegrać dziewięć
dołków i odprężyć się, zrozumiałem, że moją energię pochłania zbyt wiele działań.
Przymierzając się do wprowadzenia piłki do dołka, rozmawiałem przez telefon komórkowy,
starając się załatwić nowe opony kolarskie.
- Chwileczkę - powiedziałem.
Położyłem telefon na trawie, pośpiesznie uderzyłem piłkę, nie trafiając zresztą do
dołka, i wróciłem do przerwanej rozmowy.
Innym razem biegłem przez halę portu lotniczego Orlando, pot lał się ze mnie
ciurkiem, a ja, taszcząc rower w kartonowym pudle, starałem się zdążyć na samolot do
Nowego Jorku, gdzie byłem umówiony na spotkanie biznesowe. Pomyślałem sobie, że może
uda mi się wygospodarować kilka wolnych godzin, aby potrenować w Central Park.
Ostatecznie, rower musiałem zostawić na lotnisku, ponieważ byłem już poważnie spózniony
na samolot. Kiedy upadłem bez sił na fotel, byłem zupełnie mokry, wcześniej jeszcze
wykrztusiłem kilka słów niezadowolenia do przechodzącej obok stewardesy.  Trzeba nieco
zwolnić - pomyślałem.
W pewnym momencie zrozumiałem, że zbyt wiele sukcesów może pozbawić mnie
dawnego zapału. Sam opowiadałem się za prostymi rozwiązaniami: wystarczało mi być
dobrym rodzicem i jezdzić na rowerze. Wcale nie chciałem, aby przeszkadzały mi w tym
nadarzające się okazje biznesowe i inne obowiązki.
Udałem się do mojego przyjaciela, Lee Walkera, i przeprowadziłem z nim rozmowę
na temat zachowania w życiu równowagi. Dyskutowaliśmy o tym, jak żonglować
zobowiązaniami, aby nie oszukiwać samego siebie i swoich najbliższych. Lee pomógł mi
zrozumieć, że najważniejsze jest ułożenie planu działania, co wcale nie jest takie łatwe.
- Plan działania - jak Lee lubi powtarzać - to sposób zamanifestowania naszych
zamiarów przed światem.
Wiedziałem o Lee Walkerze tyle, ile mówiło się o nim w mieście. Był jedną z tych
osób, które zostawiają w pamięci niezatarte wspomnienia. Kiedyś był prezesem Dell
Computer, odszedł jednak z tej firmy i teraz włóczył się po okolicy w przetartych dżinsach,
starych trampkach i kapeluszu o szerokim rondzie, dzieląc się z innymi pieniędzmi i dobrymi
radami. Lee nigdy nie rozstawał się dawniej z garniturem i krawatem, aż pewnego ranka
obudził się z piekącym bólem w plecach, wywołanym rdzeniowym zapaleniem opon
mózgowych. Podczas choroby zrozumiał, że nienawidzi swojego życia, żywiąc niewielką
nadzieję na to, że choroba je skróci.
Gdy wyzdrowiał, rozpoczął drugie życie. Odszedł z Dell, sprzedał duży dom w West
Austin i otrzymał pracę nauczyciela na Uniwersytecie Teksańskim. Zamieszkał w pobliżu
miasteczka uniwersyteckiego w ładnym, starym domu z dzikim ogrodem. W tylnej części
budynku urządził gabinet w wiejskim stylu z ogromną tablicą i półkami na książki
sięgającymi sufitu. Walker był dobrym duchem wielu wydarzeń. Spora grupa młodych ludzi z
Austin mnóstwo mu zawdzięcza, ja także się do nich zaliczam.
Kiedy pierwszy raz spotkałem Lee, jeszcze przed moją chorobą, przeważnie
rozmawialiśmy o pieniądzach. Był to mój ulubiony temat; chciałem z pierwszej ręki, od
czarodzieja, który zrobił fortunę, dowiedzieć się, jak do tego się zabrać. Przygotowałem dla
niego wydruki portfela moich akcji, aby mógł je przejrzeć i udzielić mi stosownych rad.
- Po co trzymasz te gówniane akcje? - zapytał mnie kiedyś. Rozmawialiśmy o akcjach,
które sprzedawałem, i powodach zakupu innych, niezwykle kiepskich papierów
wartościowych. Wówczas moim największym szczęściem było zarabianie pieniędzy i
nabywanie akcji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl