RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opuścił głowę.  To nie był jęk dorosłego człowieka. Głos był za wysoki.
 Jedna z dziewczynek?  westchnęła przerażona Chatterjee.
 Tego nie wiemy  stwierdził Mott.  Coś jeszcze, poruczniku?
 Nie, panie pułkowniku.
Młody oficer odszedł. Pułkownik zacisnął dłonie w pięści. Spojrzał na zegarek. Czekał na
informacje uzyskane ze światłowodowych kamer. Poprosił o bezpieczne telefony, które miała mu
dostarczyć Służba Bezpieczeństwa Departamentu Stanu USA; póki ich nie dostanie, jego ludzie
będą zmuszeni polegać wyłącznie na komunikacji bezpośredniej. Chatterjee nie widziała jeszcze
mężczyzny sprawiającego wrażenie aż tak bezradnego.
*
Remote Eavesdropping Device  urządzenie do zdalnego podsłuchu [przyp. red.]
Sekretarz generalna nadal stała przy drzwiach. Zmierć ambasadora Continiego nie sprawiła
na niej wrażenia aż tak strasznego jak poprzednio śmierć Szweda, ale i tak nią wstrząsnęła. A
może wstrząs ten spowodowały raczej słowa porucznika Mailmana?
Być może zastrzelili dziecko...
Zrobiła krok w stronę drzwi.
Mott złapał ją za rękę.
 Proszę, niech pani tego nie robi. Nie teraz!
 Wiem, że z zewnątrz nic nie możemy zdziałać  odparła Chatterjee, zatrzymując się. 
Jeśli pojawi się konieczność podjęcia jakiś działań, to i tak nie będzie mnie pan potrzebował.
Tam, w środku, może będę mogła coś zdziałać.
Mott przyglądał się jej przez długą chwilę, a potem puścił jej ramię.
 Widzi pan?  Hinduska uśmiechnęła się lekko.  To się nazywa dyplomacja.
Przekonałam pana.
Mott patrzył jej w oczy i nie sprawiał bynajmniej wrażenia przekonanego.
27
u Nowy Jork. sobota 23.31
Paul i Mike Rodgers siedzieli na tylnym siedzeniu samochodu. Mohalley zajął miejsce z
przodu, obok kierowcy. Manhattan, do którego wracali, wydawał się Paulowi Hoodowi miejscem
zupełnie innym od tego, które znał.
Gmach Sekretariatu ONZ sprawiał wrażenie bardziej rzeczywistego niż wówczas, gdy
przyjechał tu z rodziną... czy rzeczywiście było to zaledwie wczoraj? Oświetlały go silne
reflektory, umieszczone na dachach sąsiednich wieżowców, okna biur były jednak ciemne, przez
co sam budynek sprawiał wrażenie martwego. Gmach ONZ nie przypominał mu już symbolu
nietoperza na piersi Batmana. Nie był już żywym symbolem miasta.
Kiedy wyjechali z lotniska, nieco po jedenastej, Mohalley zadzwonił do swego biura, by
dowiedzieć się, czy zaszło coś nowego. Asystent poinformował go, że, zgodnie z posiadanymi
informacjami, od czasu pierwszej egzekucji nie zdarzyło się nic. Hood tymczasem przekazywał
Rodgersowi wszystko, co wiedział. Jak zwykle, generał słuchał go uważnie i nie przerywał.
Wracali w milczeniu. Kiedy samochód wyjechał z tunelu na Manhattanie, Mohalley
odezwał się do nich po raz pierwszy od czasu, gdy opuścili lotnisko.
 Gdzie chcecie wysiąść, panowie?  spytał.
 Wysiądziemy razem z panem  odparł Hood.
 Jadę do Departamentu Stanu.
 Doskonale  stwierdził Hood i umilkł. Nadal miał zamiar dotrzeć do lokalu
operacyjnego CIA na United Nations Plaza, ale nie zamierzał informować o tym Mohalleya,
któremu zresztą jego krótka odpowiedz najwyrazniej nie wystarczyła, choć nie kontynuował
tematu.
Wyjechali z tunelu na Trzydziestej Siódmej Ulicy. Jechali Pierwszą Aleją. Mohalley
spojrzał na Mike'a Rodgersa.
 Chcę by pan wiedział, że cholernie nie podobało mi się to, co zaszło na lotnisku 
oznajmił. Generał tylko skinął głową.  Słyszałem o Iglicy. Jeśli o mnie chodzi, uważam, że
najlepiej byłoby posłać do środka waszych ludzi.
 To, co się dzieje, jest chore  stwierdził Paul.  Prawdopodobnie wszyscy są tego
zdania, ale nikt nie wyda pozwolenia na akcję.
 Głupota jakich mało  przyznał Mohalley i w tym momencie zadzwonił jego telefon.
 Setka głów, ani jednego mózgu.
Samochód zatrzymał się przy blokadzie policyjnej na Czterdziestej Drugiej Ulicy.
Mohalley włączył telefon. Podeszło do nich dwóch policjantów, wyposażonych w pełny sprzęt
do tłumienia zamieszek. Kierowca pokazał im przepustkę. Mohalley siedział nieruchomo ze
słuchawką telefonu przy uchu. Paul przyglądał się jego twarzy, oświetlonej blaskiem ulicznych
latarni. Denerwował się tak, że z trudem siedział w miejscu. Spojrzał na kompleks budynków
ONZ. Widziany z tej perspektywy gmach Sekretariatu na tle nocnego nieba wydawał się wielki i
grozny. Gdzieś w trzewiach tego biało niebieskiego potwora znajdowało się jego dziecko, takie
kruche, takie delikatne, tak łatwo byłoby je skrzywdzić...
Mohalley wyłączył telefon.
 Co się stało?  spytał Hood.
 Zastrzelili kolejnego delegata. I prawdopodobnie, podkreślam: prawdopodobnie, także
jedno z dzieci.
Paul Hood wpatrywał się w niego nieruchomym wzrokiem. Nie od razu przetłumaczył
sobie  jedno z dzieci na  być może Harleigh . Uświadomił to sobie i nagle świat wokół niego
zamarł. Wiedział, że do końca życia nie zapomni poważnej twarzy funkcjonariusza
Departamentu Stanu, rozbłysku jaskrawobiałego światła na szybie samochodu, wielkiego,
ciemnego, górującego nad nimi gmachu. Na zawsze tak właśnie będzie wyglądał jego obraz
utraconej nadziei.
 Jeden z członków ochrony ONZ, znajdujący się w przyległym pomieszczeniu, słyszał
jak ktoś próbuje wydostać się przez boczne drzwi  dodał Mohalley.  Po strzale usłyszał
krzyk i jęk.
 Macie jakieś dodatkowe informacje?  spytał Rodgers. Policja przepuściła ich
samochód.
 Nie mamy łączności z salą Rady Bezpieczeństwa. Sekretarz generalna chce tam wejść.
Samochód podjechał do krawężnika i zatrzymał się.
 Mike  powiedział Hood  muszę iść do Sharon.
 Wiem.  Generał otworzył drzwi i wysiadł.
 Generale, nie pojedzie pan ze mną?  spytał Mohalley.
 Nie, nie pojadę.  Rodgers przesunął się, by zrobić miejsce dla wysiadającego
przyjaciela.  Niemniej dziękuję za propozycję.
Mohalley wręczył Hoodowi wizytówkę.
 Jeśli będzie pan czegoś potrzebował, proszę dzwonić  powiedział.
 Dziękuję. Zadzwonię.
Urzędnik Departamentu Stanu najwyrazniej chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.
Rodgers zatrzasnął drzwiczki samochodu i patrzył, jak odjeżdża od krawężnika, po czym spojrzał
na przyjaciela. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl