RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dyscyplinę żelazną ręką. Nikt nie opuszczał wyspy, chyba że na specjalne polecenie.
W ciągu tygodni, które upłynęły od czasu, gdy odwiedził Sorn-Ellyn z Efrel, w ukrytej
komnacie odbywały się niezliczone spotkania z Scylredi. Tu, w otoczeniu pamiątek wieków
czarnoksięskich poszukiwań, Kane przyglądał się, jak Efrel porozumiewa się z tymi
ohydnymi stworzeniami.
Kontakt nawiązany został telepatycznie - chociaż w jaki sposób Efrel mogła
wymieniać myśli z tak nieludzkimi potworami, pozostawało dla Kane'a zagadką.
Kane wyrobił sobie zdolności psychiczne przekraczające możliwości większości
ludzi, lecz nie mógł zrozumieć nic z tego, o czym mówili Scylredi i Efrel. Jeśli Scylredi
umieli nawiązać psychiczny kontakt z ludzkim umysłem, to widocznie chcieli rozmawiać
tylko z Efrel - albo ta wiedzma sama dysponowała nieprawdopodobnymi mocami
psychicznymi. Niezależnie od tego, jak czarownicy udało się tego dokonać, Kane mógł
planować szczegółowo swoje bitwy dzięki jej tłumaczeniom.
Nie miało to większego znaczenia dla Kane'a. Perspektywa połączenia swego umysłu
z umysłem Scylredi nie przypadała mu do gustu. Bardziej interesowała go tajemnica
paraliżującego zaklęcia Efrel. Strzegła tego sekretu dobrze - tak jak i wszystkich swych
sekretów. Kane przypuszczał, że rozpoznał podstawowe zaklęcie i nawet bawił się myślą
wypróbowania przeciwnego zaklęcia na jednym z więzniów.
Efrel przerwała jego rozmyślania. - To, co tam się wyłania, to powinny być talizmany
dla nas.
Kane popatrzył w stronę jej wyciągniętej ręki, wskazującej sadzawkę, gdzie spod
powierzchni wody wynurzyła się krępa, miniaturowa wersja łodzi podwodnej Scylredi.
Podpłynęła bliżej do niskiej ob-murówki i na jej okrągłym dziobie otworzył się luk.
Kane wydał rozkaz ostrym tonem i szereg niespokojnych żołnierzy, stojących pod
ścianą, podszedł do okrętu. Drżącymi rękoma zaczęli wyjmować ciężkie pojemniki, które
czekały we wnętrzu wypełnionej wodą ładowni. Jeden z ludzi jęknął i niemal wpadł do wody,
gdy czarna pętla macki podała mu pojemnik.
- Ostrożnie, ty niezdarny ośle! - warknął Kane. - Potrzebne nam są wszystkie
talizmany.
Pękate pojemniki zawierały dziesiątki ciężkich, jajowatych brył metalu - gładkich
przedmiotów wielkości mniej więcej ludzkiej głowy. Te talizmany były rozwiązaniem
głównego problemu koordynacji i ich wyprodukowanie było niezbędne do tego, by Scylredi
mogli zostać skutecznymi współpracownikami. Dzięki tym urządzeniom Scylredi mogli
odróżniać statki buntowników od floty imperialnej. Były to wytwory nauki Scylredi, które
wydawały ciągły pisk, niesłyszalny dla ludzkich uszu, lecz który Scylredi i ich ogromni
słudzy - Oraycha - mogli słyszeć i rozumieć. Każdy statek w rebelianckiej flocie musiał
umieścić taki talizman przy kilu - albo ryzykować, iż zostanie zniszczony przez nieludzkich
sprzymierzeńców Efrel, gdy dojdzie do walki z bliska.
Rozładowana łódz zniknęła. W komnacie zapadła atmosfera straszliwego
wyczekiwania. Imel, który kierował robotnikami, z ulgą wyprowadził tragarzy. Arbas stał z
ramionami założonymi na piersi i czekał, czy Kane też wyjdzie.
- Ostatnia rzecz, Kane - przypomniała Efrel, przyglądając się uważnie powierzchni
sadzawki. - Pamiętaj, że nie wolno zabić ani zranić Netistena Marila ani M'Cori. Chciałabym
również dostać żywego Lagesa, ale to nie jest konieczne. Niezależnie od ceny, Marii i M'Cori
muszą być dostarczeni mi cali i zdrowi. Zabij tysiąc ludzi, jeśli będzie trzeba, ale sprowadz
ich do mnie, aby mogli poczuć pełnię zemsty, którą obiecałam rodowi Netisten! Mam
szczegółowe plany dotyczące ich obojga i nic mi nie przeszkodzi w ich realizacji. Dopilnuj,
by zrozumieli to wszyscy twoi ludzie.
- Oczywiście! - zapewnił ją Kane, jakby słyszał to po raz pierwszy. Opętana szaleńczą
myślą o zemście, Efrel powtarzała mu ten rozkaz setki razy. - Dopilnuj tylko, żeby twoi
paskudni przyjaciele zostawili statek flagowy Marila mnie.
Efrel pokiwała głową. - Oni rozumieją. Jeden wyróżniający się statek są w stanie
ominąć.
Odwracając się od niego wzniosła rękę w przyzywającym geście. Straszliwie
przerażeni jeńcy ruszyli naprzód jak marionetki tańczące na niewidzialnych nitkach. Ich
mięśnie drgały w rozpaczliwym wysiłku, lecz nie mogli złamać czaru. Chwiejne kroki
zaprowadziły ich do samej krawędzi sadzawki. I do środka.
Woda natychmiast ożyła - hordy czekających Scylredi rzuciły się na szarpiących się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl