RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przecież właśnie tego nie pamiętam - odparł zirytowany.
- Podciągnięcie kącików oczu w górę tak, żeby zrobiły się bardziej skośne, to
bardzo prosta operacja plastyczna - stwierdził Erion.
- Owszem, ale to mi w niczym nie pomaga. Ona nie jest podobna do nikogo, kogo
dobrze znam, lecz do osoby, którą widziałem zaledwie przelotnie i bardzo mało
pamiętam. Ona przecież zwraca na siebie uwagę swoją urodą.
Do niczego więcej nie doszli, Armas nie miał już nic do dodania. Chcieli iść dalej,
lecz Sol jeszcze nie skończyła.
- Spróbujmy zastanowić się nad obiektami jej wścieklej nienawiści -
zaproponowała. - Ten mężczyzna, kozioł - Iskrion, ma jakby mniej wyrazne
kontury. Ona natomiast, owszem. Kogóż to ona tak strasznie nienawidzi? Przede
wszystkim mnie, następnie Theresy, ludzi z ratusza...
- Masz rację - przyznał Goram. - Mnie i Lilję chcieli dopaść tylko i wyłącznie z
uwagi na amforę. Potem natomiast podpalili dom Rama i Indry. Jakiż to nie
załatwiony interes ona może mieć z Indrą albo z Ramem?
Na to nikt nie miał odpowiedzi, przeszli więc dalej do pomieszczenia kontrolnego.
Erion dobrze znał rozkład pokoi, odwiedzał je już wielokrotnie.
Widać było wyraznie, że niepowołane osoby bardzo mile spędzały tutaj czas. Z
104
podziwem bawiły się wszystkimi aparatami, wprowadziły własne  ulepszenia i
porozrzucały rozmaite rzeczy, nie sprzątając po sobie. Kiro, najlepszy technik w
grupie, znalazł nadajnik i odbiornik, dzięki którym można było kontrolować całe
Królestwo Zwiatła. Aparatura musiała zostać zainstalowana całkiem niedawno,
gdyż Faron nigdy nie należał do ludzi, których interesowałyby tego rodzaju
poczynania.
Na półce leżała nieduża dyskietka, najwyrazniej używana.
Kiro włączył ją i teraz przeżyli prawdziwy szok.
Usłyszeli swoje własne głosy.
Głos Eriona:  To znaczy, że specjalizują się w zieleni. Aż dziwne, że nie zniszczyli
twojej, Goramie .
 Moją pożyczył Faron na wyprawę do zewnętrznego świata, mnie zaś zostawił tę
swoją luksusową gondolę. Ciężko będzie wrócić do tamtej zwyczajnej .
A trochę pózniej pełen lęku głos Lilji:  Przecież wiesz, ta amfora .
Goram:  Ach, oczywiście, że też o tym zapomnieliśmy! Ona jest wciąż w gondoli .
- Dziękuję, dosyć - oświadczył Erion. - A więc teraz wiemy wszystko. Oni się
dowiedzieli, że amfory już tutaj nie ma, że poleciała w rakiecie Farona na
powierzchnię Ziemi, i dlatego ostatniej nocy niczego już nie szukali.
- Zrezygnowali z amfory - podsumował Strażnik Góry. - Ale jakie będzie ich
następne posunięcie?
- Na pewno nic przyjemnego, o tym mogę was zapewnić. Mają przecież dwa
naprawdę silne atuty w ręku. Przetrzymują Móriego i Berengarię. No i wykradli
wirusa.
- Nie mogą być na tyle szaleni, by zdecydowali się go wypuścić - doszedł do
wniosku Kiro. - Ale czego oni chcą? Co chcą na nas wymusić?
- Na to pytanie nie potrafię ci udzielić ostatecznej odpowiedzi - rzekł Erion
zmęczonym głosem. - Prawdopodobnie pragną władzy nad całą Ziemią, niczym
innym się nie zadowolą. A naszym obowiązkiem jest do tego nie dopuścić.
- No, z Królestwa Zwiatła się nie wymkną - stwierdził Goram. - Rakiety przestały
105
już latać. I tak będzie, dopóki ich nie złapiemy.
Nagle jeden ze Strażników wezwał Farona.
- Wydarzyło się coś w najwyższym stopniu alarmującego - usłyszeli jego głos.
- Chyba przesadzasz - odparł Erion cierpko. - Czy może być jeszcze gorzej?
Owszem, mogło.
Dwaj Strażnicy, który mieli towarzyszyć Marcowi poprzedniego wieczoru, ocknęli
się dopiero teraz z zamroczenia we własnych łóżkach.
- Ale to się przecież nie zgadza - Erion kompletnie nie mógł już się połapać. -
Przecież każdego tak starannie się kontroluje!
- W bazie rakietowej wszyscy noszą maski przeciwgazowe w obawie przed tym
tajemniczym gazem, którego używali złoczyńcy. Strażnicy mieli zająć się
przeniesieniem sprzętu na pokład do specjalnego wydzielonego pomieszczenia.
Ich papiery były w porządku, wszystko się zgadzało, cały błąd polegał na tym, że
nikt nie poprosił ich o zdjęcie masek.
- Ach, na Zwięte Słońce! - jęknął Kiro. - Musimy ostrzec Marca.
Erion natychmiast skontaktował się z rakietą podążającą na powierzchnię Ziemi.
Aparat milczał, nie odpowiadała też kabina pilota.
- Spróbuj porozmawiać z Faronem - poprosił Goram. - On musi się dowiedzieć o
tej amforze.
Erion ponowił próbę nawiązania kontaktu. I znów głucha cisza.
Opuścił aparat.
- Zamknęli połączenie z zewnętrznym światem - oświadczył słabym głosem.
- A czy mogą to zrobić?
- Czy mogą? Oni widać mogą wszystko! A Marco zabrał ze sobą Gwiazdeczkę!
18
Opuścili dom Farona i wielką gondolą wyruszyli do bazy rakietowej.
Erion postanowił natychmiast zażądać nowej rakiety; wiedział, że trzeba będzie
przyspieszyć przegląd tej, która właśnie wróciła po odstawieniu kolejnej grupy
zwierząt.
106
- Kiro, ty polecisz na powierzchnię Ziemi - zapowiedział jeszcze w gondoli.
- Razem z Sol - dodała Sol.
Erion ocenił ją spojrzeniem.
- No tak, ty dasz sobie radę bez względu na to, gdzie się znajdziesz - zauważył z
przekąsem i jeszcze raz uważnie się przyjrzał swojej małej grupce.
- Goram i Lilja, wy zostajecie tutaj. Nie mieliście jeszcze okazji wypocząć i nabrać
sił po tej waszej dramatycznej podróży. Zresztą ktoś musi tu zostać, nie możemy
przecież pozbawić Królestwa Zwiatła wszystkich sił.
Lilja gorączkowo się zastanawiała, czy i ona zalicza się do tych  sił , pewnie Erion
miał na myśli Gorama.
- Armasie, ty znów polecisz, jesteś przecież już zdrowy.
- Bardzo chciałbym wyruszyć na ratunek Berengarii - odparł Armas uroczyście, a
prawdę mówiąc, nawet dosyć pompatycznie. - I Móriego - uzupełnił czym prędzej.
- Jest teraz więcej osób, którym należy spieszyć z pomocą - przypomniał Erion. -
Na przykład Marco i Gwiazdeczka. Oby tylko jej rodzice się o niczym nie
dowiedzieli!
- Oddaję się do dyspozycji - oświadczył Strażnik Góry.
Erion popatrzył na niego z nieco krzywym uśmieszkiem.
- Czy ty nie spędziłeś już dostatecznie długiego czasu na Ziemi?
Strażnik Góry powrócił myślą do owych tysięcy lat, podczas których strzegł
znaków na skalnej ścianie, dopóki nie przybył Dolg i nie rozwiązał zagadki, a
potem nie sprowadził go wraz ze Strażnikiem Słońca do Królestwa Zwiatła.
- To prawda - przyznał z uśmiechem. - Lecz jeśli mój syn...
- Ja sobie świetnie poradzę, ojcze - pospiesznie zapewnił Armas. Nie chciał mieć
przy sobie wartownika.
Teraz bowiem postanowił, że musi ratować Berengarię. Ona będzie mu tak
wdzięczna, rzuci mu się w ramiona i... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl