RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nawet z nimi rozmawiajÄ….
To przynajmniej była prawda.
 Rozmawiają z nimi?  Danielle nie wierzyła własnym uszom.
 Bo ty nie znasz Dolga, Danielle  rzekł Villemann.  Gdybyś go tylko
zobaczyła, od razu zrozumiałabyś wszystko.
 Chyba słyszałaś, jak dzisiaj psy walczyły na dziedzińcu?  zapytała Taran.
 I wyjrzałaś przez okno?
 Psy słyszałam  odparła Danielle zdezorientowana.
 Ale nie wyglądałam, bo tego nie wolno mi robić.
 Co?  krzyknął Villemann.  Nawet przez okno nie wolno ci wyglądać?
 Nie. Mademoiselle mówi, że dziewczynki z dobrych domów nie powinny
okazywać ciekawości.
 I ty się słuchasz?
 Tak.
Danielle rozjaśniła się i zaczęła się usprawiedliwiać.
 Słucham, ale wcześnie rano to nie. Wtedy wyglądam. O brzasku, bo wtedy
nikt nie może mnie zobaczyć. Wtedy siadam przy oknie, wpatruję się w poranną
mgłę, oglądam wschód słońca i słucham, jak woła kukułka. To jest tak, jakby
przyjaciel do mnie przemawiał. Dzisiaj rano też siedziałam i słuchałam.
 I słyszałaś kukułkę?  zapytał Villemann sceptycznie.
 Tak.
Blizniaki popatrzyły na siebie.
 Ale przecież mamy już prawie jesień  rzekła Taran matowym głosem.
 Tak, no to co?  zdziwiła się Danielle.  Słyszę ją prawie każdego dnia.
Przez cały rok.
 Kukułkę?
 Tak. Zaczekajcie do jutra rana, to też ją usłyszycie.
 Nie mamy czasu, żeby czekać tak długo, musimy jechać na zachód 
powiedziała Taran nieobecna myślami.
Danielle wyciągnęła do niej ręce.
 Och, nie odjeżdżajcie ode mnie, nie chcę was utracić! Zaczekajcie przynaj-
mniej do jutra!
Myśli Villemanna też błądziły daleko.
 Danielle  zaczął w końcu.  Kukułka to ptak, który kuka w maju i wła-
ściwie nigdy więcej. Czasem może zacząć pod koniec kwietnia albo zahaczy jesz-
cze o czerwiec, ale to wszystko. A teraz zbliża się wrzesień!
 Nic z tego nie rozumiem  bąknęła nieśmiało.  Ja ją przecież słyszę!
Villemann ujął jej drobne, przemarznięte dłonie w swoje.
 Danielle, powiedziałaś, że twój brat umiał wspaniale naśladować kukułkę,
prawda?
89
Dziewczynka rozpromieniła się.
 O, tak! Robił to dokładnie tak samo, jak. . .
Umilkła. Na strychu zapanowała kompletna cisza.
KSIGA III
JESIENNA MIAOZ
Rozdział 13
Podczas gdy dzieci starały się rozwiązywać zagadki w domu baronostwa von
Virneburg, orszak księżnej Theresy podążał na zachód.
Dolg był niespokojny.
 Tato!  zawołał w końcu cicho i Móri podjechał do niego.
 Co się stało, mój chłopcze?
 Bardzo siÄ™ niepokojÄ™ o Taran i Villemanna.
 Więc ów tajemniczy rabin okazał się jednak niebezpieczny?
 Nie o niego mi chodzi. W samej rodzinie von Virneburgów coś jest nie tak
jak powinno.
 W to akurat nietrudno mi uwierzyć, ale czy naszym malcom grozi jakieś
niebezpieczeństwo?
 To zależy  rzekł Dolg z wolna.  Zależy, czy nie będą przesadnie cie-
kawi.
 Uff, nie brzmi to dobrze  westchnął Móri i roześmiał się ponuro.  Nie
ma chyba na ziemi dzieci bardziej ciekawskich niż oni.
 No właśnie. Tato, ja myślę, że powinienem zawrócić.
 Ale my możemy cię potrzebować.
 Nie sądzę. Ty, ojcze, masz przecież prawie takie same zdolności jak ja. . .
 Ale ja nie mam szafiru.
 A ja nie mogę go zostawić. Cień powiedział, że nie wolno mi się z nim
rozstawać. Zastanawiam się tylko, czy on będzie tu potrzebny? Czterech strażni-
ków. . . Poradzicie sobie z nimi bez uciekania się do czarów. A siły tej cudownej
kuli nie należy nadużywać.
Móri zastanawiał się chwilę. Spoglądał na swojego niezwykłego chłopca, cza-
sami czuł się, jakby był jego sługą, albo, mówiąc inaczej, Dolg był kimś, na kogo
on, czarnoksiężnik z Islandii, spoglądał z wielkim podziwem. To dość dziwny
stosunek do własnego, na dodatek dwunastoletniego syna. Nagle przemknęło mu
przez głowę wspomnienie: w krainie zimnych cieni o Dolgu powiedziano  No-
wy .
Droga, którą jechali, była szeroka i porośnięta trawą. Biegła pośród dużych
drzew rzucających ogromne cienie. W koronach widać już było wyrazne oznaki
92
zbliżającej się jesieni. Tu i tam złote liście i w ogóle nastrój rezygnacji. Zieleń
poszarzała, trawa przy drodze miała coraz więcej brunatnych plam.
Ciemne chmury, które wisiały nad horyzontem, kiedy opuszczali Virneburg,
spiętrzyły się teraz i lada moment mogły przesłonić słońce. Na razie jednak sło-
neczny blask wciąż wyzłacał liście drzew. W dalszym ciągu na zachodnich, gó-
rzystych krańcach Austrii trwała niepewna już co prawda i płochliwa, ale wciąż
wyraznie wyczuwalna atmosfera lata.
Móri podjął decyzję.
 Masz rację, Dolg  westchnął.  Wracaj do swojego rodzeństwa, jeśli są-
dzisz, że tak będzie najlepiej! Ale wez kogoś ze sobą, nie powinieneś podróżować
sam.
 Nie, naprawdę nie ma niebezpieczeństwa. A poza tym uważam, że troje
dzieci może osiągnąć więcej niż dorośli, widoczni z daleka. . .
 Więc ty wiesz, o co chodzi?
 Nie. Odbieram tylko impulsy. Teraz odkąd mam kamień, często mi się
przytrafia, że odbieram impulsy. Tato, ty wiesz, że babcia bardzo chce jechać
z wami, prawda? No i potrzebujecie wszystkich gwardzistów i obu służących.
 Absolutnie.
 No więc widzisz. Edith na nic mi się nie przyda, poza tym nie chciałbym
jej rozdzielać z Berndem, bo przecież oni przez cały czas są razem.
 Aha, więc to też zauważyłeś  uśmiechnął się Móri.
 Musiałbym być ślepy  odparł Dolg.  Najgorzej, że nie mogę zabrać ze
sobą Nera, bo on by się zaraz znowu wdał w bójkę z dworskimi psami.
 Tak, tak  potwierdził Móri.  Czy jesteś pewien, że nie grozi ci tam
żadne niebezpieczeństwo?
Spojrzeli sobie z wielkÄ… powagÄ… w oczy.
 Jestem pewien  rzekł Dolg spokojnie.
Skinął ojcu głową na pożegnanie i zawrócił konia. Minęło sporo czasu, zanim
ktokolwiek zauważył, że chłopca nie ma.
Wszyscy niechętnie czekali na pierwsze krople deszczu, który dosłownie wi-
siał w powietrzu.
Erling Müller jechaÅ‚ obok księżnej Theresy. Bardzo dobrze siÄ™ orientowaÅ‚
w jej mieszanych uczuciach: niepokój o Tiril, radość z tego, że może być z Er-
lingiem, i jednocześnie niepewność, jak powinna się w stosunku do niego zacho-
wywać.
Erling wiedział, że Theresa jest w nim zakochana. On również żywił dla niej
wielkie oddanie. Sytuacja jednak była niewypowiedzianie skomplikowana. Kiedy
wyruszał do Graben na ratunek Móriemu, powiedział jej, że po powrocie chciałby
z nią porozmawiać. Zdawało mu się wtedy, że ma Bóg wie ile czasu na to, by
93
znalezć odpowiednie słowa. Teraz był przy niej. . . I nie znajdował nic, po prostu
nie wiedział, jak się odezwać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl