[ Pobierz całość w formacie PDF ]
atakowana lawinami ognistych sztychów imperialna uczelnia z pewnością już wkrótce
zostanie unicestwiona.
Ackbar przycisnął guzik włączający zasilanie mikrofonu komunikatora.
99
- Wzywam Akademię Ciemnej Strony - powiedział. - Poddajcie się i przygotujcie na
przyjęcie oddziału abordażowego.
Jaina nie miała jednak czasu, by się odprężyć. Nikt spośród personelu
nieprzyjacielskiej gwiezdnej stacji nie odpowiedział na wezwanie, a jeden z przebywających
na mostku korwety oficerów taktyków nagle zawołał:
- Panie admirale! W pobliżu sterburty wykryliśmy gwałtowny skok ciśnienia
nadprzestrzeni! Wygląda na to, że cała...
Jaina spojrzała na iluminator i stwierdziła, że z nadprzestrzeni wyłania się grupa
budzących przerażenie imperialnych jednostek. Gwiezdne niszczyciele sprawiały wrażenie
pospiesznie skonstruowanych albo tylko zmodernizowanych; dziewczyna zauważyła jednak,
że ich nowoczesne turbolaserowe działa są gotowe do strzału.
- A oni skąd się tutaj wzięli? - usłyszała jęk Calrissiana, który wydobył się z głośnika
komunikatora.
Tymczasem w przestworzach nie przestawały pojawiać się kolejne statki. Wszystkie
należały do świetnie uzbrojonej floty, dochowującej wierności Drugiemu Imperium. Nie
czekając, aż nawigatorzy ustalą namiary, imperialni artylerzyści rozpoczynali ostrzeliwanie
jednostek floty Nowej Republiki.
- Włączyć ochronne pola! - rozkazał natychmiast Ackbar. Odwrócił się w stronę Jainy
i popatrzył na nią wielkimi, okrągłymi, przerażonymi, podobnymi do rybich oczami. -
Wygląda na to, że mimo wszystko możemy mieć kłopoty - dodał cicho.
100
ROZDZIAA 17
Luke Skywalker stanął przed ruinami prastarej budowli Massassów, zwanej Zwiątynią
Błękitnego Liścia, wzniesionej na przeciwległym brzegu rzeki. Konstrukcja miała kiedyś
kształt wysmukłej piramidy, ale jeżeli nie liczyć wspierającego się na cylindrycznych
kamiennych kolumnach frontonu, pozostał z niej jedynie stos strzaskanych bloków. Mistrz
Jedi przybył sam, po raz kolejny licząc na to, że uda mu się przekonać Brakissa. Mimo to był
przygotowany do walki.
To właśnie te ruiny wybrał naczelnik Akademii Ciemnej Strony na miejsce spotkania,
konfrontacji... a możliwe, że nawet pojedynku, gdyby osiągnięcie porozumienia okazało się
niemożliwe.
Luke przez chwilę wsłuchiwał się w odgłosy napływające od strony dżungli. Słyszał
skrzeczenie stworzeń, przemykających w gęstym poszyciu, śpiew ptaków, gnieżdżących się
nad jego głową pośród pędów winorośli, i kanonadę wystrzałów laserowych działek
imperialnych myśliwców, bezustannie krążących po niebie w poszukiwaniu nowych celów.
Skręcał się na myśl o tym, że musi być sam i czekać bezczynnie, aż pojawi się Brakiss.
Tymczasem powinien przebywać razem z uczniami i walczyć wraz z nimi przeciwko
oddziałom, wysłanym przez dowódców Akademii Ciemnej Strony.
Miał jednak do wykonania inne zadanie - o wiele pilniejsze, ważniejsze i trudniejsze.
Musiał powstrzymać przywódcę Ciemnych Jedi... Mężczyznę, który był kiedyś jego uczniem.
Spostrzegł nagle, że rozchyliły się gałęzie gęstych krzaków rosnących na skraju
polany, w pobliżu ozdobionej płaskorzezbami kamiennej kolumny. Z zarośli wyłonił się
młody mężczyzna. Stąpał lekko i z wdziękiem, jakby bez wysiłku, ale każdy ruch
znamionował pewność siebie. Na nieskazitelnie gładkiej, posągowo pięknej twarzy ukazał się
szeroki uśmiech.
- Witaj, Luke u Skywalkerze, mój były mistrzu Jedi - odezwał się Brakiss. -
Przybyłeś, żeby mi się poddać, jak sądzę? %7łeby w pokorze przyznać, że przewyższam cię pod
względem umiejętności?
Luke nie odwzajemnił jego uśmiechu.
- Zjawiłem się, żeby z tobą porozmawiać - odparł. - Tak, jak sobie życzyłeś.
- Obawiam się, że sama rozmowa nie wystarczy - oświadczył Brakiss. - Czy widzisz
tam, na niebie, moją Akademię Ciemnej Strony? Właśnie w tej chwili pojawiają się obok niej
101
okręty Drugiego Imperium. Mimo tych mizernych posiłków, jakie przyleciały na odsiecz
twojej uczelni, nie możesz się spodziewać, że zwyciężysz. Przyłącz się do nas, gdyż tylko w
ten sposób zapobiegniesz dalszemu przelewowi krwi. Dobrze wiem, że gdybyś tylko zechciał
zapoznać się z siłami, o których dotychczas nie chciałeś nic wiedzieć, także mógłbyś stać się
potężnym mistrzem Jedi, Skywalkerze.
Luke pokręcił głową.
- Daj spokój, Brakissie - powiedział. - Twoje słowa i kuszenie potęgą ciemnej strony
nie robią na mnie najmniejszego wrażenia. To prawda, byłeś kiedyś moim uczniem. Ujrzałeś
światłość jasnej strony i uświadomiłeś sobie, że możesz czynić dobro, a jednak stchórzyłeś i
uciekłeś. Mimo to jeszcze nie jest za pózno. Zaufaj mi i przyłącz się do mnie. Poszukamy
razem i odnajdziemy resztki światłości, jakie jeszcze drzemią w twoim sercu.
- W moim sercu nie znajdziesz ani odrobiny światłości - oznajmił naczelnik Akademii
Ciemnej Strony. - Nie przybyłem tu, żeby się z tobą przekomarzać. Jeżeli nie okażesz się
rozsądny i natychmiast się nie poddasz, będę musiał cię pokonać, a potem wziąć szturmem to,
co jeszcze pozostanie z twojej akademii Jedi.
Jednym płynnym ruchem wyciągnął rękojeść świetlnego miecza, ukrytą dotąd w
rękawie srebrzystego płaszcza. Kiedy nacisnął guzik, ukazało się świetliste ostrze. W miejscu
zetknięcia z obudową miało kilka sterczących we wszystkie strony ognistych kolców,
podobnych do pazurów. Mistrz Ciemnych Jedi ciężko westchnął.
- To będzie doprawdy bezsensowna strata - powiedział.
- Nie pragnę walki z tobą - odezwał się Skywalker.
Mężczyzna wzruszył ramionami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]