[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzeń. Mimo pozorów braku zaangażowania Guy był napięty i czujny. Żaden fragment
ciała Amber nie pozostał niezauważony, a choć większość komentarzy była dość przy-
chylna, to niektóre sprawiały, że wzdrygała się i kuliła z zażenowania.
- Szkoda, że nie jest parę centymetrów wyższa... To chyba żart, była najwyższą
tancerką w zespole. Kogo chcieli, żyrafy?
Guy zdawał się podzielać jej opinię.
- Mnie ten wzrost wydaje się odpowiedni - powiedział. - A co ty sądzisz, André?
- No tak, jasne, ale jeśli weźmiemy pod uwagę wypełnienie ekranu...
- Czyż uroda nie liczy się bardziej? - sprzeciwił się Guy łagodnie. - Albo wdzięk?
Zarumienił się po tych słowach, a i Amber lekko się zaróżowiła. Zapadło milcze-
nie, ludzie wymieniali zdumione spojrzenia, wreszcie ktoś pospieszył z zapewnieniem:
„Tak, szefie, jasna sprawa". Amber zerknęła znacząco na Guya, ale udał, że tego nie wi-
dzi. Po chwili wznowiono tortury.
- Obróć się, kochana. Nie, jeszcze raz. Prawy profil jest lepszy.
- Spójrz tam. Podejdź do biurka. Wróć.
- O, tak, ładnie chodzi. Spójrzcie na łydki i ramiona. Dobra muskulatura. - Na
szczęście nikt nie wspomniał o pośladkach, bo chyba by tego nie zniosła.
Zadaniem jednej z kobiet było dokładne notowanie wskazówek specjalistów.
- To jest to! - wykrzyknął ktoś. - Tak trzeba złapać. Przyjrzyj się, André!
- A co z włosami? - spytał starszy mężczyzna. - Podepniemy czy...?
- Rozpuszczone - uciął Guy.
- Czy nie powinniśmy ich ufarbować na blond?
- Po co? Jej włosy to tęcza, w słońcu mienią się kolorami i światłem. Są kasztano-
we, czerwone, złote, fiołkowe.
Urwał i zamrugał niepewnie, rumieniec chyba się jeszcze pogłębił.
- Zresztą nie mamy na to czasu - dorzucił ku rosnącemu zdumieniu zespołu. Star-
szy mężczyzna pospieszył z zapewnieniem, że się zgadza, i mrugnął porozumiewawczo
do Amber.
- A co z kostiumem? Mogłabym przygotować coś naprawdę wyjątkowego, gdy-
bym dowiedziała się o wszystkim z wyprzedzeniem - wtrąciła z niezadowoleniem Mag-
gie. - Po co właściwie ten pośpiech?
- Czy chcesz powiedzieć, że nie dasz sobie rady? - Ton Guya był spokojny, pod-
szyty lekką troską, ale niósł zarazem groźbę, przed którą Maggie się ugięła.
- Nie, skądże znowu... Mam kilka pomysłów, które możemy wykorzystać. Nie bę-
dzie żadnego problemu. - Atmosfera wyraźnie się rozluźniła, a Maggie zaczęła coś szyb-
ko notować.
- O którą postać chodzi? - spytała Amber.
- O tę. - Guy pokazał jej dziewczynę w powłóczystej sukni w delikatny kwiatowy
wzór, z kwiatami wplecionymi we włosy, która szła, rozrzucając pąki róż. - Musimy cię
ubrać w podobny strój.
Amber popatrzyła na podświetlony ekran, na którym obraz wydawał się przezro-
czysty.
- Nie macie chyba na myśli sukni z prześwitującego materiału?
- Wręcz przeciwnie - zarechotał rudzielec, szturchając kolegę pod żebro. - To fan-
tastyczny pomysł.
Guy kiwnął na niego i powiedział mu coś na ucho. Uśmiech spełzł z piegowatej
twarzy chłopaka z prędkością światła. Kiedy wrócił na poprzednie miejsce, przypominał
przekłuty balon.
Amber zrobiło się go żal. Guy niepotrzebnie upokorzył go na oczach kolegów. Ma-
ło tego, przechwyciwszy współczujące spojrzenie, jakim obdarzyła chłopaka, zasępił się i
karcąco pokręcił głową.
Amber zawrzała gniewem. Guy nie wyobrażał sobie chyba, że został także jej sze-
fem? Spostrzegła, że Maggie wodzi uważnym wzrokiem między nią a Guyem, i zro-
zumiała, że ich mały sekret został odkryty.
- Okej, Amber - zawołał energicznie Guy, odzyskując opanowanie - pójdziesz teraz
z Maggie poczynić dalsze przygotowania. - Spojrzał w jej kierunku, ale nie na nią. Nie
popatrzył jej w oczy jak przyjaciel albo klient jej kwiaciarni czy choćby zwykły przecho-
dzień na ulicy.
Tylko kochankowie, którzy pragną ukryć przed światem swój związek, tak staran-
nie unikają patrzenia na siebie. Tę prawdę znała zarówno ona, jak i Maggie, i zapewne
reszta zespołu. Rozbawiłoby ją to, gdyby Guyowi tak bardzo nie zależało na dochowaniu
tajemnicy. Pomyślała, że naprawdę go kocha.
Maggie gestem pokazała jej, że ma pójść za nią, i skierowała się do garderoby.
Rząd pokoi przypominał garderoby teatralne, choć na znacznie mniejszą skalę. Kobieta
najpierw wzięła z niej miarę, a potem bez ceregieli zaczęła nią obracać, przymierzając,
upinając i zdzierając z niej rozmaite szmatki.
Amber lubiła na ogół przymierzanie kostiumów, lecz tym razem zbyt obcesowe
traktowanie nie sprawiało jej przyjemności.
- Suknia jest chyba za ciasna - zauważyła uprzejmie.
- Mhm. - Ze szpilkami w ustach, zszywaczem w ręku i centymetrem na szyi Mag-
gie była uosobieniem uciśnionej krawcowej. - Chwileczkę, muszę dopiąć ten gorset.
- Uff... Nie mogę oddychać.
- Pomyśl, jak cię to wysmukli. Spodoba mu się. - W oczach Maggie było wyzwa-
nie.
Amber nie traciła czasu na udawanie, że nie wie, o kim mowa.
- Najważniejsze, żeby pasowało do scenariusza. Guyowi zależy tylko na tym.
Maggie milczała, zajęta swoją pracą, po czym ze szpilkami w zębach wymamrotała
niewyraźnie, że Guy to dobry człowiek, którego łatwo zranić. Amber zmierzyła ją wzro-
kiem. Jej stosunki z Guyem nie powinny obchodzić pracownicy. Nie powiedziała tego
głośno, bo nie chciała ryzykować bolesnego ukłucia.
Przebrana we własny strój, zasiadła przed jaskrawo podświetlonym lustrem, gdzie
dziewczyna imieniem Kate zaczęła jej nakładać na twarz grubą warstwę podkładu. W
pewnej chwili zadzwoniła jej komórka, więc odebrała na stronie.
- Dzięki, szefie - powiedziała na koniec i rozłączyła się. - Guy dał nam godzinę -
zwróciła się do obu kobiet. - Gdzie jest ten obraz?
Maggie zabrała się pospiesznie do szycia, ostatnich przymiarek i poprawek, pod-
czas gdy Kate wykonała fachowy makijaż i przypudrowała twarz i dekolt „modelki".
Kiedy suknia była. już gotowa, krawcowa pomogła jej się ubrać. Kreacja barwy kości [ Pobierz całość w formacie PDF ]