[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pudełka, Peter spostrzegł, że starszemu
koledze trzęsą się trochę ręce. Przerwał
swoją relację. - Czy pan się czuje dobrze,
doktorze? - zapytał.
Z ręką w pudełku Thomas odwrócił do niego
głowę. - Co pan ma na myśli, pytając, czy
czuję się dobrze?
- Myślałem, że może jest pan trochę
niezdrów - nieśmiało odparł Peter.
Thomas wyciągnął maskę z pudełka - razem z
nią jeszcze inna wypadła do zlewu. - A
dlaczego pan sądzi, że ja mogę być
niezdrów?
- Nie wiem, po prostu tak pomyślałem -
wymijająco odrzekł Peter. W tej chwili
żałował, że w ogóle się odezwał.
- Do pańskiej wiadomości: czuję się teraz
doskonale - oświadczył Thomas, nie
próbując nawet ukryć irytacji. - Jednego
natomiast nie toleruję u stażystów -
zuchwalstwa. Mam nadzieję, że pan mnie
należycie zrozumiał.
- Zrozumiałem - odrzekł Peter, chcąc jak
najprędzej skończyć tę rozmowę.
Pozostawiwszy stażystę samemu sobie,
Thomas pchnął drzwi wiodące do sali
operacyjnej. - Na miłość boską - myślał
tymczasem - czy temu gówniarzowi nie
przychodzi do głowy, że wyrwał mnie z
głębokiego snu; w tych warunkach każdy
jest półprzytomny, dopóki się nie rozbudzi
na dobre.
W sali operacyjnej panował ruch. Pacjent
znajdował się już w narkozie, młodszy
personel chirurgiczny był w trakcie
otwierania klatki piersiowej. Thomas
podszedł do stolika ze zdjęciami
rentgenowskimi pacjenta. Korzystając z
tego, że był odwrócony tyłem do sali,
uniósł do góry rękę: drżała tylko
nieznacznie. Bywało gorzej. - Poczekamy aż
ten kogucik zacznie operować - z
satysfakcją myślał Thomas.
Thomas ulokował się w końcu sali i uważnie
obserwował przebieg operacji. Był gotów do
interwencji, ale musiał przyznać, że Peter
był dobrym chirurgiem. Zapytał obecnych
stażystów o możliwość wystąpienia krwiaka
osierdzia. %7ładen z nich, nie wyłączając
Petera, nie pomyślał o diagnozie, mimo że
sprawa była dyskutowana na konferencji
poświęconej śmiertelnym przypadkom. Kiedy
był już pewien, że operacja będzie miała
rutynowy przebieg i zakończy się
pomyślnie, wstał i skierował się do
wyjścia. - Jestem na miejscu, gdybym był
potrzebny - rzucił za siebie. - Jak dotąd,
operujecie bardzo dobrze.
Gdy za Thomasem zamknęły się drzwi, Peter
Figman spojrzał na kolegów i szepnął: -
Zdaje się, że doktor Kingsley wypił dziś
wieczorem o jednego za dużo.
- Sądzę, że masz rację - przytaknął jeden
z młodszych stażystów.
Jeszcze w sali operacyjnej Thomas poczuł
nagły przypływ senności; właśnie obawa
przed zaśnięciem wypędziła go z sali. W
drodze do pokoju chirurgów nabrał więcej
powietrza. Nie pamiętał już, ile
kieliszków szkockiej wypił u Doris. W
przyszłości powinien być bardziej
ostrożny.
Na nieszczęście pokój chirurgów był zajęty
przez dwie pielęgniarki, korzystające z
przerwy na kawę. Miał zamiar wyciągnąć się
na kanapie, ale ostatecznie postanowił
położyć się na łóżku w przebieralni. Kiedy
przechodził obok okna, wyjrzał na zewnątrz
i dostrzegł światło w jednym z pokojów w
przeciwległym budynku. Licząc od końca,
uświadomił sobie, że było to okno gabinetu
Ballantine'a. Spojrzał na zegar wiszący
nad automatem do kawy: dochodziła druga!
Czyżby dozorca zapomniał o wyłączeniu
światła?
- Przepraszam - Thomas zwrócił się do
pielęgniarek. - Będę w przebieralni, gdyby
mnie szukano. Gdybym zasnął, proszę wejść
i szturchnąć mnie mocno.
Idąc do przebieralni Thomas zastanawiał
się, czy światło w oknie Ballantine'a ma
coś wspólnego ze znajdującym się na
parkingu samochodem Shermana. Jeśli tak,
było w tym coś niepokojącego.
W pozbawionym okien pomieszczeniu nie było
zupełnie ciemno: poprzez mały hall
przenikało tutaj światło z pokoju
chirurgów. Jak zwykle oba łóżka były tutaj
puste; Thomas podejrzewał, że jest jedyną
osobą, która z nich korzysta.
Z kieszeni koszuli wyjął małą, żółtą
pigułkę. Zręcznie przełamał ją na dwie
połowy. Jedną z nich położył na języku i
trzymał tam przez chwilę, dopóki się nie
rozpuściła. Drugą włożył z powrotem do
kieszeni koszuli, na wypadek gdyby
potrzebował jej pózniej. Zanim zamknął
oczy, zdążył zadać sobie pytanie, jak
długo pozwolą mu spać.
Szpitalna klatka schodowa o godzinie
drugiej czterdzieści pięć przypominała
wnętrze olbrzymiego mauzoleum, a nie
szpital. Głęboki, prostopadły szyb klatki
- jak gardło tajemniczego molocha
pochłaniający codziennie i wyrzucający na
piętra setki ludzi i przedmiotów - był o
tej porze przerażająco pusty i cichy;
słychać było tylko jęk wiatru wydobywający
się z samych wnętrzności budynku.
Nagle w drzwiach prowadzących z klatki na
korytarz na osiemnastym piętrze pojawiła
się postać; jednocześnie rozległ się
świst, jaki wydaje powietrze wypełniające
naczynie, które wcześniej było całkowicie
opróżnione z gazów.
Ubrany w zwykły strój szpitalny mężczyzna
nie zachowywał się lękliwie, ale
najwyrazniej nie chciał być zauważony.
Najpierw dokładnie sprawdził, czy korytarz
na całej długości jest pusty, a potem
dopiero zamknął za sobą drzwi.
Trzymając jedną rękę w kieszeni białego
fartucha, mężczyzna podszedł po cichu do
drzwi prowadzących do pokoju Jeoffry'ego
Washingtona. Zatrzymał się pod nimi i
nasłuchiwał przez chwilę. Z pobliskiego
pokoju pielęgniarek nie dochodził nawet
najmniejszy dzwięk - słychać było tylko
odległe odgłosy monitorów i aparatów do
oddychania.
W mgnieniu oka mężczyzna znalazł się w
pokoju. Powoli zamknął za sobą drzwi.
Panował tu półmrok - tylko trochę światła
przenikało zza uchylonych drzwi do
łazienki. Kiedy wzrok mężczyzny
przyzwyczaił się do ciemności, wyjął on
rękę z kieszeni; trzymał w niej napełnioną
strzykawkę. Zdjął z igły osłaniający
kapturek i podszedł do łóżka chorego. I
zamarł w miejscu. Aóżko było puste!
Jeoffry Washington ziewnął tak szeroko, że
aż łzy napłynęły mu do oczu. Potrząsnął
głową i rzucił na stojący obok stolik
egzemplarz "Time'u" sprzed trzech tygodni.
Siedział w świetlicy dla chorych,
znajdującej się naprzeciwko jego pokoju.
Wstał z fotela i poruszał się, popychając
przed sobą stojak z kroplówką. Szedł w
stronę pokoju pielęgniarek w nadziei, że
taki spacer będzie dobrym lekarstwem na
bezsenność. Nadzieja jednak nie sprawdzała
się.
Z pozbawionego drzwi pokoju obserwowała go
Pamela Beckenridge. Zdążyła się już
przyzwyczaić do wałęsania się pacjenta po
korytarzu w ciągu ostatnich dwóch nocy. Ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]