[ Pobierz całość w formacie PDF ]
robić.
– Dlaczego?
– Ponieważ chcę być obecny przy jego rekon-
walescencji i mieć pewność, że wraca do zdrowia.
– Sięgnął po pióro i zaczął nim stukać w biurko.
– A to znaczy, iż będziesz musiała pracować dla
mnie trochę dłużej.
– Ale ja muszę zająć się Josephem...
– Jestem pewien, że on zrozumie tę specyficz-
ną sytuację, i wierzę, że w niedługim czasie wszys-
tko wróci do normalności. Musimy tak to urządzić,
żeby żadna sprawa nie ucierpiała.
– A jak dasz sobie radę, jeśli nie będziesz miał
ciągłej pomocy?
– To już zostaw mnie.
– Wobec tego, jaki będzie rozkład zajęć?
– Pomyślę nad tym. – Wstał i zaczął niespokoj-
nie krążyć po pokoju. – Nie może być rozkładu
zajęć – powiedział po chwili, zatrzymując się
przed nią. – Musimy improwizować.
– Improwizować?
– Tak.
– Jesteś pewny, że tak będzie dobrze? – Katy
nie mogła sobie tego wyobrazić. – Jeśli masz
74
CATHY WILLIAMS
zamiar zostać tu dłużej, to może zatrudnisz kogoś
na cały etat? A może pomogłaby ci Isobel?
Sugestia ta była tak śmieszna, że Bruno przysiadł
na biurku i spojrzał na Katy z niedowierzaniem.
– Isobel przez całe swe życie nie wykonała
żadnej pracy. Jej praca to podjęcie decyzji, jakim
kolorem lakieru powinna kazać pomalować sobie
paznokcie.
– Dlaczego chcesz się z nią ożenić, jeśli nie
aprobujesz jej stylu życia?
– A czy ja powiedziałem, że nie aprobuję takie-
go stylu życia? – oświadczył, zastanawiając się
jednocześnie, dlaczego właściwie uważa, iż Isobel
będzie idealną towarzyszką. Ale w tej chwili nie
mógł nic zrobić. Isobel została zaproszona, a Jo-
seph spodziewał się, że coś ważnego wydarzy się
w jego życiu.
Próbował sam siebie przekonać, że Isobel jest
dobrą partią. Jest piękna i miło będzie pochwalić
się nią w towarzystwie.
Napotkał niebieskie oczy Katy i poczuł się
niezręcznie, znając jej opinię. To działało mu na
nerwy.
– Właściwie, to ona nie jest taka niezwykła
– niechętnie zmusił się do wypowiedzenia tego
głośno.
– Może nie.
– Ale mam nadzieję, że Joseph ją zaakceptuje
– rzucił w kierunku Katy niepewne spojrzenie.
– Czy coś mówił...?
PAMIĘTNY KONCERT
75
– Nie. – Katy spuściła oczy na klawiaturę kom-
putera. Nie sądziła, żeby Joseph zaczął od razu
adorować tę kobietę. Bruno uważał, że będzie
ona dla niego idealną towarzyszką życia. Obawiała
się, że taką opinię będą podzielać jedynie Bruno
i Isobel.
Następnego ranka Katy pomogła Josephowi
ubrać się elegancko.
– Wyglądasz tak dobrze, że mógłbyś wypić
herbatę z samą królową – zażartowała Katy pod-
czas śniadania, które jedli w kuchni. Od samego
rana nie było żadnych oznak obecności Brunona.
Dołączył do nich dopiero o wpół do jedenastej.
Był piękny słoneczny dzień. W jasnym świetle
wczesnego lata wydał się Katy tak piękny, jak
królewicz z bajki. Ubrany był w kremową koszul-
kę polo i beżowe spodnie. Ciemne włosy błysz-
czały mu w słońcu, a twarz wydawała się wyrzeź-
biona ręką najlepszego artysty.
Nie powinnam być tutaj, pomyślała. Nie należę
do tego świata. To ich sprawy rodzinne. Siedziała
milcząco, podczas gdy Joseph i Bruno gawędzili
spokojnie i nadsłuchiwali, czy nie nadjeżdża samo-
chód. Miała wielką ochotę wymknąć się do domu,
kiedy nikt nie będzie na nią patrzył. [ Pobierz całość w formacie PDF ]