[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potężnego owada, zatrzymując się na chwilę, by unieść się nad płonącym
budynkiem. Jego nos pochylił się w dół i wypuścił strumień pary z sykiem
niczym wściekły wąż. Felix zastanawiał się, co pilot chce osiągnąć.
Para spotkała się z ogniem i migoczące płomienie zmieniły kolor stając
się ciemno żółte i miejscami niebieskie. Gdy strumień płynął nadal, ogień
zwolna przygasał pochłaniany przez opary i wodę przypominając mały
deszcz tropikalny. Gdy Felix patrzył, żyrokopter obrócił się na miejscu i
ruszył ku następnemu pożarowi.
Nagle Felix poczuł się niesamowicie zmęczony i wyczerpany. Był
posiniaczony i pobity, krwawił z tuzinów małych nacięć i otarć, których
nie zauważył w szale bitwy. Prawe ramię, które utrzymywało miecz,
strasznie bolało. Był niemal przekonany, że ciągłe machanie mieczem
wyrwało je ze stawu. To było złudzenie, które już znał z wielu innych
bitew. Chciał się położyć i spać przez sto lat.
Rozglądając się wokół zastanawiał się, skąd krasnoludy czerpały swoją
energię. Już zaczęły czyścić pole bitwy. Ciała poległych krasnoludów były
zabierane na pochówek w świętej ziemi. W tym czasie zaciągano zwłoki
skavenów na wielki stos do spalenia. Wartownicy w pancerzach wyszli z
twierdzy, aby trzymać wartę na wypadek powrotu szczuroludzi.
Felix wątpił, czy napastnicy dziś powrócą. Jego doświadczenie mówiło
mu, że skaveni potrzebują więcej czasu niż ludzie, by po porażce zebrać
się na odwagę i przygotować do kolejnego ataku. Nie powracali tak
szybko na miejsce swojej klęski i był z tego powodu bardzo zadowolony.
W tej chwili wątpił, czy byłby w stanie poruszyć mięśniem, choćby
szczuro-ogr wstał z martwych i rzucił się na niego. Odepchnął tę okropną
myśl i zaczął szukać przyjemniejszego tematu do rozważań.
Znalazł go. Przynajmniej nadal żyje. Zaczynał znowu wierzyć, że
będzie mógł żyć dalej. Czasami przed i podczas bitwy, gdy strach
zwyciężał nad rozsądkiem, miał wrażenie, że z pewnością zginie. Spadało
to na niego niczym klątwa. Nieznośna pewność własnej śmiertelności.
Teraz zdumiewało go, że nadal tu jest, że jego serce ciągle bije, a oddech
dobywa się z piersi. Rozglądając się dostrzegał mnóstwo dowodów, że
mogło stać się inaczej.
Wszędzie walały się zakrwawione ciała, ciągnięte przez wyczerpane,
ponure krasnoludy niczym półtusze mięsa. Puste oczy trupów gapiły się na
niego. Pomimo wcześniejszych wizji, wiedział, że już nie wstaną. Nigdy
nie będą śmiać się, ani śpiewać, jeść czy oddychać. Ta myśl napełniła go
melancholią. A jednak, wiedział z pewnością, że sam nadal żyje, że może
robić to wszystko, a zatem powinien się radować. Powiadał sobie, że życie
jest zbyt krótkie i kruche, zatem należy się nim cieszyć póki czas.
Zaczął śmiać się cicho przepełniony spokojną radością, która dziwnie
przypominała mu żal. Po chwili pokuśtykał z bólem w noc, by sprawdzić,
czy uda mu się odnalezć Gotreka lub Snorriego, albo kogoś znajomego kto
przeżył tę jatkę.
Thanquol nie mógł w to uwierzyć. Jak to wszystko mogło pójść tak zle,
w tak krótkim czasie? Jego geniusz zapewniał triumf. W jednej chwili
zwycięstwo było w jego zasięgu. W następnej, zniknęło tak szybko, jak
skaveński niewolnik zmykający z pola bitwy. To było chore,
oszałamiające uczucie. Szaremu prorokowi zabrało długie, gorzkie chwile
refleksji przekonanie się, że nawet najbardziej błyskotliwy plan może
zostać zniweczony przez niekompetencję jego podwładnych. Chociaż nie
było w tym jego winy, ci leniwi, tchórzliwi i głupi lokaje znowu go
zawiedli.
Wzmocniony tą wnikliwą myślą rozważył, jakie ma możliwości. Na
szczęście miał plan awaryjny ułożony na wypadek tak mało
nieprawdopodobnej sytuacji, jak ta. Lurk nadal żył i pozostawał w zasięgu
mówiącego kamienia. Z odrobiną szczęścia można go będzie pozostawić
na miejscu, gotowego, by składał raporty o sekretach niegodziwych
krasnoludów, którzy chcieli je tutaj ukryć.
Thanquol spojrzał raz jeszcze na kryształ wróżebny i posłał swój umysł
w poszukiwaniu kontaktu.
Felix poczuł, że ktoś ciągnie go za rękaw. Zobaczył Vareka. Błękitne
szaty młodego krasnoluda były umazane błotem i krwią. Rękaw ubrania
został naderwany i rozdarty w szwach. Widać było postrzępioną i [ Pobierz całość w formacie PDF ]