
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Leżała, z trudem łapiąc powietrze, z rozkrzyżowanymi ramionami, w
powodzi popielatobrązowych loków. Edward zapalił światło. Kiedy
otworzyła oczy, ujrzała jego triumfujący uśmiech. Objął ją ciasno
ramionami.
- A co... co będzie teraz? - zapytała, rumieniąc się z zakłopotania.
- A czego byś chciała?
- Nie wiem. Ale z tego... z tego, co się właśnie stało, raczej niewiele
wynika dla ciebie...
Edward zaśmiał się miękko.
- Wręcz przeciwnie, moja piękna, bardzo wiele! Chcesz wiedzieć, jak
wiele? - Ujął lekko jej dłoń i pociągnął w dół. Teraz mogła przekonać się,
jak bardzo Edward jej pragnie... Zamrugała szybko oczami, jej dłoń
dotknęła go lekko... Edward westchnął głęboko.
- Jak się czujesz? - zapytał z trudem. Była zaskoczona.
- Przecież wiesz!
Schylił się i głęboko ją pocałował. Objęła go mocno i przyciągnęła do
siebie. To starczyło za odpowiedz... Minął długi czas, zanim Edward
uniósł głowę i zapytał:
- Jesteś pewna?
- Tak. O, tak... teraz! Edward, proszę!
Lecz nawet teraz nie chciał się śpieszyć. Pieścił ją i całował, aż prawie
płakała z tęsknoty... Rozsunął delikatnie jej kolana, całował miękką skórę
ud, tak długo, że zaczęła go błagać... I w końcu... w końcu spełnił jej
prośbę. Isabella przygryzła dolną wargę, poczuła kłujący ból... Po chwili
leżeli nieruchomo, bardzo spokojnie, jak ludzie, którzy wydostali się z
oka cyklonu.
- Bardzo cię bolało? - zapytał Edward szeptem.
- Nie, nie bardzo... Dziwne, teraz też nie boli. Wiesz, nawet nie jestem
zmęczona...
- Po prostu jestem bardzo, bardzo sprytny.
- I doświadczony!
- Ostatnio trochę się zaniedbywałem...
- Nigdy bym nie zgadła.
- To tak, jak z jazdą na rowerze. Tego się nie zapomina.
- Umiem jezdzić na rowerze, ale tego jeszcze nigdy nie robiłam.
- Och, wiem, rusałko, wiem! Pozwolisz, że cię nauczę?
Zaczął się poruszać, z początku powoli... Isabella patrzyła mu w oczy
rozjaśnionym ze szczęścia wzrokiem, i z każdym jego ruchem czuła, że
jej ciało, mimo braku doświadczenia, uczy się bardzo szybko...
Stopniowo dostosowała się do rytmu Edwarda, coraz szybciej i szybciej...
Zgodnie z rytmem serc... Doszli wreszcie do spełnienia, przy którym
tamto poprzednie wydało się Isabelli zaledwie bladym cieniem. Teraz
było wszechogarniające, porywało swą pierwotną siłą... Edward
zachłysnął się powietrzem i omal nie zmiażdżył jej w uścisku... A potem
był już tylko uspokajający się oddech, spokojne bicie dwóch serc...
Kiedy Isabella obudziła się, było już rano. Leżała sama. Czuła rozkoszny
ból po wysiłku ostatniej nocy... Tak, pamiętała wszystko dokładnie.
Każdy drobny szczegół, wszystko, co nawet teraz zapierało jej dech w
piersi. W końcu jednak zmusiła się do przypomnienia sobie sceny, która
rozegrała się w Brynteg i okazało się, że wspomnienie to nie jest już
bolesne. Było oczywiście smutne i dość obrzydliwe, jednak najgorsze
miała za sobą. Mogła teraz myśleć o tym bez rozpaczy; zupełnie, jakby
przydarzyło się to komuś innemu, w jakimś innym świecie. Isabella
zdała sobie sprawę, że wypadek i utrata pamięci będą odtąd stanowiły w
jej życiu swoistą granicę. To, co wydarzyło się między nią a Edwardem
Cullenem, będzie jakby ziemią niczyją wstępem do nowego życia i
zakończeniem starego. Na myśl o Edwardzie przeciągnęła się jak kotka i
uśmiechnęła w rozmarzeniu. Tak. To, co wydarzyło się ostatniej nocy,
było doskonałym lekarstwem na szok związany z wyprawą na Brynteg...
Za sprawą cudownego pożądania Edwarda rany zadane jej przez Jamsa
zagoiły się bez śladu. Poruszyła się niespokojnie. A kto, zapytała nagle
samą siebie, wyleczy cię z Edwarda Cullena? Wstała, umyła się
pośpiesznie, założyła dżinsy, sweter i przypięła broszką swoją chustkę.
Kiedy się czesała, zerknęła w lustro. Przez chwilę przyglądała się swojej
twarzy, zaskoczona, że po tym, co się stało, wygląda tak jak zawsze.
Pościeliła łóżko, zebrała swoje rzeczy i postanowiła zejść na dół. Teraz, w
jasnym świetle dnia, nie była już tak pewna, jak ma wyglądać jej
przywitanie z Edwardem. Nie można było jednak dłużej z tym zwlekać.
Zeszła do kuchni i spotkała go, kiedy właśnie wychodził z gabinetu.
- Dzień dobry - powiedział bez uśmiechu. Poinformowałem policję o
tym, że odzyskałaś pamięć.
- Dziękuję. - Była nieprzyjemnie zaskoczona tym chłodnym
przywitaniem. Zaczęła nalewać wody do czajnika. - Ja na pewno bym o
tym zapomniała. Czy nie powinnam nikomu zwrócić pieniędzy za
Seren"?
- Jeśli nie chcesz, żeby sprawa nabrała rozgłosu, nie radzę. Właściciele
dostaną pieniądze z ubezpieczenia.
Isabella krzątała się po kuchni. Za nic nie chciała pokazać, jak bardzo
jest rozczarowana.
-Co zrobisz z jedzeniem, które jest w lodówce? - zapytała, nie patrząc w
jego kierunku.
- Bryn Pritchard wezmie je stąd, zostawię mu klucze. - Spojrzał na nią
uważnie. - A jak ty się dziś czujesz?
- Dobrze - odparła wesoło. - Choć muszę przyznać, że trochę dziwnie
jest wrócić do dawnego świata. Nareszcie jestem cała i zdrowa.
- Niezupełnie. - Uniósł jej twarz tak, że musiała spojrzeć mu w oczy. - Z
pamięcią czy bez, po ostatniej nocy nie określiłbym cię jako całej.
Isabella, czerwona aż po cebulki włosów, odsunęła się od niego.
- To był mój własny pomysł, więc nie narzekam. - Podała mu talerz. -
Gdzie chcesz jeść? Tu czy w swoim pokoju?
Edward patrzył na jedzenie bez zainteresowania.
- Nie wiem, czy w ogóle chce mi się jeść.
- Więc wyrzuć to wszystko do śmieci rzekła urażona.
- Dobrze, już dobrze, jem! - Postawił talerz na blacie i posadził
dziewczynę na wysokim stołku, - Może ty też coś zjesz, kiedy będziemy
rozmawiać?
- Rozmawiać? - Isabella spojrzała na niego pytająco i sięgnęła po
grzankę. Przerwał jedzenie.
- Musimy pogadać, Isabello - powiedział po chwili
milczenia. - Po wczorajszej nocy...
- Zapomnijmy o niej.
- Jak? - Czarne brwi Edwarda utworzyły jedną, szeroką linię. - Może ty
umiesz o czymś takim zapomnieć. Ja nie.
Isabella nie udawała już, że je.
- Posłuchaj, Edward - zaczęła - wczoraj prosiłam cię... błagałam, żebyś się
ze mną kochał. Zaspokoiłeś moją głęboką potrzebę; chciałam zapomnieć
o tym, co widziałam. Pokazałeś mi, jak piękna może być miłość między
mężczyzną a kobietą i poczułam, że znowu jestem zdrowa i normalna.
Nalał herbaty do kubków.
- To stawia mnie na równi z jakimś lekarstwem. Dzięki.
- Dobrze wiesz, że nie to chciałam powiedzieć - odparła zniecierpliwiona.
- Próbuję ci powiedzieć, jak bardzo jestem ci wdzięczna i jak wspaniałe
było to, co się stało. To wszystko. Nie będę ci już ciężarem, od tej pory
nie musisz się czuć za mnie odpowiedzialny.
- Doprawdy, jak miło to słyszeć - przerwał jej. Ale czy ty przypadkiem
o czymś nie zapomniałaś?
- O czym?
- Pomyśl, Isabello! Ktoś chyba mówił ci o ptaszkach i motylkach?
Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, a potem zarumieniła się.
- Ja... nie pomyślałam...
- A ja tak... przez chwilę. Tylko że wtedy było już za pózno. Potrzeba
zaspokojenia wyparła wszystko z mojej głowy.
- Zaspokojenia?! - Dziewczyna rzuciła mu oburzone spojrzenie i
zeskoczyła ze stołka. - Co za potworne słowo!
- A jak byś to nazwała?
- Przysługą. Ty ją spełniłeś, ja jestem wdzięczna. A teraz zapomnijmy o
tym. Jeśli coś się stanie, będzie to tylko moja wina.
Edward chwycił ją za ramiona i odwrócił twarzą do siebie.
- Mam zapomnieć? Myślisz, że jestem aż takim potworem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]