RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chwilą baróiej.
Człowiek z toporem ścisnął silniej swój topór w dłoniach.
Nagle spostrzegł przybysza. Był całkiem nagi. Biegł, dobywając ostatnich sił.
Zerwał się na nogi i poskoczył naprzeciw, ale gdy go tamten spostrzegł, wydał prze-
razny¹²y okrzyk trwogi, daÅ‚ ogromnego susa w bok, rzuciÅ‚ siÄ™ w gÄ™stwÄ™ ostrężyn¹³p ,
przedarł przez nią i skoczył z wysokiego urwiska w sino-czarne fale rzeki. Za chwilę
zajaśniały jego ramiona na ciemnym tle. Pruł fale nerwowymi ruchami, płynął szybko,
jakby mu szło o uratowanie życia. Po krótkim czasie znikł w oddali, stopił się w jedno
z granatowym zarysem przeciwległego brzegu.
CzÅ‚owiek z toporem staÅ‚ przez chwilÄ™ zdumiony i poglÄ…daÅ‚¹³¹ za uciekajÄ…cym. Nie
mógł zrozumieć, czemu tak baróo przeraził się na jego widok.
Jednocześnie wysłał na zwiady słuch w głąb lasu. Mniemał, że nadbiegnie stamtąd
więcej luói. Ale nie dochoóiły odgłosy kroków.
Posłyszał natomiast co innego. Znajdywały się poblisko jakieś istoty i rozmawiały.
Ciche słowa zdawały się wychoóić tuż, spoza najbliższego krzaka.
Człowiek z toporem pochylił się ku ziemi, podpełznął bez szelestu nieco bliżej i położył
siÄ™ w trawie.
Dwie jakieÅ› istoty, nie wieóiaÅ‚, zali¹³² byli to luóie, zajÄ™te byÅ‚y żywÄ… rozmowÄ….
Nastawił uszu.
 Mówię tedy, że mało któremu uda się umknąć?
 Naturalnie. Nie ma potrzeby ścigać go& sam wróci& po latach może, ale wróci
niezawodnie. Przymus zbyteczny& dlatego też roześmiałem się na widok, jak zmykał.
Myślał, że go ktoś goni&
 Powieó no mi raz wyraznie, co to jest takiego to ich  szczęście .
¹²v sparÅ‚szy  óiÅ›: wsparÅ‚szy.
¹²w d bÅ‚o  óiÅ›: zdzbÅ‚o.
¹²x postÄ™k  óiÅ›: postÄ™kiwanie.
¹²y przera ny  óiÅ›: przerazliwy a. przerażajÄ…cy, a. przerażony.
¹³p ostrÄ™ yny  jeżyny.
¹³¹poglÄ…dać  óiÅ›: spoglÄ…dać.
¹³²zali (daw.)  czy.
Tropy 79
 Dokładnie oczywiście określić ci tego nie potrafię, ale musi w tym coś być, bo
inaczej czyżby go luóie szukali z takim wysiłkiem, czyżby ginęli w poszukiwaniach da-
remnych.
 A góież ono jest? Powieó. Czy miejsce jego pobytu zna stary kapłan& czy może
tylko kpi sobie z luói?
 Nie wiem, ale nie musi wieóieć, bo w takim razie przejrzałby nasz podstęp i za-
uważył, że nastawiamy drogowskaz w fałszywym kierunku.
 Któż to wie? Może i wieóiał za młodu, ale zapomniał w starości. To zgrzybiały
człowiek, nie wie sam, ile ma lat.
 Bo ja wiem? Wszakże nie jestem człowiekiem. Nie zadawaj mi ciągle tych głupich
pytań. Co wiem, to ci powiem.
 Oto luóie widocznie żyć bez rzeczy owej nie mogą, musi to więc być coś ważnego.
Każdy szuka góie może i pęói w pogoni za szczęściem swoją własną ścieżką. Ale wszy-
scy schoóą się ostatecznie tutaj, jako pielgrzymi długimi procesjami. Czy to się óieje
z prostego przypadku, czy jest w tym coś innego, nie wiem i nie mogę wieóieć. Jestem
z natury dosyć ciekawy, przeto usiłowałem nieraz&
 Co?& Powieó&
 Badałem, szukałem, przetrząsłem cały nasz kraj. Ale nie znalazłem niczego więcej
prócz drzew, łąk, zwierząt, roślin, rzeki i tym podobnych rzeczy. Oczywiście nie pomi-
nÄ…Å‚em także owego straszliwego, iÅ›cie szataÅ„skiego ostrowu¹³³ leżącego w stronie, góie
wskazuje drogowskaz.
 Ba& jakże mogłeś znalezć, skoro nie wiesz, jak to wygląda. Musi tu jednak być
góieś ukryte& nie dam sobie tego wytłumaczyć&
 Oj głuptasie, głuptasie! Czyż nie wiesz, że przed moim okiem nic się nie ukry-
je? Jakżebym ja, który musi wieóieć wszystko, co się tutaj óieje, mógł nie odnalezć tej
rzeczy, do której złażą się luóiska. Sprawa jednak ma się inaczej. Jest tutaj jakaś omył-
ka. Nie ióie o miejsce, ale o zrozumienie samej istoty szczęścia. Podobnie rzecz się ma
z niebem i z piekłem. Jakże długo luóie szukali po ziemi bramy do piekieł wiodącej, a po
niebie óiury, przez którą przeciska się promień światłości wiekuistej. Luóie wszystko
zamieniają i mieszają jedno z drugim. Tedy owo szczęście, o ile przypuszczam, musi być [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl