[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Riabczykow śpi. Na twarzy wyraz nieobecności. Na ustach piana, jak u małego dziecka.
Ciekawe, jak zachowywał się dawniej, przed zachorowaniem? Chyba nie był taki ponury. Ta
kobieta nie mogłaby pokochać ponuraka. Uczucie miłości zawsze wydawało się Tamarcewo-
wi zagadkowe. Nie mógł zrozumieć, za co kobiety kochają mężczyzn. Jego kobiety nie ko-
chały. Nie kochały go również żony. Ani pierwsza, która zmarła, ani druga, która opuściła go
dla Arbuzowa. Arbuzow powiedział pewnego razu, nie ukrywając bynajmniej swej wyższo-
ści:
Kobiety są nieomylne. Wyczuwają w mężczyznie jego prawdziwą wartość. Powie-
działbym nawet, że to jest coś niewytłumaczalnego... Widzą na wskroś wszystko, nawet po-
przez wszelkie osłony. Nie można ich oszukać! Posiadają dar jasnowidzenia...
Prostak! Wykształcony, oczytany, inteligentny prostak!
Mają dar jasnowidzenia... A niech tam. Ona widocznie również posiada ten dar...
Tamarcew rzuca spojrzenie na Riabczykową. Czyżbym zazdrościł temu nieszczęśliwe-
mu człowiekowi? Riabczykow już prawie nie jest człowiekiem, a jednak jest kochany, ktoś
tęskni za nim, oddaje mu siebie w ofierze. Ty znasz to wyłącznie z książek. Nie raz byłeś
zakochany. Ale ciebie nie kochano nigdy. Nikt nie chciał czynić z siebie ofiary dla twego
dobra. Wręcz przeciwnie, miano ci wszystko za złe. I zainteresowanie fizjologią i psycholo-
gią. I zamiłowanie do pisarstwa. I dolegliwości fizyczne. I zdolność do wytężonej pracy, i
nawet taki drobiazg, jak chrapanie podczas snu...
Tamarcew zbliża się do innego chorego o nazwisku Iwanow. Iwan Iwanowicz Iwanow.
Zdaje się, że to kawaler. Nikt na niego nie czeka. Iwanow cierpi na brak wszelkiej łączności z
tym, co minęło. Nic nie pamięta, jakby się przed chwilą urodził. Jego przeszłość znikła jak
dym.
Tamarcewa ogarnia bolesne uczucie litości. Mimo długich lat praktyki szpitalnej nie
przestał litować się nad chorymi. Profesja nie zabiła w nim uczucia. Kiedyś jako student-
praktykant wstydził się go i lękał, sądząc, iż będzie mu przeszkadzać w karierze lekarza.
O czwartej po południu Tamarcew wychodzi ze szpitala. Dokoła tętni życie. Oddycha
się lekko. %7ływe, ruchliwe, świeże powietrze. Inny świat.
Musi zdążyć na czas na konferencję w instytucie naukowo-badawczym, a autobusu nie
widać. Musiał długo czekać i omal się nie spóznił.
Borodin już stoi na mównicy, przerzuca kartki referatu i chrząka. Poważne, lekko
obrzmiałe oblicze człowieka, który od wielu lat bada aparat poznania, zródło myśli, to, co
poznawszy otaczający świat, pragnie również poznać samo siebie. Jajowata łysa głowa, nos z
cienkimi, nerwowymi nozdrzami i puszysta broda archijereja.
Umysłowość fizjologa i psychiatry powiedział cicho referent, jak gdyby rozmy-
ślając na głos jest w czymś podobna do umysłowości inżyniera, konstruktora przyrządów
kosmicznych. Przecież mózg człowieka jest również pewnego rodzaju kosmosem, nieskoń-
czonością zamkniętą w czaszce. Mózg człowieka to szczyt ewolucji biosfery ziemskiej i w
jakiejś mierze podsumowanie. Zresztą przedwcześnie jeszcze mówić o podsumowaniu. Bo
czyż ewolucja uległa zahamowaniu? Czy człowiek jej najwyższe osiągnięcie nie będzie
się zmieniać w miarę upływu nowych tysiącleci?
Tamarcew, jak zwykle, słuchał tego człowieka zamierając z rozkoszy. Kochał go, mało,
ubóstwiał, a zarazem był zły na niego. Kochał za rozum, za talent i wściekał się na jego cha-
rakter. Borodin był mądry jak szatan. Za plecami wszyscy nazywali go Brodą Archijerejską.
A w oczy? Któż ośmieliłby się powtórzyć mu to? I oto teraz w jego drwiących oczach cynika
i karierowicza iskrzyła się myśl, silna, odważna myśl, zdolna do wniknięcia w istotę każdego,
nawet najbardziej skomplikowanego problemu...
I za tę potęgę i siłę jego myśli Tamarcew niemal gotów był wybaczyć wszystkie przy-
krości, jakie mu wyrządził Borodin.
Mózg! Zaiste, to kosmos, duchowa nieskończoność, zamknięty w czaszce intelektualny
wszechświat. Ten brodaty cynik nie szanuje niczego, przed niczym nie chyli głowy prócz
mózgu ludzkiego. Ale szanuje mózg jako taki, jako instrument poznania, stworzony przez
ewolucję i historię, lecz nie poszczególny mózg jednostki ludzkiej.
Borodin łączył kunszt znakomitego eksperymentatora i umysł świetnego teoretyka ze
skłonnościami do wątpliwych pod względem moralnym postępków. W swoim czasie zredago-
wał list do gazety, podpisany przez pracowników jego laboratorium, a wymierzony przeciw
powieści fantastyczno-naukowej Tamarcewa. Borodin nie interesował się powieścią i fanta-
styką naukową, lecz pragnął podstawić nogę Tamarcewowi-fizjologowi z samoistnymi kon-
cepcjami, który bronił ich i nie zgadzał się z poglądami Archijerejskiej Brody.
Obecnie Borodin był zaabsorbowany dwiema sprawami: stworzeniem sztucznego mó-
zgu i próbą usunięcia dyrektora instytutu, człowieka niezdolnego do konformizmu, upartego,
niezależnego, który nie chciał tańczyć tak, jak mu Borodin zagra. Obie sprawy zaprzątały go
prawie w jednakowym stopniu. Kiedy jednak stawał na mównicy, wszyscy zapominali o jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]