[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tylko raz? Uwielbiam czekoladę. Choć mama mówi, że od czekolady psują się zęby, mógłbym ją jeść stale.
Chleba pewno też nie masz.
Bruno pokręcił głową.
Nic nie wziąłem - odparł. - Kolację podają dopiero pół do siódmej. A u was?
Szmul wzruszył ramionami i się podniósł.
Muszę już wracać powiedział.
Może byś do nas kiedyś wstąpił na kolację - zaproponował Bruno, choć nie do końca pewny, czy to dobry
pomysł.
Może - odparł Szmul, jakoś bez przekonania.
Albo ja cię odwiedzę rzekł Bruno. - Poznałbym twoich przyjaciół - dodał z nadzieją.
Liczył, że Szmul go sam zaprosi, lecz nic na to nie wskazywało.
Mieszkasz po złej stronie ogrodzenia - powiedział tylko Szmul.
Mógłbym się tu prześliznąć - odrzekł Bruno, unosząc drucianą siatkę.
W samym środku, między drewnianymi słupami, dało się ją odchylić bez trudu i drobny chłopiec z łatwością
przeszedłby na drugą stronę.
Patrząc, co robi Bruno, Szmul cofnął się z niepokojem.
Muszę wracać - powtórzył.
No to na razie.
Nie wolno mi tu siedzieć. Jakby mnie złapali, dopiero bym miał za swoje.
I poszedł sobie a Bruno znów zauważył, jak malutki i chudy jest jego nowy przyjaciel.
W ogóle nie wspomniał o tym słowem, bo doskonale wiedział, jaką przykrość sprawiają krytyczne uwagi na temat
czegoś tak banalnego jak wzrost, a przecież nie chciałby dotknąć Szmula.
Wrócę jutro! - krzyknął za chłopcem, lecz ten nie odpowiedział, tylko pędem pobiegł w stronę domków.
Gdy Bruno został sam, stwierdził, że jak na jeden dzień starczy już tego odkrywania, i ogromnie podniecony
ruszył do domu, nie mogąc się już doczekać, kiedy opowie wszystko rodzicom i Gretel, a ona z zazdrości chyba pęknie
oraz Marii, kucharce i Larsowi. Miała to być opowieść o przygodzie, która go spotkała po południu, i o nowym
przyjacielu, co ma takie śmieszne imię, i że obchodzą urodziny tego samego dnia, lecz w miarę jak zbliżał się do
domu, zaczęły go ogarniać rozmaite wątpliwości.
Bo może przemyśliwał - wcale się nie zgodzą, żebyśmy dalej byli przyjaciółmi, a wtedy przecież mogą mi
zakazać wychodzenia z domu.
Gdy wreszcie stanął w progu i poczuł ulatujący z piekarnika zapach wołowej pieczeni na kolację, powziął decyzję,
że na razie lepiej będzie zachować całą rzecz dla siebie i nie wspominać o niej choćby słówkiem. Miała to być jego
tajemnica. Jego i Szmula.
Bruno wyznawał pogląd, że jeśli chodzi o rodziców, a zwłaszcza siostrę czego uszy nie słyszą, tego sercu nie
żal.
Butelka wina
Mijał tydzień za tygodniem i do Brunona powoli zaczęło docierać, że w najbliższej przyszłości nie wróci do
przytulnego berlińskiego domu oraz że na razie może sobie wybić z głowy jazdę po poręczy i spotkania z Karlem,
Danielem czy Martinem.
Ale też pomału zaczął się przyzwyczajać do pobytu w Po-Zwieciu i już mu nie było tak okropnie smutno jak na
początku. Bo przecież się okazało, że jednak ma z kim pogadać.
Co dzień po południu, po skończonych lekcjach,wędrował wzdłuż ogrodzenia, siadał i ile się dało gawędził ze swym
nowym kolegą Szmulem, więc tęsknota za Berlinem coraz mniej mu doskwierała.
Pewnego dnia, gdy przed wyjściem napełniał kieszenie chlebem i wyjętym z lodówki serem, nagle zjawiła się
Maria, którą ten widok, zdaje się, nieco zdziwił.
Cześć - jakby nigdy nic rzekł Bruno. - Aleś mnie nastraszyła. W ogóle cię nie słyszałem.
Chyba nie masz zamiaru znowu jeść? - z uśmiechem spytała Maria. - Dopiero co było biad, a ty znowu
głodny?
Troszeczkę - odpowiedział Bruno. - Wybieram się na spacer, więc biorę coś na drogę, tak na wszelki wypadek.
Maria wzruszyła ramionami i podeszła do kuchenki, żeby nastawić wodę na zupę.
Obok na stole piętrzyły się kartofle i marchewka, którePaweł miał jak zwykle obrać.
Bruno już-już szykował się do wyjścia, gdy raptem, na widok warzyw, przypomniało mu się pytanie, które dręczyło go
od dłuższego czasu. Do tej pory jakoś nie było kogo spytać, aż wreszcie nadarzyła się wprost kapitalna okazja:
Mario, mógłbym o coś zapytać?
Pokojówka obróciła się i popatrzyła na niego zaskoczona.
Naturalnie, paniczu - odparła.
I jak cię zapytam, to obiecasz nikomu nie wygadać?
Maria podejrzliwie zmrużyła oczy, ale przytaknęła.
No dobrze - odpowiedziała. - A co byś chciał wiedzieć?
Chodzi o Pawła - odrzekł Bruno. Znasz go, prawda? Tego, który przychodzi obrać kartofle i pózniej podaje
do stołu.
Pewnie, że tak - odpowiedziała z uśmiechem Maria, wyraznie ucieszona, że pytanie nie dotyczy jakiejś
poważniejszej sprawy. Nieraz sobie rozmawiamy. A czemu pytasz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]