[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tamtym co powiedziałam, nie chciałam nic złego...
- Nie, nie - zaprzeczył zdecydowanie. - I prosiłem, żeby mi panna Natalia nie mówiła
paniczu.
- Ale inni tak mówią.
- Wolę jak panna Natalia tak nie zwraca się do mnie. Wtedy jest tak bardziej po
sąsiedzku, po przyjacielsku...
- Aha - odpowiedziała Natalia. - Po przyjacielsku bardziej.
Przed młynem czekali dwaj młodzi mężczyzni, w których Kalinowski domyślił się
kandydatów do pracy młynie. Obaj znali się już z poprzedniej wizyty, ale trzymali się
oddzielnie, rozumiejąc że tylko jednemu pisane zadowolenie.
- Mogę ocenić tylko ich umiejętności przy robocie - uprzedził Ignaś. - Wszystko inne
zależy od panny Natalii.
- I bardzo dobrze - odpowiedziała. Właśnie o pracę mi chodzi.
Czekający powitali dziewczynę, zdejmując czapki, i obaj obrzucili niepewnym
spojrzeniem młodego pana Kalinowskiego, usiłując odgadnąć jego rolę u boku ich przyszłej
gospodyni.
- Pokażcie, co potraficie - zarządził od razu Ignaś. - Metr zboża do zmielenia na
dwóch. Ja ocenię, jak wam idzie, a panna Natalia postanowi, z którego będzie więcej
pożytku.
Spojrzeli po sobie i, choć zaskoczeni takim sposobem najmu do pracy, zgodzili się w
milczeniu na swego rodzaju zawody.
- A wedle jakiej kolejności będziem mleć? - zapytał jeden.
Był mniejszy od konkurenta, chudszy, żylasty, ciemnowłosy i ciemnooki. Miał na
imię Antoni, pochodził spod Gródka.
- A jak chcecie? - spytał Ignaś.
Większy, pleczasty Gustaw ze wsi Zwierki, wzruszył ramionami.
- Mnie wszystko jedno.
Jednakże Antoni nie chciał mu ustąpić pola.
- Wylosować wypada - podpowiedział.
Natalia Wudkiewicz nie brała udziału w tych rozmowach, trzymała się z boku, ale
pilnie wszystko obserwowała. Teraz zerwała kilka zdzbeł trawy i ukryła je w dłoniach.
- Kto wyciągnie krótsze, będzie pierwszy próbował - postanowiła.
Zgodzili się bez sprzeciwu. Samo losowanie trwało dość długo. Pierwszy losował
Antoni, nie mógł się zdecydować, wybierał jedno zdzbło, potem drugie, wracał do
pierwszego. Nie chciał jednak dopuścić kolegi, żeby jego wybór zdecydował za niego.
- Mnie wszystko jedno - powtórzył Gustaw spokojnie.
Antoni wyciągnął krótszą trawkę, ale był z tego niezadowolony. Ignaś Kalinowski
zauważył, że Antoni jest trochę zdenerwowany i pewnie okazałby takie samo
niezadowolenie, gdyby w wyniku losowania pierwszy był jego konkurent.
- No, to wiemy w jakiej kolejności - oznajmił Kalinowski. - Najpierw spróbuje
Antoni, potem Gustaw. Po pół godziny macie, z zegarkiem w ręku.
Odwrócił się do młynarzówny.
- A panna Natalia to może do domu pójdzie? Po co ma sobie ubrudzić takie ładne
ubranie?
- Chciałam zobaczyć, jak pracują.
- Jeszcze będzie okazja niejeden raz widzieć. Ale, oczywiście, proszę.
Poszli na pięterko, na drewniany podest, gdzie obsługuje się młyn, Natalia jako
ostatnia wspięła się po stromych schodkach, skinieniem dziękując za pomocną rękę Ignasia.
Zajęła miejsce na brzegu, dość daleko od rynny, do której wsypuje się ziarno do zmielenia.
Było tu stosunkowo niewiele pyłu, ten w większości powstawał piętro niżej.
- Lepiej niech panna Natalia założy coś na siebie - podpowiedział Ignaś. - Zwłaszcza
włosów szkoda. Albo może jednak lepiej poczekać w domu?
Podał jej chustkę, by zawiązała ją szczelnie wokół głowy, chowając włosy, ale
sprzeciwiła się aż takim środkom ostrożności.
- Lepiej chyba wyjdę - postanowiła po namyśle. - Pan Ignaś mnie zawoła, jak będzie
wiadomo.
- Zawołam.
Odeszła, stukając pantofelkami po drewnianej podłodze.
Patrzyli za nią we trzech i być może wszyscy trzej myśleli o tym samym. Perspektywa
pracy dla kogoś tak ładnego i pełnego uroku była bardzo przyjemna.
Ignaś klasnął w dłonie.
- Zaczynajmy! Każdy robi tak jak umie, jak go uczono. Radzę się nie spieszyć, bo nie
chodzi o szybkość, ale o dokładność.
Antoni rzucił się do worka z żytem, z łatwością przytaszczył go na miejsce. Potem
uruchomił maszynę, a następnie, gdy już grała, wsypał ziarno do przeznaczonej dla niego
rynny. Zagrzmiało, zatrzęsło, zatrzeszczało, ziarno zaczęło przesuwać się z rynny pomiędzy
kamienie, a te obracając się ścierały je na proch. Mąka szła drugą rynną w dół, owiewana
tylko trochę, by pozbyć się plew i różnych zanieczyszczeń, na dole sypała się do drewnianej [ Pobierz całość w formacie PDF ]