RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

brakło tam rąk do pracy. W jej domu  którym była wioska na północ od Port Louis,
gdzie największą budowlą jest pobielona świątyńka Wisznu  porozumiewano się dia-
lektem bhodzpuri tak skreolizowanym, że nikt oprócz Hindusów z Mauritiusa nie jest
w stanie go zrozumieć. Mala nigdy nie była w Indiach, więc to, że się tam urodziłem,
spędziłem dzieciństwo i miałem tam krewnych, sprawiało, że w jej oczach byłem kimś
strasznie atrakcyjnym, przybyszem z Xanadu.  %7ływił się bowiem nektarem, spijał mle-
ko raju .
Mimo że miała, jak sama twierdziła,  skrzywienie naukowe , interesowało ją pisar-
stwo i spodobało się jej, że próbowałem zostać pisarzem. Była dumna z  Romea i Ju-
lii z wyspy Mauritius , jak nazywała Pawia i Wirginię Bernardina de St Pierre, i nalega-
ła, bym to przeczytał.
 Może będzie to miało jakiś wpływ...  powiedziała z nadzieją w głosie.
Jak większość lekarzy, była pozbawiona pruderii i praktyczna. Jako typowy osobnik
ze  skrzywieniem humanistycznym zazdrościłem jej znajomości tego, jacy jesteśmy
w środku. Byłem przekonany, że na temat natury ludzkiej wie wszystko to, co ja muszę
sobie wyobrażać. Nie mówiła dużo, lecz czułem, że znalazłem w niej swoją opokę. Poza
tym nocą w jej żyłach budziły się gorące, mroczne przypływy Oceanu Indyjskiego.
Odnosiłem wrażenie, że denerwuje ją Eliot i moja zażyłość z nim. Kiedy już została
moją żoną  w podróż poślubną pojechaliśmy do Wenecji  sytuacja ta zmusiła ją do
wygłoszenia długiej, jak na nią, przemowy.
65
 Te wszystkie czary-mary!  parsknęła, dając wyraz naukowej pogardzie dla tego,
co irracjonalne.  Jakie to durne!!! Uważam, że on tu za często przychodzi. On ci zle
robi. Kim on w ogóle jest? Zwyczajnym angielskim pomyleńcem. Wyczuwasz mnie, sa-
hib? Dziękujemy za nauki itede, ale teraz powinieneś go sobie odpuścić.
 Walijskim pomyleńcem  poprawiłem ją, nie posiadając się ze zdumienia.  On
jest Walijczykiem.
 Nieważne  rzuciła doktor (pani) Khan.  Diagnoza wciąż aktualna.
Lecz ja uważałem, że w tym ogromnym intelektualnym magazynie przeróżnych od-
mian  wiedzy zakazanej , którego zawartością Eliot hojnie się ze mną dzielił, znalazłem
inny sposób połączenia  tu i tam , moich dwóch inności, mojej podwójnej nieprzyna-
leżności. Wydawało mi się, że w świecie magii i mocy istnieje coś w rodzaju fuzji po-
glądów: taki system europejsko-ameroindiańsko-orientalno-lewantyński, w który roz-
paczliwie pragnąłem wierzyć.
Miałem nadzieję, że z pomocą Eliota skonstruuję jakieś  zakazane ja . Zwiat widzial-
ny, którym rządził cynizm i napalm, wydawał mi się do szczętu pozbawiony dobroci
lub mądrości. Zwiat ukryty, gdzie nauczyciele przechadzali się z adeptami i gdzie moż-
na było dostrzec rąbki wielkich tajemnic, miał mi wskazać drogę do mądrości. Dzięki
niemu chciałem osiągnąć  ulubiony termin Eliota  harmonię.
Mala miała rację. On nie mógł pomóc nikomu, biedny dureń; nie potrafił nawet ura-
tować siebie. W końcu demony upomniały się o niego: Gurdżijew i Uspieński, Crowley
i BÅ‚awatska, Dunsany i Lovecra5à. Zepchnęły owce z walijskiego wzgórza i zaatakowa-
ły jego umysł.
Harmonia? Mało gdzie panował taki jazgot, jak w głowie Eliota. Pieśni aniołów Swe-
denborga, hymny, mantry, tybetańskie zawodzenia. Jaki ludzki umysł potrafiłby się
obronić przed taką wieżą Babel, gdzie teozofowie spierają się z konfucjanistami, a scjen-
tyści z różokrzyżowcami? Tu  wierni chwalą nadejście Majtreji, tam  krwiopijczy
czarnoksiężnicy ciskają uroki. Wyobrazcie sobie, z jednej strony millenaryści oznajmia-
ją koniec świata, z drugiej ukazuje się Hitler, wymachując hakenkreuzem, który w swo-
jej ignorancji lub podłości nazwał imieniem symbolu dobra: swastyka.
W tej zgrai, która osaczyła chorego człowieka z Crowley End, nawet mój faworyt, ra-
dża Rammohan Raj, stał się jeszcze jednym głosem w kakodemonicznej ciżbie.
Bang!
Nareszcie cisza. Requiescat in pace.
Zanim powróciłem do Walii, brat Lucy, Bill, wezwał policję, firmę pogrzebową i spę-
dził heroiczne godziny w gościnnym pokoju, zmywając ze ścian krew i mózg. Lucy,
66
w jasnej, letniej sukience, siedziała w kuchni i z kamiennym spokojem popijała dżin.
 Przejrzysz jego książki i papiery?  zapytała tonem, który wydał mi się słod-
ki i obojętny.  Ja nie mogę. Powinno tam być sporo tego Glendowera. Trzeba to upo-
rządkować.
Cały niemal tydzień pochłonęło mi to smutne odkopywanie nie opublikowanych
myśli mojego nieżyjącego przyjaciela. Czułem, że karta się odwróciła: ja zaczynałem
być pisarzem, Eliot zaś z tym skończył. Naprawdę jednak przestał nim być, jak odkry-
łem, wiele lat wcześniej. Nie trafiłem na żaden ślad brudnopisu o Glendowerze ani ja-
kiejkolwiek innej poważnej pracy. Znalazłem wyłącznie chore brednie.
Bill Evans zapełnił maszynowymi i ręcznymi zapiskami Eliota trzy skrzynie od her-
baty. W tych skrzyniach delirium odkryłem setki stron pretensjonalnych, chaotycznych
obelg i ledwie rozpoczętych tyrad skierowanych przeciwko całemu światu. Znalazłem
kilkanaście notatników, w których Eliot spisał wydumane wersje swojej własnej przy-
szłości: od wyjątkowo wybitnej i świetlanej po nędzny żywot zapoznanego geniusza
zwieńczony straszliwymi chorobami lub śmiercią zadaną przez zazdrosnych rywali; po-
tem, nieodmiennie, przychodziło uznanie całego skruszonego świata, który nie potrafił
docenić wielkiego człowieka. %7łałosne to były zapiski.
Z jeszcze większą przykrością czytałem jego twórczość dotyczącą nas, jego przyja-
ciół. Dzieliła się na dwie grupy: nienawistną i pornograficzną. Znalazłem zjadliwe ata-
ki wymierzone przeciwko sobie oraz całe strony pornograficznych opisów scen miło-
snych, z udziałem mojej żony Mali, z którą  spotykał się , zapewne dla zwiększenia ich
autoerotycznego efektu, tuż po naszym ślubie. A także kiedy indziej. Na stronach po-
święconych Lucy roiło się od uwag zarówno nieprzychylnych, jak i lubieżnych. Na próż- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl