[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i zniknęła za frontowymi drzwiami.
Zuza, poczekaj! Pobiegł za nią.
W przejściu minął się z mężczyzną w czerwonej koszulce i ze stetoskopem na szyi. Zignorował
jego pytania po włosku i wyszedł na zewnątrz. A za nim Olga.
Na podwórku stała karetka. Chwilę pózniej wjechały dwa wozy policyjne. Brama wjazdowa
była otwarta na oścież. Zapewne Nadarzewski uciekł stąd autem.
Maks spostrzegł biegnącą w stronę ulicy Zuzannę. Miał zamiar ją dogonić, ale zatrzymał go
Rafał w towarzystwie pięciu umundurowanych mężczyzn. Trzech z nich weszło do domu.
W porządku? zapytał Wilkowski. Jak się czuje Zuzanna? Widziałem, że lekarz do niej
poszedł.
Zuzanna jest tam. Maks gestem głowy wskazał na bramę. Jeśli zaraz jej nie złapię...
Leć!
Był już trzy metry za nią, gdy na chodnik wjechało zielone volvo.
Uważaj! krzyknął.
Zuza niemal odbiła się od maski samochodu.
Jak jezdzisz, idioto! wrzasnęła do kierowcy.
Z auta wysiadło dwóch chłopaków.
Kacper? zawołała. Boże Zwięty, czy wyście wszyscy powariowali? Co ty tu robisz?
Spojrzała na Przemka. Skąd się tu wzięliście?
Zaraz ci wszystko wytłumaczę powiedział spokojnie Kacper.
Ty mi nic nie tłumacz, tylko go goń! Chwyciła za klamkę drzwiczek zielonego volvo, aby
wsiąść do środka, lecz Maks ją zatrzymał.
Zuza, uspokój się! Jego głos był stanowczy. Nawet nie wiesz, dokąd on uciekł.
Wiem próbowała mu się wyrwać. Nadarzewski pojechał z obrazem do Rzymu.
Nadarzewski? zainteresował się Kacper. Z obrazem?
Jedziemy! Ponownie sięgnęła do klamki. Powiem wam po drodze. Trzeba się
pospieszyć, bo ten drań ucieknie do Nowego Jorku. Jeśli tam poleci, wszystko stracone.
Nigdzie nie pojedziesz powiedział łagodnie Maks, trzymając Zuzannę w objęciach.
Pozwól, żeby zajął się tym Rafał z policją. Oni będą wiedzieli, jak go złapać.
Nie daruję mu tego, słyszysz? Z bezsilności zaczęła okładać Maksa pięściami, ale
udaremnił jej to, przyciskając ją mocniej do siebie. Chcę jechać do Rzymu. On na pewno
poleci do Nowego Jorku. Nie! Do Rzymu. Albo do Nowego Jorku. Nie! Nie wiem...
śśś. Pogładził ją po włosach. Już dobrze.
Obaj bracia patrzyli na nich nieco zdezorientowani, ale żaden z nich się nie odezwał. Po chwili
Maks poczuł, jak Zuzanna kolejny raz wiotczeje mu w ramionach.
ROZDZIAA XXIV
Basia? Wytężyła wzrok, aby lepiej przyjrzeć się stojącej przed nią kobiecie. To naprawdę
ty?
Zuzik, skarbeńku...
Basiu! Jak dobrze cię widzieć. Wyciągnęła przed siebie ręce. Promieniejesz. Jesteś taka
śliczna. Chciała do niej podejść, ale postać oddalała się. Nie uciekaj. Przytul mnie, jak
kiedyś.
Pamiętaj, że zawsze przy tobie będę.
To dlaczego odchodzisz? Zatrzymaj się. Poczekaj.
Nie mogę...
Porozmawiaj ze mną prosiła. Tak bardzo się za tobą stęskniłam. Nie zostawiaj mnie.
Zuzanna starała się przebić przez gęstą mgłę, chciała biec, ale nie zdołała ruszyć się
z miejsca.
Basiu, zostań! Słyszała swoje słowa, odbijające się echem w głuchej, jasnej przestrzeni.
Zuzik, skarbeńku... Głos był coraz cichszy. Będę przy tobie dopóty, dopóki pozwolisz mi
gościć w swej pamięci.
I nagle postać zniknęła. Rozpłynęła się w mlecznobiałej poświacie gdzieś za horyzontem,
którego nie było.
Przestrzeń stawała się coraz jaśniejsza. Mgła zaczęła przybierać kształty bladobłękitnych
obłoków, wśród których Zuza zobaczyła huśtawkę, zawieszoną na małej pierzastej chmurce.
Na huśtawce ktoś się bujał. Basia? Nie! To była dziewczynka o bujnych kasztanowych lokach
sięgających do ramion, ubrana w różową sukienkę i białe pantofelki. Uśmiechała się. Była
szczęśliwa.
Wygląda zupełnie jak... ja. Zuza nie mogła oderwać od niej wzroku. Jak ja, gdy miałam
sześć lat.
Różowe falbanki falowały z wdziękiem w górę i w dół, beztrosko i radośnie, jak gdyby poza
zabawą nie istniało nic więcej. Huśtawka! Najlepsza frajda z dzieciństwa.
I nagle Zuzanna spostrzegła, że ta mała dziewczynka buja się na... agrafce? Dusza artysty jest
zawieszona w niebie na agrafce. W niebie na agrafce...
Zuzanna! Usłyszała swoje imię.
Czyj był ten głos? Znała go. Tak! Na pewno go znała. Dobiegał z daleka. Z bardzo daleko.
Może zza chmur, zza horyzontu, którego nie było.
Zuziu!
Patryk? Czy to mógł być on? Nie. Jego głos był inny. Równie ciepły i dzwięczny, ale inny.
Rozejrzała się, mając nadzieję, że zobaczy mężczyznę, który ją wołał. Wytężyła wzrok. Nikogo
nie było. Zniknęła też mała dziewczynka o kasztanowych lokach. Została tylko agrafka. Bujała
się jeszcze, przypięta do pierzastej chmurki.
Zuziu!
Wszędzie były tylko bladobłękitne obłoki. Tańczyły. Wznosiły się i opadały.
Zuzanna!
Słyszała, lecz nie mogła zobaczyć. Kto to był?
Zaczęła kręcić się w kółko, na próżno wypatrując właściciela głosu. Pierzaste chmurki
wirowały wraz z nią. Z każdą chwilą stawały się coraz jaśniejsze. Jakby przebijało przez nie
słońce. Najpierw delikatnie. by po chwili rozbłysnąć promiennym, oślepiającym blaskiem.
Zuza zamknęła oczy i wtedy poczuła znajomy piżmowy zapach. Zachłannie wciągnęła
powietrze do płuc.
W niebie na agrafce... w niebie na agrafce...
Zuziu, słyszysz mnie?
Z trudem otworzyła oczy.
Maks?
Nareszcie jesteś szepnął z ulgą.
Kręci mi się w głowie.
Minęło kilka długich chwil, zanim zdała sobie sprawę, że leży na łóżku. Przed sobą zobaczyła
twarz Maksa. Była blisko. Zaledwie chwilę od pocałunku.
Nareszcie gdzie jestem? zapytała.
Nic sobie nie przypominasz?
Pamiętam tylko dziewczynkę, która huśtała się w niebie na agrafce.
W niebie na agrafce? Uniósł lekko brwi. Widzę, że dziewczynka jeszcze się nie obudziła.
Prześpij się. Zajrzę do ciebie pózniej.
Nie odchodz. Objęła go za szyję i pocałowała. Tęskniła za jego namiętnością. Ich wargi
zetknęły się na kilka sekund. Wszystko wokół wirowało, jak rozsypane kadry z jakiegoś filmu...
Powinnaś odpocząć. Oderwał się nagle od jej ust.
Nie jestem zmęczona. Czekała na jego uśmiech, ale się nie pojawił. Zaniepokoiło ją to.
Powiesz mi, gdzie jestem?
W szpitalu.
Gdzie? zapytała zdziwiona. Dlaczego?
Zemdlałaś. Było podejrzenie, że masz wstrząśnienie mózgu po tym, jak Nadarzewski
przewrócił cię na podłogę. Na szczęście badania wykazały, że nie był to grozny upadek, więc
do stałaś tylko leki na uspokojenie i grzecznie przespałaś prawie całą noc.
Leki na uspokojenie?
Gdy odzyskałaś przytomność, byłaś w szoku. Krzyczałaś, wyrywałaś się i chciałaś uciekać.
O matko! jęknęła. Nie pamiętam... Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
Mam coś dla ciebie. Wyjął z kieszeni małą ramkę ze zdjęciem i podał ją Zuzannie.
Aukasz? Przytuliła fotografię do policzka. Moje kochane maleństwo. Skąd to masz?
Znalazłem na trawniku przed domem Jana Masza.
Dzięki. Musiało mi wypaść z torebki, gdy... zawiesiła głos i westchnęła. Rozsypane obrazy
zaczęły nagle układać się w chronologiczną całość. Posmutniała.
Obok na kamieniu była twoja krew. Pamiętasz, co się stało?
Zuzanna podniosła rękę i spojrzała na plaster, przyklejony do przedramienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]