
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gwen popatrzyła na siebie.
62
S
R
- Właśnie - skłamała. - Sprowadziłam kilka takich dla pewnego butiku i w
końcu jedną kupiłam dla siebie.
- Może kiedyś pójdziemy razem na zakupy, ale najpierw muszę urodzić tego
małego brzdąca - dodała Lucy i poklepała się po brzuchu. - Nie zamierzam kupować
żadnych nowych ciuchów, zanim znowu nie wrócę do poprzedniej figury.
Gwen uśmiechnęła się, szczęśliwa, że rozmowa zeszła na inne tory.
- Kiedy to nastąpi? - spytała.
- Jeszcze dwa miesiące. - Lucy westchnęła. - Już nie mogę się doczekać.
Zcisnęła rękę męża i wymienili się takimi spojrzeniami, że serce Gwen
ścisnęło się z zazdrości. Sama nigdy nie poznała tak głębokiego uczucia.
- Peter denerwuje się bardziej, niż to pokazuje - ciągnęła Lucy. - A ja czekam
równie niecierpliwie na dziecko co na powrót do dawnych kształtów.
- Denerwuję się! - warknął Peter. - Do diabła, jestem przerażony!
Przez moment Lucy przemawiała do niego uspokajająco. Ethan przewrócił
oczami. Widział ich w takich sytuacjach już nieraz. Pochylił się ku Gwen i powie-
dział scenicznym szeptem:
- Przepraszam za to wszystko. Powinienem był jednak zaprosić kogoś innego,
a nie to stare małżeństwo.
- Hej! - oburzył się Peter. - Zaczekaj, aż przyjdzie twoja kolej. Pewnego dnia,
kiedy będziesz jęczał i wił się w oczekiwaniu na swoje pierwsze dziecko, przy-
pomnę ci, jak mało było w tobie sympatii i współczucia. Chociaż, prawdę mówiąc,
niewielkie widzÄ™ na to szanse.
- Któż to wie. - Ethan poruszył brwiami i czubkiem nosa musnął Gwen za
uchem. - Zastanawiałem się ostatnio, kto mógłby chcieć znosić kolejne pokolenie
Banksów.
Nie wiedział, czemu to powiedział. Spostrzegł zdumione spojrzenia, które
wymienili Lucy i Peter. Ale znacznie bardziej zaciekawiła go reakcja Gwen.
63
S
R
A było na co popatrzeć. Jej policzki robiły się coraz bardziej czerwone. Prawie
jak jej sukienka. Spodobało mu się to. W ogóle podobała mu się aura niewinności,
która ją otaczała.
Chociaż może starała się tylko zrobić wrażenie na jego przyjaciołach? Jeśli
tak, to może nie powinien jej więcej zaczepiać? Przynajmniej nie tak, żeby oni to
widzieli.
Były wszak inne sposoby... O, tak. Były sposoby.
Kelnerzy wnieśli główne danie.
- Wygląda wspaniale, Ethanie - oceniła Lucy. - Twoi dostawcy są niezwykle
uzdolnieni.
- Dziękuję. Sam ich wybrałem.
Peter trącił żonę łokciem.
- A nie mówiłem, że on jest sprytniejszy, niż wygląda?
- Jesteście niepoprawni. Nie słuchaj ich - zwrócił się Ethan do Gwen. - Umiem
gotować. Tylko nie coś takiego jak to. A poza tym staram się... - Posłał przy-
jaciołom błagalne spojrzenie. - Staram się zrobić na tobie wrażenie.
Gwen przełknęła smakowity kęs.
- Och, jestem pod wrażeniem - zapewniła. - Trzeba naprawdę sprawnych
palców i niezwykłych umiejętności, żeby dodzwonić się do firmy cateringowej.
Peter parsknął śmiechem.
- Uważaj, Ethanie. Ona jest nie gorsza od ciebie.
- Przepraszam. - Gwen spuściła wzrok. - To nie było miłe z mojej strony. -
Nieświadomie położyła mu dłoń na kolanie.
Odczuł to, jakby jej palce były wykonane z płomieni. Ich gorąco spłynęło mu
w głąb trzewi. Nie zamierzał przegapić takiej okazji. Zanim się spostrzegła, nakrył
ręką jej dłoń i przytrzymał.
- To prawda, nie było - powiedział miękko. - Ale sądząc po szczególnym
poczuciu humoru moich przyjaciół, to ja popełniłem błąd, zapraszając ich. A w ogó-
64
S
R
le to masz rację. Rzeczywiście nie zrobiłem nic więcej poza sięgnięciem po telefon i
zamówieniem tych ludzi. Moje kulinarne umiejętności zademonstruję ci kiedy
indziej.
Popatrzył na Lucy i na Petera spode łba.
- U mnie! We dwoje. Bez uszczypliwych komentarzy gawiedzi.
Wygięła palce, próbując uwolnić rękę, ale nie pozwolił na to. I jakby nigdy
nic, wziął w drugą rękę widelec i wrócił do jedzenia.
Wiele sekund minęło, zanim Gwen zrozumiała, że nie zdoła uwolnić ręki bez
wzbudzania powszechnego zainteresowania. Westchnęła zrezygnowana i także
zabrała się do jedzenia.
Ethan uśmiechnął się pod nosem. Jak dotąd, niezle, pomyślał.
Emocje nieco opadły. Jedli w milczeniu przez długie minuty. Aż w końcu
Lucy zaczęła rozmowę o pogodzie.
Kochana Lucy! - pomyślała Gwen. Uratowała przyjęcie.
Ethan od czasu do czasu kiwał potakująco głową albo wtrącał jakieś słówko.
Jednak większość starań poświęcał na przekazanie Gwen, co naprawdę krążyło mu
po głowie. Jakie miał plany na pózniej. Kiedy zostaną sami.
Jego prawa ręka pieściła pod stołem dłoń Gwen. Głaskał ją pomału. A gdy się
przekonał, że nie ucieka, skierował się wyżej, ku przedramieniu.
Dotarł do łokcia i wtedy... jego dłoń zawędrowała na jej udo.
Gwen zakasłała w serwetkę i zabrała swoją rękę z jego kolana. Ale jego dłoń
na swoim udzie pozostawiła w spokoju.
Siedzieli bardzo blisko. Tak blisko, że ocierali się o siebie przy każdym
poruszeniu. Dotykali się kolanami. Na szczęście stół był na tyle duży, że Peter i Lu-
cy niczego nie zauważyli. Albo tylko udawali, że nie widzą.
Ethan gawędził swobodnie z Lucy i Peterem, a jednocześnie przycisnął udo do
uda Gwen. I powoli sunął dłonią w dół, aż dotarł do krawędzi jej sukienki.
65
S
R
Kelnerzy zmienili nakrycia. Gdy kręcili się wokół stołu, zabrał rękę z nogi
Gwen. Wyprostował się na krześle.
Ethan początkowo chciał zamówić tiramisu, specjalność firmy, ponieważ
jednak deser zawierał alkohol, a Lucy była w ciąży, zrezygnował. I zdecydował się
na lodowy przysmak Baked Alaska".
Po drugiej stronie stołu Lucy wbiła łyżeczkę w smakołyk i ze zmrużonymi
oczami z rozkoszą się nim delektowała.
- Mm. Cudowne - zwróciła się do męża. - Kiedy będziemy organizować
przyjęcie, zatrudnimy tę samą firmę.
Peter ochoczo pokiwał głową.
Ethan uniósł łyżeczkę, gdy nagle poczuł, że coś musnęło jego nogę. I jeszcze
raz. I znowu...
%7łar jak błyskawica przeszył go na wylot. Zdziwił się, że nie eksplodował.
%7łądza szarpnęła jego trzewiami. Zamek u spodni omal nie trzasnął pod naporem.
Zacisnął zęby i czekał, aż lody rozpuszczą mu się na języku i ostudzą
namiętność. Wbił w Gwen wielkie jak spodki oczy.
Ona zaś z niewinną minką pochylała się nad swoim deserem. Lecz nie zdołała
go zmylić.
Kobieta, która się czerwieniła na najmniejszą aluzję, która była gotowa wbić
mu widelec w dłoń, kiedy się odważył wsunąć ją pod jej sukienkę, niespodziewanie,
dobrowolnie, rozpustnie... zabawiała się z nim stopą. Z nim!
66
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Reakcja Ethana na jej karesy bosą stopą wywołała u niej przyspieszone bicie
serca z radości. Sam zaczął tę grę. A przecież tego wieczoru miała być właśnie taka,
nieprawdaż? Tego się po niej spodziewano.
Udawała, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Z kamienną twarzą poprawiła
się na krześle i uzyskawszy w ten sposób lepszy dostęp, kontynuowała to, co za-
częła.
Pochyliła się ku Lucy, jak to w rozmowie. A pod stołem skrzyżowała nogi i
wsunęła Ethanowi stopę pod nogawkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]