RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Katrina wędrowała drogą w dół, starając się iść powoli, aby spalić jak
najmniej kalorii, co było sprzeczne z jej naturą. Wolałaby raczej maszerować
\wawo, wymachując rękami i podskakując od czasu do czasu. Zwłaszcza w tak
piękny dzień. Takich dni było wiele na St Barlow. A gdyby zamieszkać tu na
stałe?
Hm, zamieszkać na stałe na St Barlow... Zatrzymała się, patrząc w
zamyśleniu na imbirowe zaroiła przy drodze. Koliber trzepotał skrzydełkami
wśród \ółtych dzwoneczków.
Mogłaby hodować zioła i sprzedawać je do Plantation czy innych hoteli i
luksusowych restauracji na Karaibach. Mogłaby te\ produkować leki ziołowe
według miejscowych receptur i sprzedawać je nawet w Stanach. A\ podskoczyła
i roześmiała się w głos, wyciągając ramiona wysoko, do błękitnego nieba. Co za
wspaniały pomysł!
Kiedy wyszła zza zakrętu, dobry humor opuścił ją błyskawicznie. Na
ławce przed sklepikiem Josephine siedział Maks i zajadał naleśniki z mał\ami.
- Witam panią - pozdrowił ją całkiem uprzejmie, choć w jego twarzy o
wydatnym nosie i kwadratowej szczęce nadal było coś aroganckiego. Błękitne
oczy obserwowały bacznie Katrinę. Denerwowało ją to. Miała ochotę odwrócić
się i uciec. Zamiast tego stała wpatrzona w mę\czyznę jak ptak w wę\a.
Na szczęście pojawiła się Josephine i z szerokim uśmiechem zaprosiła ją,
\eby usiadła. Kobieta mówiła po angielsku z przyjemnym, śpiewnym,
karaibskim akcentem. Oznajmiła, \e właśnie sma\y kolejną porcję naleśników i
ma pewne, bardzo interesujące wiadomości.
- Ja tylko spacerowałam - skłamała Katrina - i ju\ jadłam lunch.
- Mo\e pani spokojnie coś jeszcze przekąsić - odezwał się Maks.
- Proszę - posunął się, robiąc jej miejsce obok siebie.
Usiadła.
Josephine postawiła przed nią butelkę zimnego napoju, który zawsze
podawała do naleśników. Katrina napiła się z przyjemnością. Murzynka
koniecznie chciała podzielić się z nimi nowinkami, więc przez następne pół
godziny słuchali jej słodkiego karaibskiego zaśpiewu. Katrina tak się zasłuchała,
\e prawie zapomniała o niemiłym towarzystwie Maksa Laurello, autora
przygodowych powieści.
Prawie, ale nie całkowicie. Opowiadanie Josephine wciągnęło ją, jednak
gdzieś w głębi odczuwała \ywo obecność Maksa - jego ciało, ruchy, sposób, w
jaki trzymał pióro, zapisując coś w małym notesie, który wyciągnął z kieszeni.
Wyspiarskie historie Josephine zdawały się niezwykle go inspirować.
Wreszcie gadatliwa sklepikarka musiała zająć się nowym klientem. Maks
odło\ył notes.
- Zastanawiam się, czy nie po\yczyłby mi pan którejś ze swoich ksią\ek -
zapytała Katrina, popijając sok. Ta lektura mogłaby jej wiele wyjaśnić.
- Nie - odpowiedział.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Dlaczego nie?
- Nie wziąłem \adnej ze sobą.
Westchnęła.
- Nie mam ju\ nic do czytania i bardzo cierpię. Mo\e ma pan coś innego
do po\yczenia?
- Nie - odpowiedział krótko, kończąc piwo i odsuwając butelkę.
To ju\ było zdumiewające.
- Chce pan powiedzieć, \e nie ma \adnych ksią\ek w domu? śadnych?
Nawet jakiegoś horroru czy kryminału? - Patrzyła na jego usta, męskie,
zmysłowe i bardzo niepokojące. Podniosła wzrok na jego oczy. Wszystko było
w tym człowieku niepokojące.
Skrzywił się.
- Lubi pani horrory?
- Nie, ale myślałam o tym, co pan mo\e lubić. Horrory, thrillery i temu
podobne dzieła, ociekające krwią - powiedziała z niewinnym uśmiechem.
Spojrzał na nią groznie znad talerza, gdzie Josephine poło\yła właśnie
świe\y naleśnik.
- Nie mam \adnych ksią\ek, które mogłyby panią zainteresować -
oświadczył z miną pełną godności i zajął się jedzeniem
- Skąd pan wie, co mogłoby mnie zainteresować? - burknęła. Jego
arogancja doprowadzała ją do wściekłości.
Maks popatrzył na nią sceptycznie. Nie miała wątpliwości, \e myślał o
ksią\ce, którą widział u niej na pla\y.
- No, to proszę mi wyjaśnić - powiedział z wymuszoną cierpliwością -
jakiego rodzaju ksią\ki pani czyta? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl