[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego niechęć do Kosa. Czy czas rozstrzygnie te niejasności?
Ryszard machnął ręką i wyciągnął suchary. Chrupiąc je patrzył na ciemną rzekę, płynącą
leniwie w poświacie księżyca.
O świtaniu ruszył śladami Indian. Dopędził ich pod wieczór. Razem bez większych przygód
szczęśliwie dotarli do Tippecanoe.
ZEMSTA CZARNEGO SPA
U zródeł Tippecanoe River rozrosło się Miasto Wielkiego Ducha. Na wolnej stepowej
przestrzeni, okolonej z zachodu bagnistą doliną rzeki, a z pozostałych stron prawieczną
puszczą, wsparte na drewnianych palach, wzmocnione skórzanymi wiązadłami, wyplecione z
prętów i kory drzew wyrastały wigwamy Seneków, Kapotów, Sampiczów, Tuskarorów,
Siwaszów, Mohaw-ków, Lenapów, Oneidów, Miamisów, Pottawatomich, Wyando-tów i
ciągle napływających wojowników plemion wschodu, północy i południa. Wśród tych starannie
wyplecionych chat w różnych miejscach indiańskiego miasta zakwitały barwne stożki
skórzanych tipi Tetonów, Pawnisow, Osagów, Omahów i innych koczowniczych szczepów
dalekiej prerii.
Gońcy Tecumseha codziennie rozbiegali się, niosąc czerwonoskórym plemionom wampumy
wojny i znaki Związku Oporu. Sam wódz także wyruszał do okolicznych plemion i wygłaszał
płomienne mowy. Głosił wiek walki i ostatecznego zwycięstwa nad białymi. A mówił tak
porywająco, z taką mocą i wiarą, że najbardziej nieufni wodzowie pozbywali się wątpliwości i
przystępowali do wojennej federacji1.
Codziennie nad Tippecanoe, na zboczu uroczego pagórka górującego nad zabudowaniami
Wielkiego Miasta, Elskwatawa odprawiał uroczyste ceremonie szamańskie, w których
uczestniczyli wszyscy mieszkańcy stolicy Związku Oporu. Niezwykłą sławę Wielkiego
Proroka ugruntował Elskwatawie przypadek. Oto wędrując pewnego razu do plemienia
Ottawów nad jezioro Huron wstąpił do fortu Detroit w celu zakupienia prochu i ołowiu.
Usłyszał wtedy rozmowę białych na temat zbliżającego się zaćmienia słońca. Biali rozmawiali
swobodnie, nie krępując się obecnością dzikiego Szawaneza. Elskwatawa doskonale władał
jgzykiem angielskim, a dziesięć lat spędzonych wśród białych wykorzystał na poznanie wielu
ich tajemnic. Zapamiętał datę
mającego nastąpić zaćmienia słońca i postanowił natychmiast wrócić do Tippecanoe. Na
określony dzień zapowiedział wielkie uroczystości szamańskie. Przygotował je z dużą
starannością. Od świtu dudniły bębny, a Elskwatawa zanosił modły do Manitou. W
wygłoszonej mowie oświadczył wielotysięcznym tłumom Indian, że za chwilę stanie się cud.
Umrze słońce i na nowo się odrodzi. Czerwonoskórzy w podnieceniu czekali na spełnienie
przepowiedni szamana. A kiedy rzeczywiście słońce zostało przesłonięte ciemną tarczą, lęk
ogarnął wojowników. Gdy złociste promienie słońca znów zalały Miasto Wielkiego Ducha,
entuzjazm ogarnął czerwonoskórych. Wtedy Elskwatawa wskazując na swego blizniaczego
brata, Tecumseha, zawołał donośnym głosem:
Słońce umarło i zmartwychwstało. Tak samo dzieci Manitou umarły, ale zjednoczone
plemiona pod wodzą wielkiego Tecumseha zwyciężą białych, by odrodzić się i żyć.
Od tego dnia imiona braci blizniaków były na ustach wszystkich Indian, a sława o
nadprzyrodzonych mocach szamana biegła od grzmiących wód Niagary aż po dalekie prerie
zachodu, od Krainy Wielkich Jezior aż pod zielone magnolie2 Florydy.
Setki pielgrzymów przybywały do Wielkiego Miasta, nazywanego także Grodem Proroka,
by uczestniczyć w świętych obrządkach. Wyzwoleńczy ruch zataczał coraz szersze kręgi.
Rosła militarna siła indiańskiej federacji.
Ryszard Kos mieszkał pod jednym dachem z Tecumsehem. Razem wiedli długie rozmowy i
układali plany. W naradach tych uczestniczył Elskwatawa. Gońcy wielkiego wodza zjednoczo-
nych plemion biegli z rozkazami do wszystkich szczepów. Wojownicy dostarczali do
wspólnych magazynów futra dzikich zwierząt, a specjalne grupy Indian w fortach, miastach i
faktoriach wymieniały futerka na broń lub pieniądze.
Pewnego dnia zwiadowcy Szawanezów donieśli Tecumsehowi, że generał armii Stanów
Zjednoczonych Zebulon Pikę3 wyruszył z Detroit ze specjalną misją do dalekich plemion
Odżib-wejów i Dakotów. Po krótkiej naradzie Skacząca Puma, Elskwatawa i Czerwone
Serce doszli do wniosku, że wyprawa ta ma na celu zniechęcenie tych liczebnie wielkich
plemion prerii do szawaneskiego Związku Oporu oraz nastawienie ich wrogo do Anglików
gospodarujących na terenie Kanady.
Tecumseh podjął szybką decyzję. Postanowił natychmiast udać się za Missouri, gdzie
rozciągały się rozległe tereny Dakotów, i do Minnesoty, gdzie wśród uroczych jezior mieszkali
Odżibwejowie.
Pojedziesz ze mną powiedział do Ryszarda a Elskwatawa pozostanie w Mieście
Wielkiego Ducha.
Kos aprobująco skinął głową. Omówili wyprawę. Tecumseh powierzył swemu bratu
obowiązki naczelnika i bez żadnej eskorty, we dwóch przygotowali się do drogi. Był wczesny [ Pobierz całość w formacie PDF ]