RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie patrzyli sobie w oczy.
- Proszę, złotko - powiedział, przytrzymując drzwiczki. Wsiadła bez
słowa. Leander wsiadł do samochodu i ruszył.
Milczeli.
Leander zsunął kapelusz na czoło, by osłonić oczy przed słonecznym
blaskiem. By nie patrzeć na Heddy. Czuł ucisk w krtani i w żołądku. Im bardziej
zbliżali się do miasta, tym bardziej był niespokojny i nieufny.
Powiedziała, że musimy porozmawiać, pomyślał.
No, tak. To prawda.
Dlaczego otarła się o niego przy wsiadaniu do furgonetki, jeśli chodziło
jej tylko o rozmowę?
Potrzebna nam poważna rozmowa, pomyślał.
Prawda. Ale dlaczego pomalowała rzęsy i nałożyła odrobinę różu na
policzki? Po co związała włosy w koński ogon i przewiązała je żółtą wstążką?
Dlaczego skropiła się perfumami? I czemu w końcu miała na sobie dżinsy tak
obcisłe, że uwydatniały jej wspaniałe kształty?
W końcu, przede wszystkim, jesteśmy rodzicami Christiny, myślał dalej.
- 109 -
S
R
Racja. Macierzyństwo i placek z jabłkami.
To dlatego kilka guziczków przy obcisłym, żółtym sweterku było
odpiętych. I pewnie dlatego Heddy nie włożyła staniczka.
Nie dotknął jej, prawie na nią nie patrzył, a jednak sprawiła, że siedział
rozpalony jak cegła w piecu.
Cholera! Dokąd by tu pojechać? Gdzie mogliby porozmawiać?
Przemyślałem wszystko dokładnie i podjąłem decyzję, tłumaczył sobie w
myślach. Wracam na Alaskę i rozwodzę się.
Doleciał go subtelny zapach jej perfum i poczuł, że wciąż jej pragnie.
Psiakrew!
Przed nimi, na tle szarego nieba, jaśniał gigantycznych rozmiarów
waflowy rożek wypełniony lodami waniliowymi. Pędzący odrzutowiec znaczył
białą smugą swój lot wokół przysmaku.
Tak! Zwycięstwo!
Więcej niż zwycięstwo!
Ocalenie!!!
Heddy jęknęła cichutko z nie skrywanym rozczarowaniem, gdy
zahamował i włączył prawy kierunkowskaz.
- Tutaj?! - usłyszał. - Dlaczego tutaj, Leandrze? Czuł na sobie jej palące
spojrzenie.
- Powiedziałaś, że chcesz porozmawiać - powiedział najobojętniej, jak
tylko potrafił. Powoli zjechał z szosy obok malowidła przedstawiającego
smakowite lody - reklamy jedynego w mieście baru dla zmotoryzowanych. -
Poza tym... jestem głodny.
Agał jak pies.
- Masz coś przeciw  Mlecznej Księżniczce"? - spytał z tajonym
zadowoleniem. - Uwielbialiśmy to miejsce, gdy byliśmy młodsi.
Kolejne łgarstwo. Zawsze woleli być tylko we dwoje.
- 110 -
S
R
- To jest najpopularniejszy lokal w naszym mieście - powiedziała. -
Wszyscy przychodzą właśnie tutaj, żeby plotkować o innych. To już lepiej od
razu przekażmy im treść naszej rozmowy w formie obwieszczenia na rynku,
żeby wszyscy mogli sobie poczytać. Albo wywieśmy transparent na wieży
ciśnień.
- Niezły pomysł. Jęknęła. Roześmiał się.
- Czujesz teraz, jak dokuczliwe jest plotkarstwo tego miasta. - Leander z
całych sił starał się, by jego słowa zabrzmiały nonszalancko. - Skoro nie
możemy walczyć z plotkarzami, przyłączmy się do nich.
- Co takiego?!
W zaparkowanym tuż obok samochodzie siedział Yates w towarzystwie
innego, grubego policjanta. Popijali kawę i gapili się na nich.
- Teraz będziecie lepiej słyszeć - rzucił Leander w ich stronę, opuszczając
szybę.
- Leandrze! Nie!!! - jęknęła Heddy, gdy pomachał policjantom ręką.
Wznieśli w górę kubki w geście pozdrowienia; - Ja tylko żartowałam - syknęła
mu do ucha.
- Wszyscy w tym mieście wciąż plotkowali o nas. Od kiedy przyszliśmy
na świat. Czas najwyższy, żeby coś z tego mieli.
- Nie teraz. Nie dzisiaj, kiedy... - głos jej się załamał - kiedy w grę
wchodzi nasze małżeństwo.
- Złotko, co ty?! Powiedzmy sobie otwarcie. Nasze małżeństwo jest już
skończone.
- Ale czy wyznanie Tii nie zmieniło wszystkiego? - spytała.
Z ulgą przyjął dobiegający ze znajdującego się tuż nad samochodem
zardzewiałego głośnika skrzypiący głos kelnerki. Czekała na zamówienie.
- Na co masz ochotę, złotko? - spytał Leander, przerywając Heddy w pół
słowa. Jakby w tym momencie najważniejsze dla niego było jedzenie.
- Na nic!
- 111 -
S
R
Jej oczy robiły się coraz większe, gdy Leander składał zamówienie.
Zażyczył sobie dwa hamburgery, trzy torebki frytek, kawę, lody owocowe z
czekoladą i korzenne piwo.
- Nie dasz rady zjeść tego wszystkiego!
Patrzył na nią i czuł przemożną chęć wsunięcia dłoni za sweterek i
dotknięcia jej delikatnej skóry. Zaśmiał się z samego siebie.
- Znów będziesz mi podkradać przysmaki - powiedział.
- Nie dzisiaj. Jak ty w ogóle możesz myśleć o jedzeniu! Ja jestem tak
wytrącona z równowagi, że nie przełknęłabym ani kęsa.
- Zawsze tak mówisz - mruknął, patrząc prosto przed siebie. Nagle
ziewnął, jakby był już bardzo znudzony tą rozmową. - Coś powiedziałaś,
złotko?
- Leandrze. Poznałam całą prawdę. To zmieniło wszystko. Przynajmniej
dla mnie.
Cichy ból w jej głosie ranił jego serce. Głupcze, przynajmniej tym razem
rozegraj to sprytnie, pomyślał.
- Może dla ciebie. Dla mnie nie - warknął. - Nigdy w życiu nie oberwałem
od nikogo tak jak od twego ojca. Zapamiętałem to na zawsze. Ty też powinnaś.
- Ale ja nie wiedziałam - szepnęła cicho.
- No cóż, może należało powiedzieć ci to wprost. Nigdy, przez całe życie,
nie zraniłem kogoś słabszego, starszego czy biedniejszego ode mnie. Zawsze
wiedziałaś, że nie cierpię tchórzliwych łobuzów.
- Leandrze, znam dzisiaj całą prawdę i okropnie żałuję, że zwątpiłam w
ciebie.
Znowu usłyszał nutę bólu w jej głosie i znowu poruszyło go to do głębi.
Była taka bezradna i zagubiona. Potrzebowała jego opieki.
Znów krew zawrzała w nim pragnieniem, pożądaniem.
Sprytnie. Musisz być sprytny, instruował się w myślach. Myśl!
- Ja też żałuję - odparł gburowate - ale przeszłości nie odmienimy.
- 112 -
S
R
- Kocham cię.
Odwrócił oczy i napotkał skupione twarze Yatesa i jego kompana. Starali
się za wszelką cenę usłyszeć choćby jedno słowo z ich rozmowy.
- O, tak... aż do chwili gdy znów odwrócisz się ode mnie - powiedział
szorstko. - Jesteś jak żarówka - włączona, wyłączona, włączona, wyłączona.
Tyle tylko, Heddy, że przez większość czasu byłaś wyłączona.
- Już nigdy więcej. - Załkała.
- Nie?
Zamknął oczy. W ten sposób nie bał się jej tak bardzo. Nie mogło to
uwolnić go od jej subtelnego zapachu, od ekscytującej obecności tej kobiety...
Ale dzięki temu mógł odezwać się po chwili prawie opanowanym głosem.
- Doskonale wiesz, Heddy, że od dzieciństwa kochałem tylko ciebie. Nie
bacząc na to, że wszyscy ludzie wokół nas, a zwłaszcza twoja rodzina, wciąż
dawali mi odczuć, że nie jestem dla ciebie dość dobry. Czasem nawet ty
traktowałaś mnie z wyniosłym lekceważeniem. Zwłaszcza wówczas, kiedy w
pobliżu była Tia.
- Nigdy nie miałam...
- Pozwól mi skończyć - przerwał jej. - Nie było mi łatwo żyć z piętnem
bękarta. Nie znałem nawet swojego prawdziwego nazwiska. Ale właśnie dlatego
skazany byłem na pokochanie pięknej księżniczki.
Heddy zaczerwieniła się.
- Nie dość jeszcze, że wszyscy wkoło podejrzewali mnie o jakieś ukryte
złe zamiary, to jeszcze musiałem nauczyć się tak wiele. Do czego służy który
widelec, co odpowiedzieć w  eleganckim towarzystwie", gdy jakiś nadziany
staruch zapytał, czym zajmował się mój ojciec. Zlęczałem nad podręcznikami
savoir-vivre'u, próbowałem nauczyć się tych wszystkich idiotycznych zasad i
reguł, żeby tylko nie przynieść ci wstydu przed szacownymi przyjaciółmi Tii. A
pamiętasz, jak wyjechałaś do Europy, do szkoły? Do prywatnej szkoły z
internatem. Znalazłaś się w wielkim świecie. W tym czasie ja chodziłem do
- 113 -
S
R
szkoły, zarabiałem na życie i w wolnych chwilach pisałem. Ale przede
wszystkim umierałem z tęsknoty za tobą. A tutaj wciąż opowiadano sobie o [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cherish1.keep.pl